"Pani córka nie chce żyć" - alarmuję pewną matkę. Słyszę odpowiedź: "wie pani, ona jest dobrym manipulatorem, konfabuluje, nie ma co się przejmować". Siadam, rozmawiam, tłumaczę. Ale ona córki nie widzi, nie rozumie, nie słucha. Co więcej, mnie też nie słucha?
- Czy Pani jej słucha? - zadaję po raz setny to samo pytanie.
- Ależ oczywiście, każdego dnia pytam, jak jest w szkole - kobieta szybko odpowiada.
- O co konkretnie pani pyta?
- No, jak tam w szkole?
- A jakiej odpowiedzi pani oczekuje? - pytam dalej.
- Jak to? Zawsze mówi, że dobrze.
Pani ją słyszy, ale nie słucha. Nie interesuje się jej światem, myślami, problemami, kompleksami, porażkami, radościami. A tych dziecko każdego dnia ma całe mnóstwo, szczególnie w okresie dojrzewania. Słyszę w kółko to samo: "mąż zły, ciągle w delegacji", "ze wszystkim jestem sama", "nie ogarniam", "brak mi snu", "nie takiego życia chciałam", "nie mam już siły", "chcę odpocząć. I cały czas powtarza: ja, ja i ja.
Oczywiście nie ma idealnych rodziców. Może w serialach? Rano pyszne śniadanko, do szkoły drugie. Buzi i pa, pa. Po powrocie z pracy rozmowa z dzieckiem, ciepły obiad, a na deser pachnąca szarlotka. Potem wspólna zabawa, buzi, "lulu" i spać. Brzmi jak bajka. Życie jednak jest bardziej skomplikowane i zaskakujące. Każdy człowiek ma swoją niepowtarzalną historię, która przypomina karuzelę radości i smutków. W pracy ktoś nas poniżył, w sklepie ktoś nas oszukał, w szpitalu leży chora babcia, żona mnie nie rozumie, mąż mnie nie docenia, brak pieniędzy, brak poczucia bezpieczeństwa, chore dzieci, brak czasu. Bieg, cały czas bieg...
Każdy to zna na pamięć. Nie ma sensu się licytować, kto ma ciężej, kto ma gorzej. Każdy ma swój krzyż. Dlatego w tym momencie na drugi plan odkładam te wszystkie problemy małżeńskie, rodzinne, zawodowe, zdrowotne. Próbuję spojrzeć tylko na dziecko i o to proszę każdego rodzica. Zapomnij na razie o sobie, skup się na tym małym cudzie, któremu dałeś życie. Kiedy po szkole wracam do domu, myślę sobie, że moja praca jest moją terapią. Każdego dnia spotykam dzieci, które potrzebują nie nowego smartwatcha czy smartphona, ale przede wszystkim miłości, opieki, czułości, zainteresowania, uwagi. Po raz setny uświadamiam sobie, że prostego przytulenia i ,"kocham cię'' nic nie zastąpi.
Muszę pokazywać każdego dnia dzieciom, jak bardzo są dla mnie ważne. Nie mogę zapominać o tuleniu, całowaniu i głaskaniu ich. Mam rozmawiać i słuchać uważnie moich dzieci. Muszę się pilnować, aby ich nie pouczać co chwilę. Przypomina mi się takie badanie, w którym naukowcy aż przez 75 lat badali poziom szczęścia w pewnej grupie ludzi. Okazało się, że najszczęśliwsi
byli ci, którzy umieli kochać i byli kochani. Mało tego osoby, które czuły się kochane przez matki więcej zarabiały, rzadziej chorowały na demencję, były lepszymi pracownikami. Natomiast dobre relacje z ojcem owocowały lepszym radzeniem sobie z lękami oraz umiejętnością cieszenia się z czasu wolnego. Miłość jest dobra w każdym wieku. Miłości nigdy za wiele. Miłość w dłuższej perspektywie okazuje się najpewniejszą i najlepszą inwestycją.
Kochajmy się!
Urszula Jakuć - terapeuta, pedagog, nauczycielka. Od kilkunastu lat wychowawca dzieci i młodzieży. Wykładała na Niepaństwowej Wyższej Szkole Psychologii Społecznej. Ukończyła pedagogikę wczesnoszkolną, oligofrenopedagogikę, edukację i rehabilitację osób z niepełnosprawnością intelektualną oraz z zaburzeniami ze spektrum autyzmu oraz zarządzanie oświatą. Prywatnie żona i mama trojga dzieci.