Jak Pani samopoczucie po zdobyciu siódmego mistrzostwa Polski?
- W porządku. Czuję się całkiem nieźle. Za mną kolejna możliwość do startu. Wynik jest mniej satysfakcjonujący, ale najważniejsze, że mogłam spokojnie wystartować i że dopisuje mi zdrowie. Jest szansa, żeby wszytko jeszcze poprawić tak, aby w Dausze było jeszcze lepiej.
Głos bardziej, niż na zadowolenie ze złotego medalu, wskazuje na niezadowolenie z ostatecznej wysokości, na której zakończyła Pani konkurs.
- Na pewno nie jestem zadowolona. Trzy ostatnie starty zakończyłam na wysokości 190 cm. Zdecydowanie liczyłam na więcej. Czuję, że jestem w lepszej dyspozycji, niż wskazują na to wyniki. Być może zawiesiłam sobie zbyt wysoko poprzeczkę. Cały czas zapominam o tym, ze miałam przerwę przez jeden sezon. Dodatkowo nie wszystko zagrało, jak powinno, ale jestem dobrej myśli. Teraz mam dużo czasu na skorygowanie błędów.
Nie ma też co ukrywać, że rywalki nie wywarły na Pani zbyt dużej presji wyniku. Kiedy po pierwszej próbie jest się już pewnym medalu, ciężko znaleźć w sobie dodatkową motywację.
- Na pewno jest tak, że rywalizacja dodatkowo nakręca do lepszych wyników. Ja jednak lubię samotne konkursy. Wówczas sama decyduje o wysokości i o tym, jakie są przerwy. Nie ma więc co zwalać na to, że nie miałam konkurencji. Mogłam skoczyć więcej mimo to. Nie zmienia to jednak faktu, że jak się czuje czyjś oddech na plecach, to dodatkowo wymaga się od siebie jeszcze więcej. Niestety polski skok wzwyż nie przeżywa teraz najlepszych lat. Najlepszym tego dowodem jest pięć zawodniczek w walce o mistrzostwo Polski. To na pewno nie jest nic dobrego, pod tym względem powinno być znacznie lepiej.
Po tym jak pokonała Pani wysokość 190 centymetrów poprzeczka powędrowała sześć centymetrów wyżej. Przeskoczenie jej dawałoby kwalifikację olimpijską.
- Kompletnie o tym nie myślałam. Ta wysokość nie była ustawiana z myślą o igrzyskach. Doskonale wiem, że w przyszłym roku również będę mogła sięgnąć po kwalifikacje. Moja tegoroczna dyspozycja na pewno nie będzie decydująca, choć zakładam, że i w tym roku skoczę jeszcze więcej. Póki co zupełnie się na tym nie skupiam. Polski Związek Lekkiej Atletyki zawsze wyznacza terminy w taki sposób, że spokojnie będę mogła powalczyć o kwalifikację w roku olimpijskim. Dyspozycja w przyszłym roku będzie ważniejsza w walce o igrzyska.
Istotne też będzie odpowiednie nastawienie mentalne. Po zawodach w Radomiu przyznała Pani, że chyba zbyt mocno rozpamiętuje jeszcze swoje najlepsze skoki.
- Ja jestem bardzo ambitna i zapominam o tym, że miałam sezon przerwy. Teraz nie mam już takich warunków do regeneracji, jak kiedyś. Brakuje trochę przespanych nocy. Nie mogę też w stu procentach poświęcać się tylko treningowi. Czuję, że jestem dobrze przygotowana i że mogę skakać wysoko, ale zapominam, że muszę teraz do tego dojść krok po kroku. Nie mogę już niczego pominąć. Bardzo mocno chcę, a do sukcesu potrzebuję jeszcze odpowiedniej pracy. Przed mistrzostwami w Dausze wystartuję jeszcze kilka razy. Tam powinnam czuć się jeszcze lepiej pod względem fizycznym i mentalnym.
Jakie są Pani odczucia? Jak blisko jest Pani tej zadowalającej dyspozycji?
- Już w Radomiu czułam się bardzo dobrze. Stąd też zawiesiłam poprzeczkę na tej właśnie wysokości. Liczyłam na to, że się uda. Po prostu czułam się świetnie i sądziłam, że dam radę. Przed mistrzostwami świata potrzebuję złapać jeszcze więcej luzu i lepszego czucia ciała. Zakładam, że wszystko co najlepsze przyjdzie właśnie podczas mistrzostw, choć jak już mówiłam i teraz nie miałam na co narzekać.