Już w poniedziałek, dwa dni po Marszu Równości prezydent Białegostoku Tadeusz Truskolaski zapowiedział, że złoży do prokuratury doniesienie na marszałka Artura Kosickiego oraz jeszcze trzech innych działaczy PiS. Prezydent uznał, że to oni odpowiadają starcia z policją, do jakich doszło podczas marszu. Prezydent winę tę nazwał "sprawstwem kierowniczym".
Jeszcze tego samego dnia tylko kilka godzin później marszałek województwa Artur Kosicki zapowiedział, że złoży zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez prezydenta Tadeusza Truskolaskiego. Przestępstwo to miało polegać na tym, że prezydent nie zapobiegł zamieszkom, a powinien był to zrobić.
Najpierw (w środę 24 lipca) do Prokuratury Rejonowej Białystok-Północ swoje doniesienie na prezydenta złożył marszałek. W lakonicznym komunikacie prasowym czytamy, że przestępstwo, którego miałby się dopuścić prezydent Truskolaski, polega na "zaniechaniu podjęcia czynności określonych w ustawie z dnia 24 lipca 2015 r. Prawo o zgromadzeniach (Dz.U. 2019 r. poz. 631) w stosunku do zgromadzenia publicznego zgłoszonego pod nazwą Pierwszy Białostocki Marsz Równości organizowanego w dniu 20 lipca 2019 r. w Białymstoku, czyli przestępstwa określonego w art. 231 §1 kk". Przywołany artykuł 231 §1 Kodeksu karnego nakłada karę do trzech lat więzienia na urzędnika, który działa na szkodę interesu publicznego poprzez nadużycie uprawnień lub zaniechanie działania.
Mówiąc prościej - marszałek uważa, że prezydent sprowadził na ludzi niebezpieczeństwo, ponieważ nie podjął decyzji o zakazie przeprowadzenia Marszu Równości.
Wobec skromnego komunikatu rzecznika marszałka znacznie obszerniejszy jest wniosek prezydenta Tadeusza Truskolaskiego. Na pierwszym miejscu znajduje się jednak ten sam artykuł kodeksu karnego, na jaki powołuje się marszałek. Do tego jeszcze prezydent dorzucił "bezprawne wywieranie wpływu na czynności" w postaci pogróżek i wypowiedzi medialnych.
Trzeci punkt doniesienia prezydenta trzeba zacytować i dobrze się w niego wczytać: Prezydent zarzuca marszałkowi "nadużycie władzy polegające na sprowadzeniu bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym poprzez zorganizowanie przemarszu bez wymaganego zezwolenia oraz z naruszeniem obowiązku zapewnienia bezpieczeństwa jego uczestnikom, co skutkowało wystąpieniem realnego zagrożenia dla życia i zdrowia ludzi, przejawiającego się w licznych napaściach na uczestników legalnego Marszu Równości oraz słownych napaściach na prezydenta Białegostoku (art. 174 § 1 KK)".
Upraszczając - prezydent zarzuca marszałkowi, że sprowadził niebezpieczeństwo "katastrofy lądowej" dlatego, że zorganizował przemarsz, podczas którego nie zapewnił bezpieczeństwa jego uczestnikom, co spowodowało, że ci uczestnicy dopuścili się "licznych napaści" na uczestników Marszu Równości. Można sądzić, że prokurator, który będzie się sprawą zajmował, zanim zacznie ją badać, będzie musiał sporo czasu poświęcić na ustalenie, "co autor miał na myśli".
Rzecznik prezydenta, który przekazał mediom komunikat o wniosku prezydenta, poza treścią doniesienia pozwolił sobie na odrobinę publicystyki: "Marszałek województwa podlaskiego Artur Kosicki nie wskazał żadnej podstawy prawnej umożliwiającej odbycie się tego przemarszu".
Prokuratura na pewno będzie miała dużo pracy przy ustalaniu, co było zgodne z prawem, a co mogło być jego złamaniem. Ani prezydent, ani marszałek nie czują się winni doprowadzenia do rozróby na ulicach Białegostoku.