Pan Romuald z Białegostoku - to jego historia pokazuje, ile naprawdę warte jest to samozadowolenie. Mieszka przy ul. Wiejskiej, wichura powaliła stare drzewo na jego drewniany dom. Trzecia część budynku nie nadaje się do mieszkania. Do tego jeszcze potężny konar rozwalił samochód pana Romualda. Powie ktoś: zdarza się i zdarzało się zawsze. Żywioł.
Pan Romuald jest emerytem, żyje skromnie. Ocenił, że na naprawę domu trzeba by 15 tysięcy złotych. Nie prosił o pomoc, po prostu wszyscy się jego losem zainteresowali po obejrzeniu zdjęć w internecie. Jeden z radnych nawet poświęcił mu osobny wpis w swoim blogu. Zaraz temat podjęły media i te właśnie ścieżki doprowadziły nas do władz Białegostoku.
Czy samorząd lokalny (a więc my wszyscy) nie jest od tego, by właśnie w takich sytuacjach losowych pomagać swoim mieszkańcom? Reforma samorządowa polegała właśnie na tym, że sprawy lokalne oddano w ręce lokalnej społeczności. I nie zawiódł zastępca prezydenta Białegostoku - obiecał pomoc. Przed kamerą, wyraźnie przejęty zapowiedział przekazanie maksymalnej kwoty pomocy przysługującej w takich wypadkach - trzy tysiące złotych. I po sprawie. Trzy tysiące i niech sobie człowiek jakoś radzi.
Wiedział przecież, że trzy tysiące nie załatwi sprawy. Nic więcej nie obiecał, to była maksymalna kwota. 300 tysięcy mieszkańców tego samorządu ustami swojego prezydenta powiedziało panu Romualdowi: 3 tysiące i basta. - Trzy tysiące? - żachnął się pan Romuald. - To ja tyle w czapkę swoją zbiorę, jak stanę na ulicy.
Gdy po dwudziestu ośmiu latach od początku reformy samorządowej przedstawiciel nas wszystkich mówi: trzy tysiące i basta to wygląda na to, że reforma nie była przede wszystkim po to, byśmy o lokalnych sprawach decydowali lokalnie. Bo urzędnik samorządowy nie czuje, że człowiekowi potrzebna jest prawdziwa pomoc, a nie trzy tysiące i basta.
Prezydent miasta ma oczywiście rozliczne możliwości udzielania pomocy tym, którzy jej potrzebują. W tym wypadku nie korzysta z tych możliwości. Prezydenccy urzędnicy na przykład z Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie zachowują się jak urzędnicy - nie ma paragrafu, nie ma pomocy. Ludzkich odruchów bezpieczniej nie okazywać. Prezydent ostatnio skarżył się radnym, że nie udzieliwszy mu absolutorium znieważyli ponad tysiąc miejskich urzędników pracujących solidnie. Czy dziś on sam nie uraził pana Romualda, zwykłego mieszkańca miasta, którego dotknęła klęska żywiołowa.
Ten drobny przykład pokazuje, że samorząd oddalił się mocno od spraw ludzkich. Samorząd stał się urzędem - zdystansowanym i nieczułym. Urzędnik przestał pomagać, zaczął wymagać. Pomóc panu Romualdowi jest dla urzędników zadaniem takim jak przejście przez ucho igielne. Nie ma empatii, jest charakterystyczna podejrzliwość, nieufność.
To właśnie w naszej reformie samorządowej najbardziej się nie udało. Samorządy, szczególnie dużych miast, stały się urzędami. Mocniej się przykładają do ściągania należności niż do udzielania pomocy. Tak jak widzieliśmy to przy okazji mieszkańców ulic Angielskiej i Ostrowieckiej. Cóż znaczyły ich domy i posesje, jeśli WŁADZA postanowiła poprowadzić tamtędy drogę do nowego osiedla developerskiego. Nie dość że zabrała dorobek ich życia bez pytania to jeszcze targuje się o ceny za działkę.
W przypadku pana Romualda pewnie więcej pomogą ludzie niż samorząd (urząd). Po tej historii zostanie refleksja o potrzebie prawdziwej przemiany samorządu - z wysokiego urzędu w bliską i współczującą wspólnotę sąsiadów. Wiele jednak wody upłynie w Białce zanim przybliżymy się do tej wizji. Na razie kojarzy się ona tylko z uchem igielnym.