RANCHO DZIKICH ATRAKCJI
W gospodarstwie agroturystycznym Rancho Kupała Zenon Golonko od kilkunastu lat trzyma w zagrodzie dzikie zwierzęta. Strusie biegają po łące, konie i kuce szetlandzkie pasą się opodal. Owce osły, kury, różne gatunki ptaków. No i dziki, właściwie świniodziki - do niedawna stadko pięciu tych zwierząt pod wodzą knura Jurka było jedną z głównych atrakcji tego miejsca. To one stały się też udręką pana Zenobiusza.
200 metrów od zagrody ze świniodzikami zaczyna się niebieska strefa, czyli obszar największego niebezpieczeństwa epidemicznego Afrykańskiego Pomoru Świń (ASF). Strefę stworzono po wykryciu choroby w gospodarstwie w niedalekich Szczytach. Sześć tysięcy tuczników trzeba tam było zutylizować.
- Kontrolę zrobiliśmy w tym azylu u pana Golonko pod koniec maja - mówi Jan Dynkowski, powiatowy lekarz weterynarii w Hajnówce. - A tam nie było nawet mat nasączonych środkiem dezynfekującym, zwierzęta przez ogrodzenie wybiegu mogą bezpośrednio kontaktować się z innymi na zewnątrz. To są poważne niedociągnięcia. Musieliśmy działać zdecydowanie ze względu na przepisy dotyczące ochrony przed ASF - dodaje. Oprócz tego lekarz stwierdził, że właściciel stada nie zarejestrował tych zwierząt w Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa, mimo że ciążył na nim taki obowiązek.
WYROK NA ŚWINIODZIKI
Zenobiusz Golonko potwierdza, że kontrola była i "miało się skończyć w sądzie". - Udało się porozumieć, że zapłacę mandat 300 złotych i w obliczu sprawy w sądzie zgodziłem się na likwidację tych moich świnek - mówi Zenobiusz Golonko.
- Zwierzęta trzeba było ubić. Wydałem decyzję o likwidacji, właściciel gospodarstwa mógł się od tej decyzji odwołać, ale się nie odwołał - mówi Jan Dynkowski. - Dzień po kontroli przyjechał pełnomocnik pana Golonko i w piśmie poprosił, żeby nie kierować sprawy do sądu i zgodził się na likwidację stada.
Jak mówi powiatowy lekarz weterynarii, zwykle w takich przypadkach inspektorat zleca wykonanie tej czynności specjalistycznej firmie. Odbywa się to w ten sposób, że gospodarz podwozi po jednym zwierzęciu pod stanowisko, gdzie zwierzę dostaje środek usypiający, a następnie podawany jest "środek wywołujący eutanazję".
- W tym wypadku jednak było inaczej. Zwierzęta biegały swobodnie na dużej powierzchni, a właściciel nie chciał współpracować z nami przy usypianiu zwierząt. Firma odmówiła likwidacji stada poprzez uśpienie, po prostu nie mieli precyzyjnej broni do podania środka usypiającego - mówi Jan Dynkowski, powiatowy lekarz weterynarii w Hajnówce. - Ponieważ dalsze bytowanie stada w takich warunkach zagrażało rozniesieniem groźnej choroby, zdecydowałem się na inne, podkreślam, dopuszczalne prawem, rozwiązanie - dodaje Dynkowski.
LIKWIDACJA PRZEZ ZASTRZELENIE
Lekarz zwrócił się do związku łowieckiego o wykonanie odstrzału zwierząt. W poniedziałek 18 czerwca lekarz, myśliwy oraz towarzyszący im policjanci przybyli do gospodarstwa Zenobiusza Golonko.
- Nie było mnie w domu, dostałem telefon, że przyjechali "wykonać czynności". Poprosiłem, żeby zaczekali na mnie. Gdy dojechałem, wyszedł do mnie myśliwy, wyjął z samochodu sztucer i mówi: przyjechałem wykonać wyrok śmierci - opowiada Zenobiusz Golonko.
Myśliwy zastrzelił po kolei wszystkie świniodziki, zgodnie z decyzją Powiatowego Lekarza Weterynarii w Hajnówce. Całą czynność nagrywał właściciel stada. Jego zdaniem to było niehumanitarne. Jak mówi, gdy godził się na likwidację stada, to zwierzęta miały być uśpione. - Ja tak naprawdę to nie chciałem, żeby je zabijać. One tu żyły spokojnie od kilkudziesięciu lat. Nigdy nie było problemu, nikomu nie przeszkadzały dotychczas. Tu one nikomu nic złego by nie zrobiły. Jak miałem pomagać w zabijaniu? - pyta Zenobiusz Golonko.
KAMPANIA NA FACEBOOKU
"Po dokonaniu tego mordu na niewinnych istotach, myśliwi się zawinęli, a do akcji wkroczyli ludzie z inspekcji weterynaryjnej, którzy zapakowali ciała w worki i wywieźli. [...] Organizujemy działania prawne, które mają doprowadzić do skazania osób, które podjęły decyzję o zabiciu zwierząt i tych, którzy wyrok wykonywali, czyli myśliwych" piszą na swoim profilu facebookowym członkowie organizacji Ludzie Przeciw Myśliwym. Zamieszczają zdjęcia oraz film zarejestrowany podczas uśmiercania zwierząt.
- Tutaj wszystko odbywało się w zgodzie z przepisami prawa - podkreśla Jan Dynkowski, powiatowy lekarz weterynarii w Hajnówce. - Nie mam sobie w tej sprawie nic do zarzucenia.
- Chociaż już minęło kilka dni, ja ciągle nie mogę dojść do siebie. Ten knur był taki ufny, podchodził do człowieka z myślą, że dostanie coś do jedzenia, a dostał... kulkę. Nie mogę spokojnie o tym myśleć - dodaje Zenobiusz Golonko.