- Można powiedzieć, że na pierwszą połowę nie dojechaliśmy. Zupełnie nie kreowaliśmy sobie sytuacji do zdobycia bramki. Pierwszego gola straciliśmy chwilę po tym, gdy sami byliśmy blisko otworzenia wyniku. Wysoko odebraliśmy piłkę, ale zamiast strzału do bramki wyszło podanie rozpoczynające kontratak rywali i na nasze nieszczęście ta akcja okazała się skuteczna. Gospodarze bardzo dobrze wyglądali, dodatkowo mocno napędzała ich miejscowa publiczność - tłumaczy Adrian Citko, grający trener MOKS-u.
Gra białostoczan uległa poprawie po zmianie stron. - Zaczęliśmy kreować swoje szanse, ale kolejny raz straciliśmy głupią bramkę. Gospodarze wznowili grę z autu. Wstrzelili piłkę w pole karne, tam odbiła się od czyjejś nogi i przegrywaliśmy już 2:0. Wówczas przyszło przebudzenie. Po dobrze rozegranym rzucie rożnym piłkę na linii bramkowej po strzale Osypiuka zatrzymał jeden z obrońców gospodarzy. Później sam nie trafiłem przedłużonego rzutu karnego. Z resztą w mojej ocenie sędziowie mogli spokojnie podyktować dla nas później jeszcze jeden rzut karny przedłużony i zwykły, ale na to wpływu już nie mieliśmy - analizuje Citko.
W Lesznie Słoneczni musieli sobie radzić bez jednego ze swoich filarów Witalija Lisnyczenki, który musiał pauzować z uwagi na nadmiar żółtych kartek. - Dało się odczuć brak "Wici". Daje nam dużo jakości w grze ofensywnej. To jednak nie był jedyny powód. Ten mecz pewnie wyglądałby inaczej, gdyby nie nasza słaba postawa w pierwszej połowie - zakończył trener białostoczan.
Futsal Leszno 2 (1:0) 0 MOKS Słoneczny Stok
Bramki: Jan Martin 15, Michał Bartnicki 25