FELIETON. Koronawirus. Jemy, liczymy, czekamy...

Niedziela, godz. 6.57 rano! - Mamo, ja już chcę do szkoły... Sen to czy jawa? Bo wierzyć nie mogę. Najstarsza, która - delikatnie ujmując - za szkołą nie przepada, już za nią tęskni.

- Nudzę się... - jęczy i pakuje się taranem do łóżka. Ale dlaczego w niedzielę przed siódmą rano?

Opowiada:

- Fizykę już zrobiłam, informatykę też, z polskiego rozprawkę nawet napisałam...

I - a to cud nad cudy świata - "Lalkę" skończyła czytać.

- Co będziemy dziś robić? Upieczemy ciasto?

Ciasto było w piątek (z serem i dżemem), ciasto było w sobotę (z bitą śmietaną), a w między czasie naleśniki na słodko i placki z bananami. W ciągu tych kilku dni domowej kwarantanny poszły dwa kilogramy mąki z naszych zapasów na czas pandemii - więcej niż zazwyczaj zużywamy w ciągu miesiąca.

A Najmłodszy, z nieustającym głodem w oczach, jak pewnie każde dojrzewające metr siedemdziesiąt pięć, wciąż mruczy, zaglądając do lodówki i spiżarki:

- To możemy już to jeść czy na coś czekamy?

A no właśnie,

na co czekamy?

Już nie na wiosnę, nie na Wielkanoc i nie na wakacje... Nawet nie na urodziny, choć w tym roku wypadają bardzo okrągłe, catering był zamówiony i planowana była wielka impreza...

Czekamy na liczby. Ile dziś, ile może być jutro, chorych i zmarłych. Liczymy, czytamy, oglądamy, słuchamy. Co przewidują lekarze, co mówią naukowcy? Już wiemy, że dwa tygodnie kwarantanny zostaną przedłużone. Miesiąc, dwa czy dłużej? Bać czy nie brać do głowy, jak to robią Anglicy?

Na razie próbujemy iść na wspólny spacer. Piękne słońce, wiatr mniejszy, a na naszej pół-wsi, na obrzeżach Białegostoku, ludzi na drodze powinno być mało.

- Pobiegamy?

- Wolę rower.

- Nie, ja chcę rolki!

- Muszę iść????

Bierzemy rower, rolki i kijki do nordic walking - byle iść, byle zgodnie, może się uda.

Na dwukilometrowej ścieżce, od granic miasta do najbliższej wsi, mijamy jednego biegacza, trzech rowerzystów i dwie inne rodziny z dziećmi - oni schodzą na jedną stronę chodnika, my na drugą, jednocześnie wstrzymując oddech, bo wirus podobno lata na 5 metrów. Czy to już wariactwo?

Na końcowym przystanku jedynej linii, która tu dojeżdża, trzech nastolatków pali wspólnego (!) papierosa. Na lokalnej drodze 27 samochodów w ciągu pół godziny - mniej więcej tyle samo co na co dzień, w godzinach szczytu, gdy ludzie wracają z pracy w mieście do podmiejskiego domu. Gdzie jadą teraz? Kina, knajpy i sklepy pozamykane, nawet bazar przy Kawaleryjskiej... Nawet msze odwołane. Może obiad u teściowej?

Czas wlecze się w domu niemiłosiernie i wszystkie lekcje prawie już nadrobione. Nauczyciele już w czwartek wczesnym popołudniem przesyłali dzieciakom pierwsze zadania.

- Mamo, mamo - z wielkim wzburzeniem mówiła wtedy Średnia. - Mam teraz więcej prac do napisania, niż gdybym chodziła do szkoły...

Ale pisze. A Najmłodszy ćwiczy rozciągnie i swoje codzienne 120 pompek - treningi mu też odwołali, MOSiR na Dojlidach zamknięty na kłódkę.

Poniedziałek rano, dwudziestu pięciu nowych chorych, na Podlasiu zero. I słońce

tak pięknie świeci...

Dzwoni Najlepsza Koleżanka. Mówi, że właśnie odwołała rezerwację wakacyjną we Włoszech. Już nie liczy, że sytuacja do lipca się zmieni... Zarejestrowała się za to w internetowej wypożyczalni filmów i pyta o tytuły, które wciągną, dadzą zapomnieć o codzienności i można razem z dziećmi, też nastolatkami, obejrzeć.

- Może "The Rain"?- mówię, ale zaraz sobie przypominam: - To o deszczu z wirusem...

- To może "Mgła"? - dodaje Najstarsza, bo też bardzo lubi moją Najlepszą Koleżankę. - Ech, to o miasteczku odciętym od świata...

-"Nie otwieraj oczu" z Sandrą Bullock ? - myślę głośno - No nie, to apokaliptyczna wersja świata, w której "coś" zabija ludzkość...

Covid-19 - to rzeczywistość czy tylko nasz własny film?

Zobacz również