- Graliśmy przeciwko zespołowi zajmującemu pierwsze miejsce w tabeli. Mimo to mieliśmy blisko siedemdziesiąt procent posiadania piłki. Oddaliśmy więcej strzałów i mieliśmy więcej okazji bramkowych. W mojej ocenie kontrolowaliśmy przebieg boiskowych wydarzeń. Rywale natomiast wyczekiwali na nasz błąd, czekali aż się pomylimy, żeby ruszyć do ataku. Dodatkowo bardzo groźne wykonywali stałe fragmenty gry. To tyle. Jagiellonia to dobry zespół, ale nie zgodzę się z tym, że byliśmy słabsi w pierwszej połowie, wynik był zły, ale nie nasza postawa. Musieliśmy coś zmienić i nam się to udało. Dobrze zareagowaliśmy i naszą postawą na przestrzeni całego meczu zasłużyliśmy na komplet punktów - mówił Ricardo Sa Pinto, szkoleniowiec warszawskiej Legii.
- Czujemy po tym meczu spory niedosyt. Bramkę, która przesądziła o tym, że nie wygraliśmy straciliśmy na kilka minut przed końcem meczu, włączając w to doliczony czas gry. Rzut wolny po którym goście dośrodkowali i strzelili gola jest w mojej ocenie dużą kontrowersją i chyba nie tylko moim zdaniem w tamtej sytuacji nie było faulu Ivana - tłumaczył z kolei Ireneusz Mamrot.
Trener gości został zapytany o to, czy aby nie dokonał zbyt wielu zmian w taktyce względem ostatnich spotkań, co mogło przełożyć się na to, że Legioniści nie byli w stanie wygrać w Białymstoku.
- Gola straciliśmy nie dlatego, że zagraliśmy w innym ustawieniu. Gospodarze trafili po stałym fragmencie gry. Gdybyśmy cierpieli na boisku, a Jagiellonia strzeliła nam dwa, albo trzy gole, a my nie potrafilibyśmy odpowiedzieć, ani utrzymaniem się przy piłce, ani kreowaniem kolejnych akcji, to moglibyśmy wówczas dyskutować o źle dobranym planie na ten mecz. Tak jednak nie było. Trudno cokolwiek zrobić, gdy traci się gola w pierwszej minucie po rzucie rożnym. Musiałem zaryzykować i to nam się opłaciło w drugiej połowie. Na szczegółowe analizy przyjdzie jeszcze czas. Wydaje mi się jednak, że zrobiłem wszystko, co mogłem - odniósł się do zarzutu Sa Pinto.
- Przed stratą bramki, Legia miała jeszcze jedną stuprocentową okazję Szymańskiego. My jednak też stworzyliśmy sobie kilka akcji, po których mogliśmy strzelić kolejne gole. Karol Świderski trafił w słupek, lepiej mógł tez się zachować Przemek Frankowski. Gdyby lepiej sobie przyjął piłę, to i uderzenie mogłoby być lepsze, mógł też chyba dograć do jeszcze lepiej ustawionego Świderskiego. Gdybyśmy mieli wynik 2:0, to uważam, że Legia nie byłaby już w stanie wywieźć stąd choćby punktu - powiedział trener Jagiellonii.
Remis z Legią oznacza, że Jagiellonia pozostaje na fotelu lidera, ale czy będzie na nim, gdy zostaną rozegrane wszystkie mecze w tej serii gier? Szanse na wyprzedzenie białostoczan w tej serii gier mają piłkarze Wisły Kraków, którzy zagrają u siebie z Zagłębiem Sosnowiec, a także Lechii Gdańsk, którzy w derbach Trójmiasta podejmą gdyńską Arkę.