- To był taki typowy mecz walki. Szkoda, że nie dojechaliśmy na pierwsze dziesięć minut. Wyszliśmy bardzo ospali, co gospodarze przy wsparciu publiczności szybko wykorzystali. Lębork złapał nas w początkowej fazie i strzelił dwa gole. Mają dobry zespół i bardzo dobrych zawodników. Robili przewagę w grze jeden na jednego, a my mieliśmy problemy, żeby zdążyć wrócić za swoim zawodnikiem. Straciliśmy dwie takie bramki, których straty spokojnie mogliśmy uniknąć - tłumaczy Adrian Citko, grający trener Słonecznych.
Zaangażowanie gospodarzy miało też drugą stronę medalu. Piłkarze z Lęborka szybko zgromadzili komplet fauli, który przełożył się na kilka stałych fragmentów gry dla białostoczan.
- Z jednego rzutu wolnego strzeliłem bramkę kontaktową. Później z przedłużonego rzutu karnego wyrównał Norbert i wydawało się, że wróciliśmy na dobre, ale po chwili znów nie zdążyliśmy wrócić i straciliśmy trzecią i na szczęście ostatnią bramkę, którą szybko odrobiliśmy z kolejnego przedłużonego karnego. Mogliśmy to zrobić wcześniej, ale w międzyczasie nie udało się drugi raz trafić Norbertowi. W końcowych sekundach pierwszej połowy udało nam się wyjść na prowadzenie. Piotrek Bondziul "nawinął" jednego z rywali i skierował piłkę do siatki. Co dało nam trochę spokoju - mówi Citko.
O ile pierwsza połowa pozostawiała wiele do życzenia, o tyle w drugiej Słoneczni radzili sobie bardzo dobrze. Szczególnie w defensywie, której gospodarzom nie udało się już skruszyć do końca spotkania. Mili ku temu okazje, ale też białostoczanie nie zamierzali patrzeć na to z założonymi rękoma.
- W drugiej połowie siedli na nas na całym boisku i zaczęli stwarzać sobie sytuacje. Nie pozostawaliśmy jednak dłużni. Raz trafiliśmy w słupek, a innym razem nie udało nam się skierować piłki do pustej bramki. Później mieliśmy też trochę szczęścia, bo gospodarze po jednej kontrze trafili w słupek, co z kolei rozpoczęło naszą akcję, po której podwyższyliśmy na 5:3. Na koniec skorzystaliśmy z tego, że grali w przewadze i udało nam się strzelić jeszcze jednego gola, który jak się okazało później ustalił wynik meczu - dodaje trener MOKS-u.
- Z samej gry nie mogę być do końca zadowolony, bo stać nas na więcej. Na uwagę zasługuje jednak charakter jakim się wykazaliśmy podnosząc się z 0:2 na wyjeździe i to jeszcze na ciężkim terenie. Pokazaliśmy jak się gra do końca. Zaprezentowaliśmy się jak stary bokser - co mogliśmy, to trafiliśmy. W drugiej połowie zagraliśmy na zero z tyłu. Cały czas jednak mamy swoje do poprawy i jestem przekonany, że możemy grać lepiej ? zaznacza Adrian Citko.
W najbliższą środę białostoczanie zagrają z drugim z beniaminków - Dremanem Opole Komprachcice. Goście rozegrali dotychczas dwa mecze. Stracili trzynaście goli, zdobyli jedną bramkę, ale ta nie dała im dotychczas nawet punktu. To wskazuje na to, że przed Słonecznymi raczej łatwe zadanie.
- Wszystkie punkty trzeba wyszarpać. Mamy zamiar złapać ich wysoko i szybko rzucić im się do gardeł, żeby nawet przez chwilę przez myśl im nie przeszło, że mogą u nas wygrać. Do tego zespołu doszło co prawda kilku dobrych, doświadczonych zawodników, ale trudno mówić czego się spodziewać. Wszystko wyjdzie na parkiecie i będziemy reagować na bieżąco - kończy szkoleniowiec MOKS-u.
LSSS Lębork 3 (3:4) 6 MOKS Słoneczny Stok
Bramki: Paweł Friszkemut 2, Piotr Łapigrowski 6, Mateusz Madziąg 18 - Adrian Citko 9, 19, Norbert Jendruczek 10, Piotr Bondziul 20, Piotr Kowalczyk 29, Paweł Aleksandrowicz 39