Dwanaście miesięcy temu, podczas gali w Legionowie, Mike Mollo zaskoczył białostockiego pięściarza i walkę zakończył w 128 sekund, co dla wielu było ogromnym zaskoczeniem i sensacją, bowiem Amerykanin wracał wówczas na zawodowy ring po dwuletniej przerwie. Po pierwszym nokdaunie Zimnoch zdołał się jeszcze podnieść. Po drugim, prowadzący zawody sędzia zdecydował zakończyć walkę, żeby nie narażać na szwank zdrowia wyraźnie rozbitego Polaka.
Rewanżowe starcie obu pięściarzy będzie główną walką wieczoru Szczecin Boxing Night. Obaj bokserzy solidnie przygotowywali się do drugiego starcia. Białostoczanin ostatnie trzy miesiące spędził w Londynie, gdzie przygotowywał się pod okiem Richarda Williamsa. Cel jest jeden - udany rewanż. - Wejdę do ringu, by wygrać w jak najlepszym stylu. Tak, jest to sprawa honoru - powiedział Przeglądowi Sportowemu, Krzysztof Zimnoch.
- Kibice zobaczą w ringu znacznie lepszego pod każdym względem Zimnocha, niż w ostatnich walkach. Popracowałem w Anglii nad wyeliminowaniem starych nawyków, ale też na doskonaleniu tego, co najlepsze. O pojedynku w Legionowie zapomniałem, nie wracam do niego. Mam czystą głowę, a w niej tylko plan jak pokonać Mollo - dodał w rozmowie z Polską Agencją Prasową, białostocki pięściarz.
Obaj bokserzy nie pałają do siebie wielką sympatią czego dowodzi spięcie, do jakiego doszło podczas oficjalnego ważenia.
- Żyję nadzieją i tym, co mówi mi Krzysiek, że jest innym Zimnochem, niż rok temu. Wówczas popełnionych zostało zbyt wiele błędów - powiedział z kolei dla ringpolska.pl, Tomasz Babiloński, promotor Krzysztofa Zimnocha.
W sobotni wieczór w Szczecinie, o to by rozwiać nadzieje Babilońskiego i Zimnocha w głównej mierze starać się będzie Mollo, który nie przebierał w słowach przed walką promowaną jako "Rewanż". - Zimnoch nie potrafi przyjąć ciosu. Wiem, że jak dostanie w szczękę, to idzie spać. Znów to zrobię. Nie chcę nic przepowiadać, ale będę ostry dla tego chłopca - odgraża się Amerykanin.