W początkowej fazie spotkania zawodnikom obu ekip trudniej, niż z rywalami walczyło się z trudnymi warunkami pogodowymi. Rzęsisty deszcz spowodował, że drużyny z Białegostoku i Gdyni bardziej skupiły się na oddalaniu niebezpieczeństwa od własnej strefy punktowej, niż na przybliżaniu się do strefy punktowej przeciwnika.
Z czasem jednak pogoda zaczęła pozwalać na bardziej skuteczną grę w ofensywie. Na pierwsze punkty zgromadzeni na trybunach kibice czekać musieli jednak do drugiej kwarty. Wynik meczu otworzyli goście. Po dobrym podaniu z piłką w polu punktowym Lowlanders znalazł się Jakub Mazan, a chwilę później celnym kopnięciem podwyższył Przemysław Portalski i było 7:0 dla przyjezdnych.
Gospodarze odpowiedzieli za sprawą Mikołaja Pawlaczyka. Runnig back Ludzi z Nizin najpierw odważnym biegiem przez środek boiska przybliżył swój zespół do strefy punktowej gdynian, a w kolejnej próbie zaliczył przyłożenie. Przez złego snapa nie udało się jednak zaliczyć podwyższenia i na przerwę oba zespoły schodziły przy wyniku 6:7.
Po wznowieniu gry w drugiej połowie w polu punktowym Lowlanders ponownie zameldował się Mazan i znów celnie podwyższył Portalski. Stratę białostoczan zmniejszył wkrótce Bartłomiej Trubaj, który został obsłużony dobrym podaniem od Ryana Kasdorfa. Gospodarze chcieli zanotować dwupunktowe podwyższenie, jednak podobnie, jak w końcówce drugiej kwarty, tak i w tym przypadku nie udało się tego dokonać. Zamiast tego białostoczanie stracili kolejne dwa punkty po tym, jak z przejętą futbolówką w pole punktowe pobiegł James Gales.
Taki obrót spraw rozwścieczył i dodatkowo zmobilizował gospodarzy do jeszcze lepszej gry, czego efektem było przyłożenie Ryana Kasdorfa i podwyższenie Bartłomieja Trubaja, co dało pierwsze w meczu prowadzenie Ludziom z Nizin. W ostatniej kwarcie meczu znów z bardzo dobrej strony pokazał się Pawlaczyk i Kasdorf, który zaliczył drugie przyłożenie. Skrzydła Jastrzębiom w końcówce spotkania podcięli Mikołaj Pawlaczyk oraz Tomasz Zubrycki. Pierwszy zanotował kolejne przyłożenie, a drugi udanie podwyższył za dwa punkty po akcji podaniowej, przypieczętowując tym samym zwycięstwo swojego zespołu i awans do finału.
- Plany ciężko się realizuje, a czasem wcale. Staraliśmy się podopinać wszystkie rzeczy, żeby nasz zespół funkcjonował jak najlepiej. Ta konsekwencja i motywacja, skupienie chłopaków, z których część doskonale pamiętała gorycz trzech ostatnich półfinałowych porażek spowodowała, że się udało. Wszystko w myśl zasady - teraz albo nigdy. Pierwsza połowa upłynęła nam w ulewnym deszczu. Oba zespoły szły łeb w łeb, punkt za punkt, przy tym obserwowaliśmy wiele błędów po obu stronach. Po przerwie już się rozpogodziło i mogliśmy pokazać, kto bardziej zasługuje na finał. W tym sezonie byliśmy lepsi od Seahawks w dwumeczu w sezonie zasadniczym. W półfinale tylko to udowodniliśmy i czekamy już na finał z Panthers, który będziemy chcieli wygrać - powiedział po spotkaniu Piotr Morko, prezes Lowlanders Białystok.
We wrocławskim finale zdecydowanym faworytem będą Pantery, które podejmą Ludzi z Nizin w swoim mieście. - Podobnie, jak faworytami półfinałów zawsze są Seahawks. Udowodniliśmy, że stać nas na skuteczną grę przeciwko najlepszym. Trudno jest kogoś szczególnie wyróżnić za awans do finału. Każdy swoją postawą napędzał kolegów będących obok. Na prawo gry w finale zasłużyli wszyscy związani z zespołem. Od osób podających wodę, po zdobywających niezliczoną ilość jardów na boisku - dodał Morko.
Lowlanders Białystok 33 [(0:0)(6:7)(13:9)(14:0) 16 Seahawks Gdynia
Punkty Lowlanders: Mikołaj Pawlaczyk, Ryan Kasdorf - 12, Bartłomiej Trubaj - 7, Tomasz Zubrycki - 2.
Punkty Seahawks: Jakub Mazan - 12, Przemysław Portalski, James Gales - 2.
Wrocławskie Pantery, rywal Lowlanders w Polish Bowl XIII, awans do finału wywalczyły pokonując 28:7 Tychy Falcons. Dla mistrzów Polski będzie to piąty z rzędu finał. Do ostatniego starcia w tym sezonie ligi futbolu amerykańskiego dojdzie 21 lipca na Stadionie Olimpijskim we Wrocławiu.