Zacznijmy od tego, co w ostatnim czasie było na pierwszym planie w Polskim Związku Piłki Nożnej, mianowicie od wyborów na stanowisku prezesa PZPN. Jak prezes ocenia wynik głosowania?
- Myślę, że podobnie jak wszyscy. Uważam, że zmiana osoby na stanowisku prezesa była zbędna. Cieszmy się, że prezesem w dalszym ciągu jest Zbigniew Boniek.
Całe przedwyborcze zamieszanie było potrzebne naszej federacji? Zgłaszanie kontrkandydata na ostatnią chwilę, ataki, składanie zawiadomień do prokuratury?
- Wydaje mi się, że obóz przeciwny, obóz pana Józefa Wojciechowskiego przeliczył się nieco z siłami. W efekcie cała ta sytuacja szybko zaczęła się robić bardzo śmieszna i miała smutny koniec. Wydaje mi się, że obrót spraw przerósł osoby będące w komitecie wyborczym pana Wojciechowskiego i niestety skończyło się, jak się skończyło. Wygrał Zbigniew Boniek, a jego przeciwnik na koniec, na sali wyborczej został zupełnie sam.
Głosowanie nad sposobem głosowania, brzmi groteskowo, ale dzięki temu na długo przed głosowaniem można było już poznać nowego prezesa. Maszynki przeciwko urnom. W ten sposób Pan Wojciechowski i jego zwolennicy mogli zobaczyć ile osób na sali jest za nimi, a ile przeciw. Pomiar o tyle miarodajny, że niemalże pokrył się z wynikami najważniejszych wyborów.
- Samo głosowanie nad sposobem głosowania nie było potrzebne, było to tylko sztuczne zamieszanie, które wywołał obóz przeciwny prezesowi Bońkowi. Głosowanie bez względu na jego przebieg i tak byłoby tajne. Maszynki nie były przypisane ani, do osoby, ani do numeru delegata. Każdy głosował na osobę, którą widział na tym stanowisku, która wydawała mu się najodpowiedniejsza.
Podczas tego samego walnego zgromadzenia zostali wybrani także wiceprezesi PZPN. Jednym z nich został prezes Jagiellonii Białystok, Cezary Kulesza, który pełnić będzie funkcję wiceprezesa ds. piłkarstwa zawodowego.
- Prezes Kulesza jest osobą niezwykle szanowaną nie tylko w PZPN-ie, ale także w strukturach Ekstraklasy, a także wśród klubów pierwszoligowych. 103 głosy poparcia jakie otrzymał szef Jagiellonii, mówią chyba same za siebie. Można to odbierać jako pewnego rodzaju pokaz siły, jego pozycja jest niepodważalna.
Co to może oznaczać dla podlaskich struktur PZPN?
- Nigdy wcześniej nie mieliśmy swojego człowieka tak wysoko w centrali, w prezydium Polskiego Związku Piłki Nożnej, to jest pewnego rodzaju precedens, patrząc na naszą podlaską piłkę. My jako związek możemy tylko na tym zyskać. Dzięki temu będziemy się rozwijać. To nam tylko i wyłącznie pomoże.
A jakie korzyści dla całego związku będzie miała ta decyzja delegatów?
- Należy zacząć od tego, jak wyglądały wyniki wyborów. Przy wyborze Cezarego Kuleszy nie było żadnego wahania się czy chwili zastanowienia. Środowisko było jednomyślne. Wszyscy poparli bardzo dobrego kandydata na te stanowisko i czuję, że wszyscy na tym zyskają.
Jak wybory w regionie mają się do wyborów w centrali?
- Przede wszystkim skala przedsięwzięcia jest inna i możliwe efekty wyborów są inne. Decyzje, które zapadły teraz w Warszawie będą miały wpływ na całą polską piłkę. Wybory w wojewódzkich ośrodkach piłki nożnej mają pomóc mniejszym ośrodkom piłkarskim, delegaci muszą dokonywać odpowiednich wyborów, stawiać na osoby kompetentne, takie które sprawią, że piłka nożna na niższych szczeblach będzie funkcjonowała sprawnie. Trzeba wypracować jakość w regionie i później przenieść to na centralę. Im silniejsze wojewódzkie ośrodki, tym silniejsza cała organizacja.
To jak przebiega usprawnianie futbolu na Podlasiu w pierwszych miesiącach pełnienia funkcji prezesa Podlaskiego Związku Piłki Nożnej?
- Do wszystkiego potrzebny jest spokój i pokora. Przed wyborami doskonale zdawałem sobie sprawę z tego w co wchodzę, w jakie struktury. Wiedziałem, jak to wszystko wygląda. Teraz krok po kroku staram się to wszystko porządkować i wykonywać związkowe prace według swojego pomysłu, według własnej koncepcji.
