Śnieżna bitwa dla Panter

Na tarczy z pierwszego meczu Ligi Futbolu Amerykańskiego wrócili zawodnicy Lowlanders Białystok, którzy ulegli we Wrocławiu miejscowym Panterom 13:37. Decydująca okazała się ostatnia kwarta, którą białostoczanie przegrali 7:21.

/fot. Łukasz Skwiot/Cyfrasport/

/fot. Łukasz Skwiot/Cyfrasport/

Zespół Johna Harpera mimo ostatecznej porażki w pierwszym meczu nowego sezonu pokazał się z dobrej strony. Białostoczanie bardzo dobrze wyglądali szczególnie w pierwszej połowie. Wynik meczu przyłożeniem otworzył Tomasz Dziedzic. Na początku drugiej kwarty Lowlanders odpowiedzieli zdobyciem punktów przez nowego rozgrywającego Ryana Kasdorfa. Po podwyższeniu Bartka Trubaja było 7:7, ale w końcówce tej części gry Szymon Adamczyk powalił jednego z białostoczan w endzone i Lowlanders a przerwę schodzili z dwupunktową stratą.

- Pierwszy mecz w sezonie zawsze jest bardzo ciężki. Pantery to bardzo groźny rywal, szykowaliśmy się na trudne spotkanie i w pierwszej połowie wyglądaliśmy bardzo dobrze. Gdyby nie błąd zrobiony pod koniec drugiej kwarty, na przerwę schodzilibyśmy przy remisie. Moim zdaniem zaskoczyliśmy rywali organizacją gry defensywnej. Gorzej to wyglądało w ofensywie, gdzie mieliśmy spore problemy z głębszym wejściem w pole Panthers. Na początku oba zespoły mocno się badały, dodatkowo pogoda nie pomagała, ujemna temperatura, śnieg, do tego sporo kontuzji. Mecz przed czasem zakończyło dwóch zawodników z Wrocławia, a z naszego zespołu na badania kontrolne musiał się udać Mateusz Szczęk - relacjonował Piotr Morko, prezes Lowlanders Białystok.

Gorzej niestety wyglądała druga połowa meczu we Wrocławiu. Choć jeszcze trzecia kwarta nie zwiastowała dotkliwej porażki. O niepowodzeniu na Dolnym Śląsku zadecydowały przede wszystkim problemy z powstrzymaniem wspomnianego wcześniej Dziedzica, który do przyłożenia z pierwszej połowy dorzucił jeszcze dwa po przerwie. Prócz niego w polu punktowym Lowlanders zameldowali się jeszcze Wiktor Zięba oraz debiutujący w Panterach Damian Kwiatkowski. Białostoczanie odpowiedzieli przyłożeniem Mikołaja Pawlaczyka.

- Na początku drugiej połowy Pantery powiększyły przewagę. Udało nam się jeszcze ją nieco zmniejszyć, ale o ostatecznym rezultacie przesądziła czwarta kwarta, którą przegraliśmy 7:21. Popełniliśmy w niej za dużo błędów. Gospodarze skrupulatnie to wykorzystywali. Gołym okiem było widać, co musimy poprawić przed drugim meczem, choćby w kwestiach taktycznych. Od niedzieli przygotowujemy się do meczu z Seahawks. Dziś siądziemy do analizy wideo naszego meczu oraz spotkania gdynian z Falcons Tychy. Liczę na progres w naszej grze w następnym meczu i że nie bez przyczyny liczmy na awans do finału - zapewnia Morko. 

Zobacz również