Dzieci szły w piżamach przez Ciołkowskiego. Interweniował MOPR

28 października o poranku, czytelniczka naszego portalu zauważyła przy ul. Ciołkowskiego w Białymstoku dwoje dzieci w piżamach. Mówiły, że uciekły z rodziny zastępczej, bo "chciały do tatusia". Interweniowała policja. Wczoraj (2.11) otrzymaliśmy odpowiedź Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w tej sprawie.

Czytelniczka naszego portalu zaalarmowała nas o nietypowej sytuacji na ul. Ciołkowskiego w Białymstoku [fot. pixabay.com]

Czytelniczka naszego portalu zaalarmowała nas o nietypowej sytuacji na ul. Ciołkowskiego w Białymstoku [fot. pixabay.com]

Pierwotnie, gdy zadzwoniliśmy do Zespołu ds. Pieczy Zastępczej Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Białymstoku, odmówiono nam odpowiedzi na pytania dot. ucieczki 9-latków. Wczoraj (2.11) otrzymaliśmy je za pośrednictwem Departamentu Komunikacji Społecznej Urzędu Miejskiego w Białymstoku.

"Informacja o samowolnym oddaleniu się z domu dwojga dzieci umieszczonych w rodzinnej pieczy zastępczej i odnalezieniu ich przy ul. Ciołkowskiego w Białymstoku została przekazana pracownikom MOPR w Białymstoku przez opiekuna zastępczego dzieci w dniu 28.10.2021 r. w godzinnach rannych" - czytamy odpowiedź Małgorzaty Urbańskiej, zastępczyni dyrektora Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Białymstoku.

Zapytaliśmy o to w jaki sposób i kiedy MOPR będzie interweniował w tej sprawie. "Bezpośrednio po zajściu w dniu 28.10.2021 r. kierownik Zespołu ds. Pieczy Zastępczej oraz psycholog MOPRpozostawali w kontakcie z opiekunami zastępczymi. Psycholog spotkał się też z opiekunami zastępczymi i dziećmi umieszczonymi w pieczy zastępczej u ww. na indywidualnych spotkaniach w dniu 29.10.2021 r." - odpowiada MOPR.

Zadaliśmy także pytania dot. tego, czy w tej rodzinie zastępczej dochodziło wcześniej do podobnych ucieczek.

"Opiekunowie zastępczy, u których umieszczono dzieci, od wielu lat bardzo odpowiedzialnie i z zaangażowaniem wypełniają swoje obowiązki. Nigdy wcześniej nie zdarzyły się sytuacje samowolnego oddalenia się wychowanków z domu zastępczego" - czytamy w komunikacie Małgorzaty Urbańskiej.

Ucieczka 9-latków

Sprawę opisaliśmy szerzej w artykule pt. Dzieci szły w piżamach ulicą Ciołkowskiego. "Idziemy do tatusia". O sytuacji poinformowała nas Joanna Danielczak, czytelniczka naszego portalu, która 28 października o poranku zauważyła dwoje 9-latków idących ul. Ciołkowskiego w Białymstoku w samych piżamach.

- Na zewnątrz było ciemno. Podjeżdżam do nich i pytam: czy coś się stało, co tutaj robią o tak wczesnej godzinie? One odpowiadają "idziemy do tatusia, on mieszka przy ul. Waryńskiego". To nie był ten kierunek, dzieciaki szły w stronę Dojlid - opowiadała w rozmowie z nami pani Joanna. Dzieci przyznały się jej, że uciekły z domu, po dłuższej wymianie zdań wezwano policję. W międzyczasie, dzieci wsiadły do samochodu kobiety.

- Zabrałam je do samochodu, bo na zewnątrz było bardzo zimno, a dzieci były lekko ubrane. Jedno z nich miało jeszcze maskotkę w ręku. Widok przerażający - podkreślała Joanna Danielczak.

Interwencja policji

Interwencja zdaniem Joanny Danielczak była "nietypowa". Policjantka, która przyjechała na miejsce zdarzenia sprawiała wrażenie, że zna te dzieci i musiała już kiedyś otrzymać podobne zgłoszenie.

- Policjantka mnie spisała i podeszła do dzieci. Rozmawiała z nimi przez chwilę, po czym wyciągnęła telefon i wybrała jakiś numer. Policjanci chyba tak się nie kontaktują z "dyżurką". Mówi tak: "Cześć (...), mam twoje dzieci". Z rozmowy wynikało, że kobieta, która odebrała telefon była zdziwiona, dyskutowała, że to niemożliwe, ale po kilku chwilach potwierdziła, że te dzieci jej "zginęły" - opowiadała nam czytelniczka.

Po otrzymaniu informacji od pani Joanny, skontaktowaliśmy się z Komendą Miejską Policji w Białymstoku.

- Otrzymaliśmy zgłoszenie w tej sprawie, tuż przed godz. 7:00, zgłaszająca zauważyła dwójkę 9-letnich dzieci idących chodnikiem. Dzieciom nic się nie stało, całe i zdrowe trafiły do swojej rodziny - mówiła nam asp. Katarzyna Molska-Zarzecka z zespołu prasowego Komendy Miejskiej Policji w Białymstoku. Podkreślała jednak, że nic jej nie wiadomo na temat ewentualnych nieprawidłowości, do których mogło dojsć podczas interwencji. Mówiła także o tym, że nie może przekazać bardziej szczegółowych informacji ze względu na dobro dzieci.

Policja zaznacza, że będzie jeszcze badała tę sprawę.

Zobacz również