Mówiło się przed wyborami, że obojętnie kto by startował przeciwko Witoldowi Dawidowskiemu, a by z nim wygrał, będzie miał do czynienia z kolejnymi wypadającymi z szafy trupami. Jak to rzeczywiście wyglądało? Trzeba było zrobić jakieś większe uroczystości pogrzebowe, żeby to wszystko poukładać?
- Nie ma co dramatyzować. Każda zmiana niesie za sobą pewne konsekwencje. Każda osoba ma swój pomysł na zarządzanie, na prowadzenie biura, na organizację jego pracy. Pan Dawidowski miał swój pomysł. Ja mam swój. Jedna z ważniejszych rzeczy jakie zrobiliśmy na początku reorganizacji, to audyt finansowy z ostatniego półtora roku. To też wskazało nam kierunek działania. Wiemy czego się spodziewać w przyszłości. Wiemy jak to wyglądało wcześniej. Wyciągnęliśmy odpowiednie wnioski i teraz będziemy starali się robić wszystko tak, żeby się przed nikim nie wstydzić.
Co pokazała rzeczywistość związkowa i audyt? Było lepiej czy gorzej, niż prezes sobie to wyobrażał przed wygraniem wyborów?
- Dużo wcześniej wiedziałem w jakich warunkach przyjdzie mi funkcjonować w razie wygranej. Nie boję się odpowiedzialności. Nie boję się ciężkiej pracy. Nie komentuję tego, co było, chcę pokazać swoją pracę. Ludzie nas ocenią, a my chcemy, żeby wystawili nam dobrą notę.
Co się zmieniło do tej pory?
- Podczas kampanii głośno mówiłem, że związek powinien być dla klubów, a nie kluby dla związku. Jesteśmy otwarci, zapraszamy. W każdej chwili możemy usiąść i porozmawiać. Zmieniliśmy podejście do ludzi, którzy tworzą nasz związek. Ja również jestem w tym związku. Nie jestem wirtualnym prezesem. Codziennie można mnie zastać w siedzibie, jeżeli nie wyjeżdżam. Jestem do dyspozycji.
Napotkał Prezes już jakieś bariery, których sforsowanie będzie bardzo trudne?
- Póki co jeszcze nie napotkaliśmy na takie. Powoli realizuję plan i wdrażam swoje pomysły. Myślę, że zmierzamy w dobrym kierunku.
Pierwsze trudne decyzje za prezesem? Zadyma po meczu Dębu z Turem w Dąbrowie Białostockiej. Jak zakończyła się ta sprawa?
- Związek zareagował poprawnie. Zrobiliśmy wszystko, co było konieczne. Wydział gier miał trochę pracy. Przeprowadziliśmy kilka spotkań, a teraz już prowodyrami i sprawcami wspomnianych zajść w Dąbrowie Białostockiej zajmują się organy ścigania.
Co w najbliższym czasie zamierza prezes jeszcze zrealizować, tak by pokazać, że obietnice przedwyborcze są po to, by je realizować?
- Jednym z elementów, które chcemy zmienić i które wkrótce ulegną zmianie, to strona internetowa naszego związku. Chcemy zwiększyć jej rolę. Taka organizacja jak Podlaski ZPN, nie może korzystać z takiej witryny, jak obecnie. Zebraliśmy oferty, rozważyliśmy wszystkie i wydaje mi się, że wybraliśmy najlepszą. Do końca listopada nowa strona powinna ujrzeć światło dzienne. Zmianie ulegnie także siedziba związku. Mamy już upatrzoną lokalizację, w dużo dostępniejszym miejscu, niż obecnie. Pracujemy teraz nad jego wyposażeniem. Od 1 stycznia 2017 roku chcemy pracować w nowym miejscu, w centrum miasta.
Czyli działania mające poprawić wizerunek trwają, a jak wygląda sytuacja z finansami? O naszym związku z reguły mówiło się jak o najmniejszym, najbiedniejszym, totalnie zaściankowym. Jakie są pomysły na zmianę tego stanu rzeczy? Może coś nowego zrodziło się w głowie po kilku miesiącach sprawowania funkcji?
- Wykonaliśmy na tym polu ogrom pracy. Przygotowaliśmy plan naprawczy. Zabezpieczyliśmy pieniądze by spłacić kredyt, który zastałem po rozpoczęciu pracy w związku. Mamy pieniądze na bieżące funkcjonowanie. Z tym nie ma problemu. Przejęliśmy opłaty dla obserwatorów z klubów na związek, co spotkało się z dużą aprobatą w klubach. W tej chwili obserwator jak przyjeżdża na mecz też może pracować w bardziej komfortowych warunkach. Wie, że nie jest już obciążeniem dla klubów, a jego wynagrodzenie pokrywa związek. Ponadto w rozgrywkach turniejowych żaka i orlika dopuściliśmy możliwość sędziowania przez trenerów, tak by zmniejszyć koszty związane z prowadzeniem zawodów. Opłaty za kartki w rozgrywkach młodzieżowych zostały przez nas zniesione. To pokazuje, że może i małymi kroczkami, ale stale idziemy do przodu, nie stoimy w miejscu.
