Dziesięć meczów i dziesięć zwycięstw. Czy to już czas by zacząć mówić, że w życiu pewne są trzy rzeczy: śmierć, podatki i zwycięstwo Żubrów?
- (śmiech) Na pewno mecz z Turem był dla nas ciężkim spotkaniem. Nie udało nam się po przerwie utrzymać bardzo wysokiej, bo dwudziestopunktowej przewagi. Siadła nam skuteczność, przed przerwą wyglądaliśmy pod tym względem naprawdę bardzo dobrze. W trzeciej kwarcie natomiast na 14 rzutów trafiliśmy tylko 3 z gry. Tur to wykorzystał. Nie udało nam się dowieźć przewagi do końca, a powinniśmy to zrobić. Obrona przez cały mecz była na bardzo wysokim poziomie, chłopaki zostawili na parkiecie bardzo dużo zdrowia. Nasz kryzys był jednak za długi i spotkanie do końca było nierozstrzygnięte. Na pewno kluczem do zwycięstwa było wyeliminowanie z gry w pierwszej połowie Łukasza Kuczyńskiego. W drugiej popełniliśmy w kryciu kilka błędów i od razu to się zemściło. Łukasz momentalnie wykorzystywał nasze błędy, choć ogólnie jestem zadowolony z gry przeciwko niemu. Całe szczęście punkty zostały w Białymstoku.
Może za szybko uwierzyliście, że w tym meczu już nic się wielkiego nie wydarzy?
- Przeanalizowałem te spotkanie. Mieliśmy masę pozycji. Szczególnie z półdystansu i dystansu, ale nie trafialiśmy. Nie było tak, że źle graliśmy, płynność akcji była w porządku. Po prostu, to co trafialiśmy w pierwszej połowie, kiedy siadło nam siedem rzutów za trzy, nie działało po przerwie, kiedy trafiliśmy tylko trzykrotnie z dystansu.
Porównując oba spotkania, patrząc szczególnie na wynik, to był spacerek.
- Wynik trochę załamuje rzeczywistość. Do przerwy wynik oscylował w okolicach remisu. W szatni jednak sobie wyjaśniliśmy, że tak nie może być, bo kiedyś to się może zemścić. Na początku meczu prowadziliśmy 17:7, a po chwili tracimy 10 punktów pod rząd. Tak nie może być. Przed przerwą powinniśmy mieć już bezpieczną przewagę, a po niej tylko dobić przeciwnika. Na szczęście dysponujemy szerokim składem i szczególnie w czwartej kwarcie, kiedy przycisnęliśmy przeciwnika, ten opadł z sił i zaczął popełniać błędy. Straty piłki w połączeniu z naszą skutecznością przyniosły dobre rezultaty. Byliśmy zabójczo skuteczni w kontrze, zdobyliśmy w ten sposób 40 punktów. W przeciwieństwie do meczu z Turem, rozruszaliśmy się po przerwie.
Czwarta kwarta z Siarką, wygrana 35:16, była najlepszą w tym sezonie?
- Trudno ocenić. Siarka nie była najmocniejszym przeciwnikiem. Dysponujemy dużo lepszą drużyną. Cieszyłbym się z tej kwarty w meczu przeciwko silniejszemu rywalowi.
W pierwszym meczu mocno popracował Andrzej Misiewicz, w drugim natomiast bardziej doświadczeni zawodnicy dostali trochę czasu na odpoczynek.
- Z Turem Andrzej wziął na siebie mocno ciężar gry. W dużej mierze dzięki jego postawie udało nam się wygrać. Dużo grał jeden na jeden, jego gra wyglądała pozytywnie. Z Siarką Andrzej i Arek zagrali mniej, w ich miejsce częściej pojawiali się Patryk Andruk, Daniel Kamiński czy Michał Bombrych i też nie odstawali od reszty zespołu.
W oczy rzucają się też statystyki Bartka Wróblewskiego. W pierwszym meczu tylko siedem prób, w drugim jedna mniej. Przeciwnicy tak się na nim skupiali czy otrzymał od trenera nieco inne zadania?
- Bartek zawsze ma dużo zadań obronnych. Nie w każdym meczu musi być najlepszym snajperem. Na pewno ma jednak lekki kryzys. Cały czas jednak tłumaczę mu by był odważny przy podejmowaniu decyzji rzutowych, by nie zastanawiał się czy trafi, czy też nie. Ma u mnie duży kredyt zaufania i mocno na niego liczę. Bartek robi dużo czarnej roboty w defensywie. Gdyby słabiej bronił i nic nie rzucał, to moglibyśmy się zacząć zastanawiać czy pojawił się jakiś problem, a tak jeśli nie rzuca Bartek, to biorą to na siebie inni. Ludzi do tego w zespole jest wielu. Bartek jest ważną postacią w obronie, a jeśli dorzuci do tego punkty, to duży plus.
Jest w ogóle jakiś zespół, który w najbliższym czasie może przerwać serię?
- Jest i to już w sobotę. Zagramy ze Startem Lublin na wyjeździe, który 90 procent wystawi do gry kilku zawodników z ekstraklasy. Zmierzymy się z inną drużyną, niż ta, która zajmuje 11. miejsce w tabeli. W ten weekend ekstraklasa pauzuje, bo gra kadra Polski. Jestem więc praktycznie pewien, że to będzie przeciwnik o dwie półki wyżej. Zagrają bez obcokrajowców, ale wszyscy Polacy będą mogli przeciwko nam wyjść na parkiet.
Jak do tego podchodzicie? Start ma więcej porażek, niż zwycięstw, a teraz może się okazać, że w tej kolejce będzie to najmocniejszy kadrowo zespół w lidze.
- W normalnych warunkach moglibyśmy dopisać dwa punkty grając tylko lewą ręką, a tak wydarzyć może się wszystko. Musimy się z tym zmierzyć. Do tej pory, chyba tylko AZS zagrał z w ten sposób wzmocnionym przeciwnikiem. Takie mamy realia, przepisy tego nie zabraniają, więc korzystają z tego jak mogą. Jeśli tak się stanie, to nie my będziemy faworytem, a gospodarze. Pojedziemy walczyć i jeżeli wyjdą drużyną juniorską, to o wynik jestem spokojny, jeśli zawodnikami z ekstraklasy, to będzie najtrudniejszy mecz dotychczas.