Kiedyś zstąpiłem do trzewi Leroya Merlina, czyli do miejsca, gdzie chłopaki wbijają się w sexi ogrodniczki lub jedzą popołudniową bułkę z serem. Zaskoczyło mnie, że wszędzie na ścianach wisiały nie gołe baby i kalendarze, jak to miało miejsce w dawnych zakamarach, ale dekalogi, wykazy wartości i celów oraz kolorowo wydrukowane misje.