Pierwsza kwarta spotkania to festiwal niecelnych rzutów graczy obu ekip, którzy w sumie przez pierwsze dziesięć minut gry zdobyli 21 punktów. Goście zaczęli bardzo dobrze i szybko objęli sześciopunktowe prowadzenie, później jednak nie potrafili pójść za ciosem i przez pozostałe ponad 7 minut gry dorzucili tylko 6 oczek. Gospodarze również mieli problemy z oddawaniem celnych rzutów i pierwsza kwarta zakończyła się wynikiem 9:12.
O niebo lepiej pod względem ilości trafień wyglądała druga kwarta. Mocną wymianę od pierwszej do ostatniej sekundy drugiej kwarty ponownie na swoją korzyść rozstrzygnęli białostoczanie. Na trafienia Szczerbatiuka, Kalinowskiego czy Zabielskiego najczęściej odpowiadał lider gospodarzy - Bartłomiej Bartoszewicz, który gasił pożar w swoim zespole i nie pozwalał odjechać Żubrom na dystans większy, niż 10 punktów. Ostatecznie po dwóch kwartach zespół Tomasza Kujawy prowadził 39:32.
W pewnym momencie trzeciej kwarty Żubry prowadziły 11 punktami i było to ostatnie tak wysokie prowadzenie białostoczan w Łodzi. Później do głosu doszli gospodarze, którzy potrafili odrobić straty, a nawet wyjść na prowadzenie. Ostatecznie jednak przed decydującą kwartą białostoczanie prowadzili 63:59.
Wszystko, co najgorsze zaczęło się dla Żubrów po zejściu... Bartłomieja Bartoszewicza. Lider gospodarzy musiał opuścić boisko za przewinienia. Wówczas łodzianie zaczęli grać bardziej zespołowo, co sprawiało przyjezdnym więcej problemów, niż zatrzymanie skutecznego 25-latka.
- Tak na świeżo ciężko ocenić mecz, mogę się mylić, ale wydaje mi się, że do momentu, jak grał Bartoszewicz, o ironio, wygrywaliśmy te spotkanie. W momencie jak spadł za pięć fauli, to do gry włączyli się pozostali zawodnicy. ŁKS zaczął grać bardziej zespołowo, więcej jeden na jednego i to zadecydowało. Dopóki znajdował się na boisku, to cały ciężar zdobywania punktów spoczywał na nim, reszta niechętnie włączała się do ataku - ocenił mecz chwilę po jego zakończeniu trener Tomasz Kujawa.
Szkoleniowiec białostoczan przed spotkaniem wspomniał, że kluczowe będzie powstrzymanie akcji rzutowych na obwodzie, a także zatrzymanie Bartoszewicza. Pierwsze się udało, łodzianie trafili 5 z 23 prób za trzy punkty. Drugie niekoniecznie. - Próbowaliśmy go podwajać, ale jest tak mocny fizycznie, że nie przynosiło to spodziewanego efektu. Mieliśmy z nim problemy i trafiał, ale dopóki grał i zdobywał punkty, to jak już mówiłem wygrywaliśmy, największy problem zaczął się gdy musiał opuścić boisko - przyznał szkoleniowiec gości.
Goście z Podlasia próbowali jeszcze dogonić rywali rzutem z połowy boiska, na który zdecydował się Arkadiusz Zabielski, ale kapitan białostoczan trafił tylko w obręcz i ostatecznie Żubry wracają do Białegostoku na tarczy.
- To było bardzo emocjonujące spotkanie z dużą ilością fauli. Sędziowie troszeczkę sobie nie radzili z zapałem do gry po obu stronach. Nie gwizdali fauli w obie strony, co powodowało sporo nerwowości. Mecz był bardzo szarpany i nieczysty, ale przy tym trzymający w napięciu. Raz my prowadziliśmy, raz gospodarze, ogólnie byliśmy blisko jednak przegraliśmy za dużo pojedynków jeden na jednego. Mieliśmy z tym spory problem, bo bardzo nas tym rozkręcali - tłumaczył powody porażki swojego zespołu trener Tomasz Kujawa.
ŁKS AZS UŁ SG Łódź 85 [(9:12)(23:27)(27:24)(26:19)] 82 Żubry Białystok
Punkty Żubry: Krzysztof Kalinowski - 19, Bartłomiej Wróblewski, Aleksander Szczerbatiuk - 15, Paweł Karasiewicz - 13, Arkadiusz Zabielski - 10, Andrzej Misiewicz - 6, Mateusz Niewiński, Marcin Monach - 2.