- Mecz w Katowicach, wyglądał niemal identycznie, jak ten który graliśmy z nimi w Białymstoku. Znów tracimy głupie bramki po własnych błędach. Przegrywając zabieramy się w końcu do roboty, dochodzimy rywali na jedną bramkę i znów kopiemy się po czołach i nie możemy niczego strzelić. W przeciwieństwie do katowiczan nie jesteśmy tak konkretni pod bramką, kiedy przychodzi do wykończenia akcji - ubolewał po wyjeździe na Śląsk Adrian Citko.
Grający trener MOKS-u od dłuższego czasu nie ma powodów do zadowolenia. Na ligowe zwycięstwo białostoczanie czekają już od sześciu kolejek.- Ta seria jest już tak długa i tak pechowa, że sam po sobie widzę, jak i po zespole, że już zeszły z nas nerwy. Może to też jest metoda, że w końcu karta się odwróci. Przed nami mecz z Pogonią. Spotkanie jest o tyle istotne, że w przypadku zwycięstwa, na trzy kolejki przed końcem, będziemy już mieli nad miejscem barażowym dziewięć punktów przewagi, a więc będziemy pewni utrzymania. To nawet nie mecz za sześć punktów, a za sto - tłumaczy grający szkoleniowiec Słonecznych.
Mimo tego, że przed Słonecznymi tak istotny mecz, trener nie zapowiada szczególnej mobilizacji. - Nie będziemy się szczególnie motywować, przez ostatnie mecze niczego dobrego to nie dało. Graliśmy dobrze, ale się spalaliśmy pod bramką. Czas w końcu przestać gadać, a zacząć grać. Podchodzimy do tego meczu na spokojnie. Przez cały mikrocykl mielimy wykończenie. Ładujemy z kilku metrów na bramkę i zobaczymy co to przyniesie. Niczego nadzwyczajnego już nie wymyślimy. Co z tego, że nas wszyscy chwalą, a nie mamy z tej fajnej gry punktów. Wole zagrać brzydko z Pogonią, ale wygrać - mówi Citko.
- Rywal mimo ostatniej porażki z nimi w Szczecinie jest w naszym zasięgu. Musimy zrobić wszystko, żeby w końcu przerwać serię, wygrać i zapewnić sobie spokój w ostatnich meczach sezonu - dodaje na zakończenie Adrian Citko.