Paulina Górska Bia24: Każdego dnia staję się coraz lepszym fotografem - to Twoja zawodowa dewiza. Mógłbyś rozwinąć to zdanie klucz.
Michał Heller: Wszyscy się zmieniamy pod wpływem rzeczywistości, która nas otacza, zmian, które zachodzą w nas samych, ale też pod wpływem naszych interakcji z innymi osobami. Wydaje mi się, że jako ludzie jesteśmy skazani na poznawczą porażkę. Nie jesteśmy w stanie odkryć prawdziwej natury świata, ona jest przed nami zamknięta i na zawsze taka pozostanie. Z resztą, tak samo jak natura innego człowieka. Nigdy nie będę w stanie wejść do Twojej głowy i zrozumieć świat, w taki sposób, jak Ty go postrzegasz. W związku z tym, że mam przeświadczenie absolutnej niemożności poznania istoty celowości życia, pozostaje tylko jedna kwestia – rozwój. Nie chodzi o to, żeby tę tajemnicę odkryć, tylko o to, żeby ustawicznie zadawać pytania. W moim przypadku tak się to wszystko ułożyło, że posługuję się właśnie fotografią, by zadawać sobie samemu, ale też i innym pytania graniczne. Jedyną rzeczą, którą mogę robić, by nie odczuwać beznadziei tej blokady poznawczej wobec istoty świata, jest coraz głębsze wchodzenie w kanał komunikacyjny, który był mi dany, czyli w fotografię. Staram się rozwijać i podejmować nowe wyzwania.
A czym jest dla Ciebie fotografia teatralna?
Fotografia teatralna pojawiła się w moim życiu 12 lat temu. Nigdy nie wiązałem swojej drogi twórczej z fotografią teatralną, ale odkąd pamiętam, moją drugą, największą pasją była muzyka. Los sprawił, że w 2012 roku ówczesny dyrektor Opery i Filharmonii Podlaskiej, Roberto Skolmowski miał takie przeświadczenie, że fotograf jest potrzebny w Operze jak powietrze. Trafiłem do niego na spotkanie, pokazałem zdjęcia i zaproponował mi, żebym poszedł na spektakl i zrobił z niego fotosy. Pamiętam było to 11 listopada, musical „Korczak”. Poszedłem na ten spektakl, zrobiłem zdjęcia. Oceniali je: Dyrektor, scenografka i Andrzeja Makal, świetny fotoamator, który jest perkusistą w Orkiestrze OiFP, a dzisiaj też moim dobrym kolegą. Zdjęcia spodobały się! Od tego czasu zacząłem zajmować się fotografią teatralną.
Masz bogate doświadczenie jeśli chodzi o fotografowanie w teatrze. Kilkadziesiąt premier i mnóstwo scenicznych fotosów za Tobą.
Najpierw pracowałem na takim dziwnym stanowisku, które się nazywało: operator systemów multimedialnych, choć żadnymi systemami nigdy nie operowałem. Wynikało to chyba z tego, że nie było w statucie takiego stanowiska jak fotograf. Kilka lat później stworzono specjalnie dla mnie etat fotografa, bo wiesz nawet jeśli mnie już w teatrze nie będzie, to ten etat tam zostanie, więc jest to kapitalna sprawa. Od czasu tych kilkunastu lat, kiedy fotografuję teatr, sfotografowałem kilkadziesiąt premier, zrobiłem zdjęcia do kilkudziesięciu programów, fotografowałem w kilku teatrach i wygrałem Konkurs Fotografii Teatralnej organizowany przez Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego w Warszawie.
Wydaje mi się, że fotografia teatralna nie tylko sprawiła, że przeżywam taką cudowną przygodę od kilku lat, ale wpłynęła na mój styl fotografowania, również w komercji. Sposób oświetlania zdjęć i sposób podejścia do rzeczywistości, którą kreuję na zdjęciach, zmienił się diametralnie. Kiedyś poruszałem się bardziej w kategoriach fotografii dokumentalnej. Teraz świece bardziej punktowo, wybiórczo, krótko mówiąc teatralnie.
Pamiętasz sesję teatralną, która była największym wyzwaniem? Może zaskoczeniem?
Pamiętam taką jedną sytuację, która sprawiła, że nogi się pode mną ugięły. Markowy fotograf teatralny pracuje nad fotosami z przedstawienia, w taki sposób, że od początku jest na próbch, oswaja się ze spektaklem. Fotosy nigdy nie są przygotowywane w dniu premiery, zawsze powstają wcześniej na próbach generalnych. Wtedy nie ma nikogo na widowni, dzięki czemu fotograf ma dowolne pole do poruszania się i możne uzyskać perspektywy, które na spektaklu byłyby osiągalne tylko wtedy, gdybym komuś wszedł na kolana.
