Reżyser białostockiej wersji "Mayday" oraz aktorzy zagrali ostro i mam wrażenie że czuli przy tym lekko bezwstydną przyjemność. Podobnie na widowni - pełen luz i gromki śmiech - reakcja na dość głupawe teksty i wręcz absurdalne sytuacje, na które normalnie zareagowaliśmy zapewne ze sporą żenadą. Ale to przecież jest teatr, miejsce gdzie mamy zapomnieć o szarej rzeczywistości. I komedia, która oczekuje od nas wyłącznie śmiechu, nic więcej. Podobnie jak w cyrku, mamy się bawić i nie myśleć o biednych zwierzętach czy fizycznym bólu ekwilibrystów. Na "Mayday" mamy całkiem zapomnieć o logice, o podstawowych zasadach inteligencji emocjonalnej i broń Boże nie oczekiwać od bohaterów racjonalnych zachowań. Tu wszystko ma być przejaskrawione, bo inaczej z farsy nici.
Mamy się też nie oburzać na przerysowany obraz homoseksualistów i homofobów, puścić mimo uszu i przymknąć oko na niewybredne seksistowskie podejście do relacji damsko-męskich i męsko-męskich. Bo przecież autorowi sztuki (Ray Cooney) nie chodziło o oburzanie czy wytykanie, ale tylko i wyłącznie o spojrzenie na życie z dystansem i z poczuciem humoru.
W tej sztuce wszystko jest dozwolone, a główne zadanie aktorów to trzymać zawrotne tempo i komediowe napięcie na stale wzrastającym poziomie. A zadanie widzów to pękać ze śmiechu i nie dostać czkawki. Aż do momentu, kiedy już naśmiejemy się do woli, aż do przesytu, a historia urywa się nagle i niespodziewanie opada kurtyna.
Z tym karkołomnym zadaniem nasi aktorzy radzą sobie całkiem nieźle, ale widać że kosztuje to sporo prób i dużo wręcz fizycznego wysiłku. Szczególnie paniom należy się uznanie, za bieganie po scenie w klapkach na koturnach albo jeszcze gorzej - w wysokich szpilkach. Widownia też staje na wysokości zadania, salwy śmiechu padają dokładnie tam gdzie trzeba, a w krótkich momentach wyciszenia czuć na widowni skupienie i oczekiwanie. Na zakończenie oczywiście gromkie brawa, a wszystkie twarze uśmiechnięte, wyluzowane - stresy na chwilę zostały przepędzone w siną dal. Nawet jeżeli wychodzimy z teatru z poczuciem, że nie bardzo wiemy o co w ogóle w tym wszystkim chodzi, to i tak warto było poświęcić czas dla tej wielkiej uzdrawiającej dawki śmiechu. A że jeszcze po spektaklu pogadamy ze sobą o naszym podejściu do małżeństwa, do wierności, do prawdomówności, czy też najdzie nas refleksja na temat postrzegania homoseksualistów, to i jeszcze dojdzie do tego śmiechu jakaś "wartość dodana". Śmiech i refleksja - skuteczny efekt synergiczny.
Relacja video Bia24 z konferencji prasowej przed premierą oraz fragmenty spektaklu
Ray Cooney
MAYDAY
Teatr Dramatyczny im. Aleksandra Węgierki w Białymstoku, Scena Duża
Reżyseria, scenografia, opracowanie muzyczne - Witold Mazurkiewicz
Przekład: Elżbieta Woźniak
Obsada:
Justyna Godlewska-Kruczkowska - Mary Smith
Arleta Godziszewska - Barbara Smith
Bernard Bania - Inspektor Troughton
Krzysztof Ławniczak - Bobby Franklyn
Dawid Malec (gościnnie) - Reporter
Sławomir Popławski - Stanley Gardner
Marek Tyszkiewicz - John Smith
Franciszek Utko - Inspektor Porterhouse
Premiera: 16 września 2017.
Czas trwania: ok. 150 minut (z przerwą)
Najbliższe terminy spektakli to 22, 23, 24, 29 i 30 września, oraz 1, 13, 14 i 15 października. Bilety dostępne są w kasie Teatru oraz w sprzedaży internetowej, na stronie dramatyczny.pl.