Kilkanaście minut po bezpiecznym wywiezieniu bomby w miejscu, gdzie leżała pojawił się samochód jednostki wojskowej. Żołnierze w pośpiechu wyładowali z auta kolejną bombę - tym razem w postaci mównicy, ale o sile rażenia wielokrotnie większej niż zwykły ładunek wybuchowy. Za kilka godzin mównicę obejmie w posiadanie osobiście "minister wojny", to znaczy minister obrony narodowej Antoni Macierewicz. Na 16:30 zapowiedział konferencję prasową na temat akcji unieszkodliwiania pozostałości po ostatniej wojnie z Niemcami.
Razem z mównicą przyjechały namioty, zapewne do ochrony przed szkodliwym promieniowaniem z ministerialnej mównicy. Antoni Macierewicz wie, co robi. Chce, żeby tę sprawną i zakrojoną na wielką skalę akcję kojarzono z pierwszym żołnierzem RP.
Choć prawdę mówiąc te dobre kupony od sprawnej akcji to nie Macierewicz odcina pierwszy. Jeszcze zanim podniesiono bombę, jeszcze zanim saperzy nie pomylili się ten jeden raz, już zdążył zaznaczyć swoją obecność wiceminister spraw wewnętrznych Jarosław Zieliński. Musiał pogratulować swoim podwładnym przy błyskach fleszy. Spóźnił się co prawda na konferencję prasową, ale przecież to mogło być jak najbardziej usprawiedliwione spóźnienie - musiał się przedzierać przez policyjne kordony.
W ten sposób, jak widzimy - sukces ma wielu ojców. Nawet więcej niż dwóch. Bo ci, którzy obserwowali pracę policjantów, żołnierzy, żandarmerii wojskowej, strażaków wiedzą, ile ci zwykli ojcowie sukcesu włożyli starań, by powiodła się ta gigantyczna operacja logistyczna.
Swoją drogą - ciekawe czy do "ojców sukcesu" dziś na konferencji prasowej dołączy prezydent Białegostoku i burmistrz Supraśla. Przecież i oni przyczynili się do szczęśliwego finału. Bo na przykład na przysiędze "armii Macierewicza" pana prezydenta nie było.