To o czym opowiem ma związek ze spektaklem „Traviata”. W dniu premiery jest zwykle tak, że już nie wchodzę na widownię. To jest bardzo wygodne, bo wszyscy chodzą na rzęsach w tym dniu, a ja mam wszystko przygotowane. Do fotosów dokładam zdjęcia widzów wchodzących do tetaru i zdjęcia owacji po spektaklu. W ten sposób powstaje kompletna relacja z premiery. Tak mnie jakoś podkusiło, by w trakcie premiery „Traviaty” wejść na widownię. Ku mojemu zdziwnieniu zobaczyłem, że dookoła takiego basenu z wodą, który był istotnym elementem scenograficznym w przedstawieniu, pojawił się olbrzymi palmowy gaj, którego ja na zdjęciach nie miałem, bo na próbie generalnej go nie było. Okazało się, że zbudowano go w nocy. Byłem przerażony, bo doszedłem do wniosku, że nie mam czego pokazać z drugiego aktu. Finalnie okazało się jednak, że była to dla mnie lekcja, a wniosek z niej taki, że dobry obraz, zawsze się obroni. Absolutnie nikt z osób, które oglądały te zdjęcia, nie zwrócił uwagi na to, że nie było na nich palm.
Czyli siła obrazu i człowieka, który jest bohaterem tego obrazu jest zawsze priorytetem?
Ta siła jest tak porażająca, że każda palma w porównaniu z nią po prostu więdnie. Figuratywny wymiar zdjęcia i tego co się na nim dzieje z aktorem ma przygniatającą moc, w stosunku do innych detali.
Każda sesja, ba każde zdjęcie to inna przygoda, emocje, historia do opowiedzenia. Wybrałam kilka fotografii, które zrobiłeś i chciałabym, byś co nieco o nich opowiedział...
fot. Michał Heller/zdjęcie pochodzi z projektu Przemiany/Changes, serii okładek programów koncertów symfonicznych
To zdjęcie, które wybrałaś jest elementem wciąż realizowanego projektu, który rozpocząłem w roku 2021. Zostało zrobione na zlecenie Opery. Dyrektor Violetta Bielecka zaproponowała mi, żebym zastanowił się nad tym czy nie chciałbym zrobić zdjęć, które będą zdobiły okładki programów koncertów symfonicznych. Te programy, w zależności od ilości koncertów, wydawane są raz w miesiącu lub raz na kwartał. Akurat pierwsza odsłona tej serii, powstała w latach 2021/2022, a to zdjęcie jest zdjęciem grudniowym.
Grudzień jest dla mnie specyficzny miesiącem, z jednej strony jest upaprany śniegowym błotem, smutny i mroczny. A z drugiej strony jest odświętny i przepiękny. Stąd ta metaforyczna historia ze zdjęciem o Kopciuszku - który jest niby umorusanym kocmołuchem, a skrywa w sobie księżniczkę. Na zdjęciu jest Marta Niezgoda, urocza wokalistka. Lustro, które trzyma pożyczyłem od teściowej.Sukienka jest ze Studium Baletowego Opery. To klastyczny, komputerowy fotomontaż, którym posługuję się często, przede wszystkim dlatego, że fotografia jest świetnym narzędziem do tego, by tworzyć surrealne obrazy.
fot. zdjęcie pochodzi z projektu "W objęciach Charona"
„W objęciach Charona” to jest rzecz, która została pokazana 2 lata temu w przejściu podziemnym w Warszawie, pomiędzy Trasą Łazienkowską, a Placem Zamkowym, w Galerii WZ. Projekt składa się z kilkunastu portretów ludzi stojących na schodach. Zdjęcie, które wybrałaś zrobiłem na kampusie UwB. Jest na nim aktor Oskar Lasota, który zgodził mi się zapoznawać. To historia o przemijaniu. Projektowi na wystawie towarzyło motto: Ludzi przedstawionych na zdjęciach nie łączy nic, prócz tego, co łączy nas wszystkich. Wydaje mi się, że w tym przypadku droga interpretacji jest jasna i klarowna.
fot. zdjęcie pochodzi z projektu "Polscy królowie elekcyjni" zrealizownego dla Teatru Syrena
Jak zobaczyłam to zdjęcie to pomyślałam „odjechane”, przepełnione feerią barw, abstrakcyjne, aczkolwiek bardzo w stylu glamour.
Zdjęcia pochodzą z kampanii reklamowej przedstawienia „Bitwa o tron” Teatru Syrena. Wszystkie kostiumy królów elekcyjnych przygotował Tomek Jacyków i wszystkie powstały ze śmieci i odpadów. Materiały zostałe przez niego kupione w second handach, znalezione w teatralnym magazynie.
