Po pożegnaniu się z nadziejami na awans do finału Pawła Fajdka, cała odpowiedzialność za zdobycie medalu dla Polski w rzucie młotem spadła na Wojciecha Nowickiego. Białostoczanin nie zawiódł, choć konkurs od początku nie układał się po myśli naszego młociarza. Polak spalił, aż połowę z sześciu swoich rzutów!
Nowicki w pierwszej próbie posłał "żelastwo" na odległość 76 metrów. Ten wynik pozwalał na objęcie prowadzenia w konkursie finałowym. Pozwalał, ale sędziowie dopatrzyli się dotknięcia linii koła. Mimo protestów naszego zawodnika, arbitrzy pozostali nieugięci i pierwszą próbę naszego zawodnika uznali za spaloną. Podobna historia miała miejsce przy drugim rzucie. Tym razem młot poleciał na odległość 74 metrów i 94 centymetrów, znów swoje zastrzeżenia zgłaszali sędziowie, ponownie mieli wątpliwości, co do tego czy Nowicki nie dotknął linii koła, ostatecznie jednak, tym razem decyzję zmienili i Wojciech Nowicki mógł spokojnie przygotowywać się do kolejnych serii.
W trzeciej, młociarz z Białegostoku poprawił swój rezultat o trzy centymetry. Zaczynały się nerwy, które najprawdopodobniej były główną przyczyną tego, że Nowicki spalił czwarte oraz piąte podejście w konkursie! Zawody finałowe nie stał na wysokim poziomie, rywale również nie osiągali wyników, które nie byłyby do przerzucenia. Wojciech wciąż utrzymywał więc medalowe szanse, należało tylko, albo i aż, utrzymać nerwy na wodzy i w szóstej próbie zrobić to, co na treningach robił pewnie wielokrotnie. W końcu się udało! Wejście do koła, głęboki wdech, pełna koncentracja, rozmach, młot leci daleko, jak na konkurs olimpijski w Rio, bo na odległość 77,63 metra. Sędziowie nie mają zastrzeżeń, a rywale nie poprawiają swoich wyników. Trzecie miejsce i upragniony medal staje się faktem. Mogło być lepiej, ale mogło być też gorzej.
Ostatecznie po złoto sięgnął reprezentant Tadżykistanu - Dilshod Nazarow (78,68m), a na drugim miejscu uplasował się Ivan Cichan z Białorusi (77,79m).