W Chorzowie młot poleciał na odległość 80,63 centymetrów, w ten sposób poprawił Pan rekord życiowy. Wynik spodziewany czy raczej zaskoczenie?
- Mogłem się tego spodziewać. Na treningach rzuty wyglądały naprawdę dobrze i to już dużo wcześniej. Brakowało tylko tego, żeby przełożyć to na zawody. Systematycznie się poprawiałem i teraz mam spore powody do radości, a także satysfakcję z tego, że praca, którą wykonałem w okresie przygotowawczym zaczyna przynosić rezultaty. Czuję jeszcze, że są delikatne rezerwy, więc mam nadzieję, że uda się coś jeszcze dołożyć.
Drugie zwycięstwo z rzędu nad Pawłem Fajdkiem. Uczeń przerasta mistrza?
- Szczerze mówiąc nie patrzę na to, jak kto postrzega naszą rywalizację. Cały czas powtarzam, że skupiam się tylko na sobie i na tym, żeby przełożyć ciężką pracę na wyniki. Nie ma dla mnie większego znaczenia czy na takich zawodach wygram ja, Paweł czy ktoś inny nas pogodzi. Najważniejsze są miejsca na docelowych imprezach jak mistrzostwa Europy, świata czy Igrzyskach Olimpijskich. Tutaj głównym celem jest satysfakcja z dobrych odległości, jak to miało miejsce wczoraj. Jeśli przy okazji udaje się wygrać, to fajnie.
Fajna przy tym jest też powtarzalność, bo w Chorzowie młot w czwartej i piątej próbie doleciał na taką samą odległość.
- Śmiesznie się złożyło, ale mnie to bardzo cieszy. Stabilizacja jest bardzo istotna. Wydaje mi się, że gdyby przy trzecim rzucie nie poślizgnęła mi się noga, to też byłoby nieźle. Akurat przy wyciągnięciu przytrafił mi się ten błąd i nie udało się mocno wyrzucić. Nie zmienia to jednak faktu, że dotychczasowe osiągnięcia z tego sezonu zarówno mnie, jak i trenera satysfakcjonują, gdyż podczas przygotowań pracowaliśmy nad stabilizacją rzutu i odległością pomiędzy 78 a 80 metrów. Teraz zaczyna to wychodzić.
Jak na tą stabilizację i ostatnie wyniki reaguje pański kolega, z którym co chwila meldujecie się na podiach na całym świecie?
- Staramy się cały czas dopingować. Co sądzi o ostatnich wynikach, to trzeba by było go zapytać (śmiech). Ja zawsze staram się go dopingować, żebyśmy rzucali jak najdalej. Teraz to ja wygrałem, ale gdyby pierwszy był on ale obaj oddalibyśmy dalekie rzuty, to nie miałbym żadnego żalu. Jego dobre wyniki mnie motywują, chce się do niego jak najbardziej zbliżyć, żeby nasza rywalizacja była jeszcze bardziej widowiskowa. Chcę by wszyscy na świecie wiedzieli, że jesteśmy najlepsi, żebyśmy dominowali, a do tego potrzebna jest nasza zdrowa rywalizacja.
Skąd taka eksplozja formy już teraz? Prędzej życiowego wyniku należałoby się spodziewać w Berlinie.
- Wychodzi dobrze przepracowany okres przygotowawczy. Zacząłem słabiej, ale teraz wszystkie elementy układanki zaczęły się składać w jedną całość i zaczęły przekładać się na wyniki. Organizm potrzebował czasu, żeby przerobić trening na moc, a do tego potrzebne było też czucie. Czuje, że jest dobrze, oby zdrowie było.
To się idealnie potwierdza patrząc na odległości z tego roku. Cały czas dochodzą albo centymetry, albo metry.
- Z tygodnia na tydzień czuje się coraz lepiej. Organizm dobrze funkcjonuje od początku sezonu, ale miałem problem z tym, żeby wyczuć sprzęt. Teraz nie mam już tym problemu. Do tego dochodzi poczucie mocy i dynamiki. Wszystko fajnie się razem układa i przekłada na wyniki.
Najlepszego trzeba się chyba spodziewać w Berlinie na mistrzostwach Europy.
- Tym zawodom podporządkowane były całe przygotowania. Szczyt formy szykujemy z trenerem na Berlin. Teraz korzystam bardziej z dobrego samopoczucia. Mam nadzieję, że trafię z formą i wszystkie okoliczności pozwolą mi na dobre wyniki także w Niemczech.
To jeśli teraz stać Pana na rekord życiowy, to czego możemy się spodziewać na mistrzostwach i szykowanym szczycie formy?
- Sam nie wiem (śmiech). Teraz jeszcze nie myślę o tej imprezie. Najważniejsze są jutrzejsze zawody i naładowanie baterii w domu. Mam jednak nadzieję, że wszystko dobrze się ułoży i w Berlinie również będzie mnie stać na dalekie rzuty.