Wyścig z czasem na basenach. I prąd

Białostoczanie skarżą się na nieuczciwy system pomiaru czasu na miejskich pływalniach. Na frekwencję nie narzekamy, więc systemu nie zmienimy - odpowiada Białostocki Ośrodek Sportu i Rekreacji.

Zdjęcie pochodzi z archiwum Wrót Podlasia

Zdjęcie pochodzi z archiwum Wrót Podlasia

"Czy naprawdę tak wielką stratą dla BOSiR-u byłoby rozpoczęcie naliczania czasu od momentu wejścia do strefy pływania/relaksu? (...) Czy dodanie buforu 10-15 minut na przebranie się i wysuszenie od momentu wejścia do szatni po zakończeniu pływania byłoby czymś strasznym? Czy naprawdę musimy płacić za to, że chcemy bez pośpiechu i dokładnie się wykąpać przed i po, czy też przebrać się i wysuszyć włosy?" - to fragment listu od Czytelnika, który opublikowaliśmy 23 sierpnia 2017 r. Jak się okazuje sprawa bulwersuje wiele osób i dlatego postanowiliśmy do tematu wrócić. Na skrzynkę redakcji przyszło wiele listów od osób, które w podobnym tonie opisują swoje doświadczenia na basenach.

- Taka wyprawa na basen już z jednym dzieckiem, zwłaszcza jesienią i zimą przestaje mieć sens, a co dopiero z dwójką - napisała do nas Ilona Kaczorowska z ul. Konwaliowej, mama dwóch pięcioletnich bliźniaczek. - Nie zdążymy przyzwyczaić się do temperatury wody i już trzeba dzieci wyciągać z wody żeby je wysuszyć. Wtedy płacz, lament bo przecież dopiero co weszły. Zamiast relaksować się, panuje tam wieczny stres, by szybciej, by włosy wysuszyć ... - opowiada.

Zapytaliśmy więc Pawła Orpika, dyrektora BOSiR, czy nie mógłby usprawnić system, tak aby bramki rejestrowały czas spędzony faktycznie na pływalni, a nie w szatni. Dyrektor jednak problemu, o którym mówią białostoczanie, nie widzi. Tłumaczy, że podobny system obsługi klienta funkcjonuje również na innych tego typu obiektach w Polsce, więc w Białymstoku nie zamierza go zmieniać. Dopytujemy więc dalej: Czy BOSiR, w okresie jesienno-zimowym (kiedy wysuszenie się i ubranie w suche rzeczy zajmuje więcej czasu niż latem) nie planuje wydłużenia czasu pobytu na pływalni, w ramach tej samej ceny za bilet. Przypominamy, że takie działania stosowały wcześniejsze władze ośrodka, które również na frekwencję nie narzekały.

- Podobne sygnały pojawiły się kiedy wprowadziliśmy "karty sport" (czyli elektroniczne paski, które funkcjonują do dziś - przyp. red.). Wówczas rzeczywiście podjąłem decyzję, że w okresie jesienno-zimowym zostanie wydłużony czas przebywania w "strefie płatnej". Ponadto część suszarek przenieśliśmy poza "strefę płatną", aby ci, którzy potrzebują więcej czasu na dosuszenie się, bez pośpiechu mogli to zrobić. W końcu korzystanie z pływalni powinno być przyjemnością, a nie stresem... - powiedział Adam Popławski, ówczesny szef MOSiR w Białymstoku.

Obecny dyrektor podobnej decyzji nie podejmie:

- Pracuję w BOSiR piąty rok i w tym czasie takiej akcji nie było. Cieszymy się, że nie narzekamy na frekwencję, dlatego, by nie ograniczać dostępu do usług pływalni większej liczbie osób, takich działań nie planujemy - odpowiada dziś Paweł Orpik.

Drążymy więc dalej i pytamy, czy nie byłoby zasadne przeniesienie na przykład kilku suszarek do włosów poza teren szatni, żeby dać białostoczanom czas i miejsce na swobodne i spokojne dosuszenie się?

- Rocznie tylko na prąd wydajemy około 900 tys. zł. Nasza działalność jest daleka od zarobkowej, co nie znaczy, że nie powinniśmy szukać oszczędności w wydatkach. Rocznie z budżetu miasta otrzymujemy dotację w wysokości ponad 6 mln zł. Mam nadzieję, że nie będziemy potrzebowali więcej, by białostoczanie mogli korzystać z obiektów sportowych przy obecnym poziomie cen i poziomie świadczonych usług - dodaje nieugięty szef BOSiR-u.

KOMENTARZ:

Czy kogokolwiek z czytających ten komentarz interesuje, ile BOSiR wydaje pieniędzy na prąd? To pytanie retoryczne, którym powinnam zakończyć ten komentarz. Ale nasuwa się jeszcze jedno: Kto zgadnie, ile BOSiR wyda pieniędzy za wysuszenie moich włosów w strefie płatnej, a ile w bezpłatnej? Więc czy tu faktycznie o koszt chodzi, czy raczej o podejście do ludzi.

Zobacz również