Zdarzenie miało miejsce w niedzielę (12.11) w godzinach porannych. Policja nie prowadziła w miejscu wypadku żadnych czynności służbowych, ponieważ samochód ciężarowy należy do Wojska Polskiego, a kierowcą był żołnierz. Na miejscu działa Żandarmeria Wojskowa i ona prowadzi postępowanie w sprawie.
Według informacji przekazanych przez Żandarmerię Wojskową samochód jechał z prędkością ok. 40 km/h. Żubr wyszedł nagle na drogę z jednej z posesji, a kierowca nie był w stanie ominąć zwierzęcia. W wyniku uderzenia żubr zginął, samochód wojskowy jest uszkodzony, kierowcy nic się nie stało. Był trzeźwy.
Mieszkańcy wsi robili zdjęcia i kręcili filmiki po wypadku. Z nich wynika, że obok martwego żubra pojawił się także drugi żubr, który był bardzo zainteresowany losem drugiego zwierzęcia.
Miejsce zdarzenia wieś Masiewo Stare [fot. Facebook]
Sprawę nagłośnił w mediach społecznościowych Adam Wajrak, dziennikarz Gazety Wyborczej i aktywista ruchów ekologicznych. W swoim wpisie zinterpretował całą sytuacje w taki sposób: „dziś rano pędzący przez wieś Stare Masiewo wojskowy samochód zabił żubra. Pędzące wojskowe ciężarówki, terenówki, rosomaki itp stały się normą w Puszczy, najcenniejszym przyrodniczym obiekcie w Polsce i jednym z najcenniejszych w Europie. Armia zachowuje się, jakby jej dowódcy nie wiedzieli, gdzie są i co to za miejsce”.
Pod tym wpisem pojawiło się wiele komentarzy wskazujących na winę wojskowych oraz wyrażających niezadowolenie z faktu stacjonowania wojska w pobliżu granicy z Białorusią. Sam Wajrak wyrażał podobne emocje dotyczące wojska. Oto fragment wpisu z niedzieli: „gnają swymi wozami jakby ich żadne przepisy nie obowiązywały. Rozjeżdżają psy, teraz zabili żubra. Szarpią i prześladują turystów o innym odcieniu skóry. Drą mordy i celują do cywilów z długiej broni”.
Problem z żubrami wchodzącymi na drogi w rejonie Puszczy Białowieskiej i Puszczy Knyszyńskiej jest znany i nawet w ostatnich dniach (17 października w Dubinach) zdarzył się wypadek, w którym jeden z mieszkańców zderzył się swoim samochodem z żubrem idącym poboczem drogi. Kierowca nie doznał poważniejszych obrażeń, żubr zginął, a samochód osobowy był poważnie zniszczony.
Jeden z mieszkańców tych terenów Jacek Słoma tak opisuje sprawę na platformie X: „Kilka tygodni temu jechałem po dzieci do rodziców. Kilkaset metrów od mojego domu wzdłuż drogi szedł żubr, zaczynało się robić ciemno. Zwolniłem, kilka razy zatrąbiłem, gdyż próbował przekroczyć drogę w miejscu przecięcia się naszych ścieżek, zawrócił. 25 minut później wracałem z dziećmi do domu. W tym samym miejscu, w którym widziałem wcześniej żubra, zobaczyliśmy niebieskie światła karetki i kilka aut zaparkowanych na poboczu. Znajomy, który jechał kilka minut po mnie, nie zauważył tego samego żubra, który po zmierzchu zlał się z poboczem. Auto do kasacji, kierowca miał szczęście, bo zwierzę wpadło na szybę, mogło skończyć się gorzej”.
Jacek Słoma pisze dalej o powodach niebezpiecznych spotkań mieszkańców tych terenów z żubrami: „populacja żubra rozrosła się w niespotykany sposób. Są to zwierzęta, które nie mają w przyrodzie naturalnego wroga. Pomiędzy nimi zachodzi chów wsobny, krzyżują się w ograniczonej puli genetycznej. Stąd różne choroby, które trapią te zwierzęta. Świerzb, grzybice i w ostatnich latach pasożyt, który żeruje w gałkach ocznych, powodując ślepotę. Zwierzę zostaje odrzucone od stada. Wędruje samotnie, niekiedy trafiając na tereny wiejskie. Pozbawione jednego ze zmysłów, są agresywne i nieprzewidywalne. Często nieświadomi zagrożenia turyści robią sobie z nimi zdjęcia, publikując później w internetach "wizytówkę" Podlasia. Niestety w dużej mierze przez niektóre środowiska proekologiczne, trudno o regulację populacji żubra. Stąd problemy, o których pisałem wyżej”.
Na zakończenie swojego wpisu Jacek Słoma konkluduje: „wypadków będzie więcej, bo populacja żubra defacto nie jest regulowana i dostosowana do pojemności środowiskowej terenów, na których występuje. Nie tylko wypadków, w których poszkodowane będą żubry, ale przede wszystkim wypadków, w których ucierpią ludzie”.