Prawda czy fałsz: Będzie pomoc dla przedsiębiorców w Białymstoku, którzy stracili miejsca swojej pracy z powodu zamknięcia i zburzenia dworca PKS. Będzie specjalna, interwencyjna pomoc rządu dla tych, którzy muszą opuścić miejsca dotychczas służące im do prowadzenia swojej działalności, będą odszkodowania za starty poniesione nie z własnej winy, będzie też rządowe wsparcie dla zmiany profilu działalności gospodarczej. Rząd deklaruje, że nie pozwoli zginąć tym, którzy własny dobrobyt wykuwają w pocie czoła własnymi rękoma.
Odpowiedzi proste tak jak prosta i oczywista jest refleksja: mamy u nas dwa światy i dwie miary do mierzenia podobnych zjawisk.
Białostocki PKS raczej cienko przędzie. Wyprzedaje majątek by mieć na spłacenie długów, oddaje budynek dworca we władanie firmy, która obiecuje zbudować nowy dworzec, a do tego jeszcze postawić obok kolejną w mieście galerię handlową. Marszałek, który jest de facto właścicielem PKSu jest zadowolony, że firma próbuje się ratować przed upadkiem.
Tymczasem poza oczami marszałka i poza zainteresowaniem władz PKS Białystok, ale na naszych ? klientów, konsumentów ? oczach rozgrywa się dramat drobnych przedsiębiorców, handlowców i właścicieli barów czy punktów gastronomicznych. PKS przehandlował ich razem z całym budynkiem. Muszą teraz zwijać swój interes i wynosić się z budynku, gdzie handlowali, pracowali, zarabiali na życie od kilkudziesięciu lat. Nikt jak dotychczas nawet nie zadeklarował pomocy ? nie zaoferował przeniesienia działalności do innego miejsca, nie wspomniał o wsparciu finansowym czy materialnym z powodu nagłego zamknięcia działalności. Marszałek (z PSL) się nie poczuwa, prezydent Białegostoku jako gospodarczy liberał w ogóle raczej nie bierze pod uwagę pozarynkowego wspierania małych firm. A obecny rząd drobnych przedsiębiorców wspierać nie zamierza, zupełnie inaczej niż innych drobnych przedsiębiorców ? rolników.
Rynek sam wyreguluje kto się utrzyma, a kto będzie musiał zakończyć działalność. Niewidzialna ręka rynku raczej nie pomoże kupcom, restauratorom z dworca PKS. Jeszcze niedawno podobne przeżycia mieli dzierżawcy stoisk na dawnym placu Inwalidów Wojennych, których prezydent Białegostoku (nadal urzędujący) wyrzucił z placu. Im przynajmniej zaproponowano przeniesienie stoisk na teren ówczesnej giełdy rolno-towarowej przy ulicy Andersa (dziś Podlaskie Centrum Rolno-Towarowe). Zapewne większość nie uratowało swoich firm lub musiało zmienić profil działalności. I z pewnością w tej nowej dla nich rynkowej rzeczywistości żaden rząd nie zaproponował im nawet preferencyjnych kredytów.
Prawdziwa miara naszego rynku ujawni się dopiero wtedy, gdy biedę drobnych przedsiębiorców z dworca PKS porównamy z biedą hodowców trzody w województwie dotkniętym epidemią ASF. Rolnicy w porównaniu z przedsiębiorcami z dworca mogą spać spokojnie pod grubą pierzyną rządowej opieki. Rolnicy czują swoją siłę, czują jak rządzącym zależy na ich głosach i ich komforcie. A cóż patrząc na to mają powiedzieć handlowcy z małych sklepików na dworcu, właściciele budek z kebabem, hot dogiem czy frytkami, gdy sprzedają głodnemu przyjezdnemu rolnikowi swoje bułki z parówką? Przecież nie zapomnieli jak obecnie rządzący przed wyborami obiecywali wsparcie ich właśnie, nadejście wreszcie dobrych czasów dla przedsiębiorczych Polaków.
Jeśli go nie zabije, to go wzmocni. Stara prawda odnosi się tylko do jednej grupy. Drobni przedsiębiorcy u nas od lat mają pod górę, a jednak przetrwali, jednak znajdują nowe obszary działalności, jednak budują swoją przyszłość w oparciu o własną zapobiegliwość i determinację. A kolejne rzesze polityków tylko przed wyborami napełniają sobie usta deklaracjami wspierania małego biznesu i wizją dobrobytu tych, którzy własny los postanowili wziąć tylko we własne ręce. Gorzka prawda.