Ja i teatr? Odzwyczaiłam się od oglądania filmów, które nie mają przerw na reklamę. W teatrze byłam tak dawno, że o widowni w BTL myślałam, że jest co najmniej wielkości połowy boiska. Widocznie urosłam ja, sala się skurczyła, tyle tylko, że przy wzroście >160 cm powinnam wybierać miejsca bliżej, tak żeby szyja nie bolała od wyciągania. Ale nie o tym być miało.
"Słomkowy kapelusz", Sztuka w 5 aktach, w reżyserii Pawła Aignera na scenie Białostockiego Teatru lalek, adaptacja francuskiej komedii z roku 1851 autorstwa Eugene a Labiche'a.
Są roztańczeni, rozśpiewani, piękni i kolorowi. Jestem pod ogromnym wrażeniem aktorów którzy w trakcie spektaklu wcielali się w przeróżne role, za każdym razem oczywiście bardzo trafnie. Do tego stopnia, że miałam kłopot z przyporządkowaniem wszystkich wcieleń poszczególnym aktorom.
Zwariowana akcja toczyła się wokół pożartego kapelusza. Była momentami tak - przepraszam za wyrażenie - rąbnięta, że chwilami traciłam wątek. Fascynujące jest też to, że przed laty można było stworzyć scenariusz, który równie dobrze można by było odegrać w strojach całkiem współczesnych.
Zakochana para, wiejska rodzina panny młodej, zdrada, kochanek, zazdrosny mąż, durnowaty wujek, a to wszystko ubrane cudowne stroje i przezabawne dialogi. To wszystko tam jest, i jest takie aktualne. Brawo. Do tego stopnia, że nie wiem kiedy minęły trzy godziny.
Nie żałuję, wcale, ani minuty. Polecam, nie tylko dla koneserów. A dla niższych polecam...zabrać poduszkę pod siedzenie.