Praca z Tomkiem Jacykowem była dla mnie świetną przygodą Z jednej strony jest to absolutnie kolorowy ptak, zawsze niesamowicie wystylizowany, sprawia wrażenie osoby absolutnie roztrzepanej, ale to pozory. W istocie to jest stuprocentowy profesjonalista, który potrafi zrobić coś z niczego, czego dowodem jest ta sesja i który potrafi stylistycznie rozłożyć potrzeby teatru na czynniki pierwsze, tak żeby z tych potrzeb stworzyć kostium, który będzie trafieniem w dziesiątkę. I tak było w przypadku tej sesji.
Chciałem pokazać te niezwykłe kostiumy i aktorów Syreny biorących udział w przedstawieniu tak, by wyglądali jak z kolorowego, luksusowego magazynu. To jest zderzenie tych światów, w których się obracam na co dzień, czyli zderzenie fotografii wysokojakościowej komercyjnej z fotografią teatralną. Zdjęcia z tego projektu były użyte na kilka sposobów: do projekcji w trakcie przedstawienia, wylądowały w książce programowej, która została wydana w pięknej formie zalakowanej koperty i do kampanii outdorowych, które były na terenie Warszawy rozklejane, by rozreklamować przedstawienie.
fot. Zdjęcia zrobione w domu w trakcie kwarantanny, pochodzi z projektu "Kryzys Tożsamości"
W trakcie pandemii poczułem, ze usuwa mi się ziemia spod nóg. Idąc ulicą w masce, czapce z daszkiem i ciemnych okularach, czułem się jak niewidzialny. To doświadczenie zrodziło pomysł na "Kryzys Tożsamości". Zadzwoniłem do Galerii im. Sleńdzińskich, z którą współpracowałem nie raz przy różnych projektach, z pytaniem czy nie chcieliby zrobić ze mną takiego projektu na szybko, bo mam pomysł. Na co odpowiedzieli, że to jest absolutnie niemożliwe, bo nie mają na to środków. Mimo to, jak już zrobiłem te zdjęcia, to im je wysłałem i powiedzieli, że od razu je biorą. Powstała wystawa, którą można było zobaczyć na Rynku Kościuszki, za pomnikiem Piłsudskiego, na płocie, gdzie zdjęcia wisiały całą pandemiczną wiosnę i lato.
Wszystkie zdjęcia z tej serii przedstawiają naszą rodzinę. Fotografowaliśmy w domu, w trakcie kwarantanny. W dużym pokoju rozstawiłem studio. Maski są zrobione z rzeczy, które mieliśmy w domu albo które udało nam się znaleźć na spacerach w lesie. To zdjęcie, które wybrałaś przedstawia Jasia, naszego syna. To bardzo mocny projekt, który na szczęście zrobił się nieaktualny, z czego się cieszę.
fot. zdjęcie z "błyskiem" z komercyjnej sesji reklamowej
Jest to stuprocentowo reklamowe, komercyjne zdjęcie. To prefabrykat, połowa całej pracy, później do tego doszły jeszcze hasła, które też przygotowałem. Jest to rodzaj minikampanii. Ten sposób pracy jest dla mnie bardzo ważny, bo widać na nim potęge oświetlenia błyskowego. Moim kredo jest to, by osiągać zamierzone efekty przy użyciu wyłącznie światła z minimalnym użyciem photoskopa.
Z mojego punktu widzenia oświetlanie błyskowe to najbardziej magiczny sposób fotografowania, stojący w dużej opozycji w stosunku do tego, co można dostrzec gołym okiem.
Myślenie światłem, modyfikatorami światła i możliwość tworzenia przestrzeni, które są absolutnie inne od przestrzeni zastanych, jest kluczowym elementem mojej twórczości.
Jak podsumujesz 2023 roku? Które z projektów zapamiętasz na długo?
To był ciekawy rok. Zrealizowałem wiele sesji komercyjnych, ale także projekt, który chyba był największym przedsięwzięciem fotograficznym, jakie zrealizowałem do tej pory. Mówię o projekcie w ramach akcji pomocy Ukrainie „Spilno” organizowanej przez UNICEF i Miasto Białystok. Ten projekt to zestaw ponad 20 portretów grupowych ukraińskich rodzin, które uciekły przed wojną do Białegostoku. Na fotografiach są z Polakami, którzy im pomogli. Mottem i elementem przewodnim jest chleb. Wydaje mi się, że chleb jest w słowiańszczyźnie wartością przebogatą, jeśli chodzi o symbolikę. Wszystkich ludzi sfotografowałem w miejscach związanych z chlebem: w piekarniach, na polach pszenicy, w miejscach znanych białostoczanom, gdzie można kupić chleb. Oprócz warstwy wizualnej tego projektu, jest także warstwa dźwiękowa. Poprosiłem Ukraińców, po jednej osobie z każdego zdjęcia, aby opowiedzieli swoją historię. Dzięki kodom QR, umieszczonym pod każdym zdjęciem, można posłuchać ich historii.
Dziękuję za rozmowę.
Dziękuję. Niech Moc będzie z Tobą.