Historia, w jakich Machulski jest znakomity: sensacyjna opowieść o wielkim przekręcie. Misternie spleciona intryga z zaskakującym finałem. Taka jak w "Vabank" czy nawet w "Vinci" - tu w "Volcie" szyje się zbyt grubymi nićmi. Od początku widz nie da się nabrać na intrygę, za dużo dostaje sygnałów o papierowych koncepcjach scenariuszowych. Bohaterki, które właściwie nie mają powodu by się polubić, inteligentni ludzie, którzy nagle dają się wciągnąć w bardzo prostą pułapkę. Widz więc nie podąża ścieżką wydeptaną przez reżysera, rozgląda się na boki i szuka smaków w innych obszarach filmu.
Akcja prosta: współcześni znajdują ukryty w ścianie starej lubelskiej kamienicy skarb - zaginioną koronę Kazimierza Wielkiego. Intryga plecie się wokół tego, kto utrzyma lub przejmie skarb, który w gruncie rzeczy nie jest obiektem pożądania ze względu na swoją wartość (cenę), lecz funkcję, jaką może spełniać w innym planie. Tytułowy Volta, człowiek podobno piekielnie inteligentny, potrzebuje korony jako narzędzia osiągnięcia sukcesu wizerunkowego, politycznego. Znalazcy korony zaś widzą ją jako cenny zabytek dziejów kraju. W tych planach filmu intryga wyraźnie się nie klei, wpada w pułapki, które sama na siebie zastawia. Bohaterowie nie mieszczą się w swoich rolach, a ich gra aktorska nie zostawia widzowi złudzeń, że jest w planie daleko pobocznym.
Główna ścieżka filmu wiedzie przez tereny, które Juliusz Machulski ostatnio lubi najbardziej: satyrę obyczajową i polityczną. W tym planie poznajemy bohatera Kazimierza Dolnego - polityka, kandydata na prezydenta RP czy nawet na króla Polski. Tu zdystansowany, ironiczny punkt widzenia autora filmu daje najlepsze z punktu widzenia widza efekty w postaci zabawnych konfiguracji, udanych dowcipów słownych i sytuacyjnych. Świat polskiej polityki, rodzimego pijaru, budowania wizerunku medialnego to najcelniejsze trafienia Machulskiego, choć - przyznać trzeba - gry słowne i fantazja frazeologiczna nie zaspokoją wybrednych smakoszy (znane ze zwiastunów filmu lapsusy o mimice twarzy, czy "Dziadach" i dziadach). W tej warstwie filmu mieszczą się najciekawsze role filmu - Jacka Braciaka jako Kazimierz Dolny i Andrzeja Zielińskiego jako Bruno Volta (deklinuje się).
Jest jeszcze jedna płaszczyzna, na której ten film się rozgrywa. Płaszczyzna Lublina. To może najbardziej paraliżująca warstwa filmu. Paraliżująca reżysera. W "Volcie" aż za mocno widać, kto zapłacił za to przedsięwzięcie i jak bardzo Lublin i jego jubileusz 700-lecia spętał ręce i umysł reżysera. Film jest tak nasączony lubelską intencją, że aż kompletnie rozwodnił intencje artystyczne, filmowe twórców. Komercyjne potrzeby zabiły finezję reżysera. "Volta" wypada znacznie słabiej niż - też przecież "spętany", ale Krakowem - "Vinci." Nie wspominając już o dziełach artystycznie najwyższych - Machulskich - lotów, jak "Seksmisja" czy seria "Vabank."
Ci, którzy kochają Machulskiego za jego finezję, rozmach i inteligencję film i tak zobaczą. Tym zaś, którzy mają do twórcy więcej dystansu - mimo wszystko film warto polecić do obejrzenia. W końcu można chwilami nawet nieźle się ubawić, choć szerze mówiąc i wykorzystując filmowe zamiłowanie do fantazji frazeologicznych - ta skórka niewarta świeczki :)
W Białymstoku film można obejrzeć w kinach sieci Helios.
Zwiastun filmu
VOLTA
Premiera: 7 lipca 2017
Czas trwania: 106 minut
Produkcja: Polska, 2017
Reżyseria:
Juliusz Machulski
Obsada:
Olga Bołądź
Andrzej Zieliński
Aleksandra Domańska
Tomasz Kot
Robert Więckiewicz
Antoni Pawlicki
Cezary Pazura
Mikołaj Roznerski