W trakcie wyborów pojawił się pomysł pozyskania partnera czy sponsora strategicznego, który wspomógł by podlaską piłkę. Były prezes obiecywał pieniądze z Grupy Lotos, jak ten temat wygląda obecnie? Nie chodzi mi o źródło, a o sam pomysł zorganizowania takiego wsparcia, może ktoś z regionalnego biznesu?
- Chcemy doprowadzić do sytuacji, w której Podlaski Związek Piłki Nożnej będzie mógł liczyć na wsparcie patrona technicznego. To jedna z ważniejszych rzeczy. Mam na myśli dostawcę sprzętu. Mówiąc o piłce amatorskiej na poziomie IV ligi, klasy okręgowej, klasy A czy rozgrywek młodzieżowych musimy pamiętać, że te kluby mają ograniczone środki finansowe. Każdy z tych klubów co pół roku ponosi duże koszty związane z zakupem sprzętu treningowego i meczowego. Chcemy znaleźć firmę, z którą wynegocjujemy odpowiednie warunki, z których będą zadowolone kluby. Kiedy wyjdziemy z nową stroną, chcemy też by była ona nośnikiem reklamowym. Chcemy na niej eksponować naszych partnerów i ściągać nowych, nie ukrywam, że w ten sposób też chcemy pozyskiwać jakieś środki na działalność. Ograniczyliśmy też wydatki na telefony, które w 2015 roku były znaczne. W tej chwili zminimalizowaliśmy koszty funkcjonowania biura i zbilansowaliśmy budżet.
Jak wygląda współpraca z osobami, które ?odziedziczył? prezes po swoim poprzedniku? Zdążyliście się dotrzeć?
- Znałem wszystkie te osoby. Wiedziałem, czego mogę się spodziewać. Gdy zostałem wybrany, powiedziałem jasno, że nie będę się oddzielał od nich żadnym murem. Każdy ma szansę by pracować i funkcjonować w nowych strukturach, czas pokazuje że wszystko może iść w dobrym kierunku.
Dużo jest nowych osób w związku?
- Nie, zatrudniliśmy jedynie osobę na stanowisku sekretarki, która dba o obieg informacji w biurze. Niby też mała rzecz, ale jak nic ci nie umyka i wszystkie sprawy są uporządkowane, to wszystkim pracuje się zdecydowanie łatwiej.
Największe wyzwanie to obecnie znalezienie wspomnianego sponsora technicznego?
- Poznaliśmy budżet. Każdy związek chciałby mieć takiego partnera, ale niewiele z takim współpracuje. My chcemy zrobić wszystko, żeby był to ktoś z naszego regionu. Ktoś kto będzie się utożsamiał z nami, a my z nim.
A jak przebiega łączenie funkcji prezesa Podlaskiego ZPN-u z funkcją Dyrektora Akademii Jagiellonii Białystok?
- Nie ma z tym żadnego problemu. W podlaskim związku pracuję na połowę etatu. Jestem tam do 12, chyba, że wymaga tego sytuacja to dłużej. Gdy wszystkie tematy związku są poukładane przenoszę się do Jagiellonii, tam mam nienormowany czas pracy, co ułatwia mi funkcjonowanie.
Nikt nie miał nic przeciwko, by człowiek Jagiellonii został szefem regionu?
- Nie. Z bardzo prostej przyczyny. Jagiellonia bardzo dobrze kojarzy się w naszym województwie. Ludzie kibicują Jagiellonii i dlatego nikt nie miał żadnych problemów z moją kandydaturą.
Godzin w dobie już nie brakuje?
- Początki zawsze są ciężkie. Trzeba wszystko poznać, zobaczyć od środka, zdiagnozować. Żeby poprawnie wszystko ocenić trzeba poświęcić temu więcej czasu. Teraz te mechanizmy funkcjonują poprawnie i wszystko jest w porządku. Praca toczy się normalnym trybem, docieramy się i wychodzimy na prosta.
Czego życzyć na trwającą kadencję?
- Na pewno nie dłuższego dnia, bo to nic nie zmieni. Ale przychylności środowiska, z takim spotkałem się w trakcie wyborów i mam nadzieję, że nic się nie zmieni, bo wtedy nasza praca przyniesie większe korzyści.