Wspomnienie o pierwszym rektorze Akademii Medycznej w Białymstoku

Uniwersytet Medyczny w Białymstoku obchodzi swoje 67 urodziny. Formalnie powołany do życia został rozporządzeniem z dnia 3 lutego 1950 r. Pierwsza tablica informująca o nowej uczelni wyższej w Białymstoku zawisła w jednym z gabinetów w obecnym budynku Podlaskiego Urzędu Wojewódzkiego przy ul. Mickiewicza. Urzędował w nim Witold Stasiewicz.

Wspomnienie o Tadeuszu Michale Kielanowskim

Wspomnienie o Tadeuszu Michale Kielanowskim

Początkowo swoje doświadczenia zawodowe zdobywał w Paryżu na studiach prawniczych i w Szkole Nauk Politycznych przygotowując się do kariery dyplomatycznej. W 1925 roku zdecydował się powrócić do kraju i rozpocząć studia na Wydziale Lekarskim Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie. O podjętej wówczas decyzji Profesor mówił po latach: "Minister Zdrowia zaproponował mi budowanie i organizację nowej Akademii Medycznej w Białymstoku, w mieście małym, zniszczonym i spalonym w czasie wojny, ale mającym w przyszłości być centralnym punktem dużych, niegdyś zaniedbanych obszarów północno-wschodnich". - Tak wspominał tamten czas, urodzony w 1905 roku we Lwowie prof. Tadeusz Michał Kielanowski. Sądzę, że miałem rację, porzucając prawo na rzecz medycyny, w medycynie bowiem spotkało mnie szczęście doczekania się uleczalności tak groźnej a częstej choroby, jaką jeszcze przez wiele lat mojej lekarskiej pracy była gruźlica".

Uniwersytet ukończył w 1931 roku uzyskując tytuł doktora wszech nauk lekarskich. Po studiach pracował jako starszy asystent w Zakładzie Anatomii Patologicznej UJK a potem na Oddziale Gruźliczym II Kliniki Chorób Wewnętrznych we Lwowie (1937-1939). Jednocześnie kierował tzw. Domem "C", "domem posanatoryjnym" dla studentów chorych na gruźlicę. W ówczesnych czasach idea powstania takich domów była wzorem wykorzystanym do organizowania podobnych domów w innych krajach Europy. Jak wspominał prof. T. Kielanowski - "Myśl była nowa, odważna, piękna, ale realizacja trudna i nie było lekarza, który by chciał ją podjąć, realizować i prowadzić ów dom akademicki?. On na wysuniętą propozycję kierowania taką placówką zgodził się natychmiast. Bojący się gruźlicy lekarz, jak mówił: "nie mógł być ftyzjatrą, ale jeżeli był i okazywał to, był bardzo złym ftyzjatrą.(...) Posądzano nas, że jesteśmy chorzy, ale zdarzało się to rzadko i nikt z klinicznych i paraklinicznych (w poradniach) ftyzjatrów tego czasu nie był chory na gruźlicę". Ówcześnie gruźlica płuc - jak pisał T. Kielanowski - "była dla studentów katastrofą, bo w domach akademickich jako zaraźliwi, a więc niebezpieczni, mieszkać nie mogli i musieli studia przerywać (...) niektórzy mogliby przecież w dobrych warunkach leczyć się, powracać do zdrowia i kończyć studia".

W czasie okupacji sowieckiej i niemieckiej, T. Kielanowski pracował we Lwowie w Klinice Państwowego Instytutu Medycznego tzw. Medinstytutu, potem w Klinice Miejskiej, a także w poradni dla chorych na gruźlicę. Należał do AK. Zajmował się tajnym szkoleniem pielęgniarek, zaś Jego prywatny gabinet lekarski stanowił punkt przerzutowy środków opatrunkowych dla partyzantów. Dodatkowo organizował tajne koncerty muzyki poważnej, w których czynnie uczestniczył grając na skrzypcach.

Prof. Kielanowski o pomyśle utworzenia Akademii Lekarskiej w Białymstoku:


- Była to najbardziej romantyczna, najbardziej lekkomyślna, rzekłbym, że najbardziej polska decyzja w moim życiu. Niemniej [...] ja sam tej decyzji nigdy nie żałowałem

W 1944 roku po zajęciu Lwowa przez wojska sowieckie, T. Kielanowski został zmobilizowany do Ludowego Wojska Polskiego i oddelegowany do Lublina.

Opuszczając na zawsze Lwów tak pisał: "Kilka godzin stałem za teatrem, patrząc na Lwów z uczuciem, że żegnam to miasto na zawsze (jak dotąd - rzeczywiście na zawsze)".

W Lublinie włączył się do organizowania uniwersytetu i szkolnictwa medycznego. Został powołany na kierownika Katedry Anatomii Patologicznej i Patologii w utworzonym UMCS. W styczniu 1945 roku na podstawie pracy habilitacyjnej uzyskał stopień docenta, a w lipcu tegoż roku tytuł profesora nadzwyczajnego patologii ogólnej i doświadczalnej. Po dwóch latach pełnienia funkcji rektora UMCS (1948-1949), w związku z decyzją władz państwowych dotyczącą wydzielenia z uniwersytetów wydziałów lekarskich i farmaceutycznych w ramach tworzonych akademii lekarskich, prof. T. Kielanowski złożył urząd rektora.

Z dniem 1 stycznia 1950 roku profesor rozpoczął nowy etap kariery zawodowej, jakim była budowa od podstaw w bardzo trudnych powojennych warunkach białostockiej uczelni medycznej. Jak sam później wspominał, "była to najbardziej romantyczna, najbardziej lekkomyślna, rzekłbym, że najbardziej polska decyzja w moim życiu. Niemniej [...] ja sam tej decyzji nigdy nie żałowałem?. Równocześnie, obok pracy organizacyjno-administracyjnej, zorganizował i objął kierownictwo pierwszej w historii uczelni Kliniki Ftyzjologii (później Gruźlicy Płuc). Jak mówił w 1950 roku: "wraz z asystentami, którzy przybędą ze mną z Lublina, rozbudujemy znacznie akcję zwalczania gruźlicy w mieście i województwie (...) Szukamy obiektu, w którym można by stworzyć w lasach białostockich własne, terenowe Sanatorium Przeciwgruźlicze".

Sanatorium pozostało w fazie pomysłów, jednak jako ftyzjatra rektor zorganizował sieć poradni przeciwgruźliczych na Białostocczyźnie. Warto na moment się zatrzymać, by prześledzić warunki, jakie zastał w mieście nowo mianowany rektor, decydując się na organizację białostockiej uczelni. Pochodzący ze Lwowa "z serca" Polski, prof. T. Kielanowski. Oceniając stan białostockich szpitali profesor wyrażał opinię, że dzięki niewiarygodnej ofiarności lekarzy placówki te mogą istnieć. Infrastruktura miasta pozostawiała wiele do życzenia, jak pisał rektor, w Białymstoku "mało sprawne są wodociągi, ciśnienie wody niskie, a woda źle oczyszczona, ma barwę żółtawą. Elektrownia stoi w środku miasta, tuż za teatrem (ładnym, już odbudowanym), a jej komin rozsiewa po mieście ostre pyłki, tak że okulistka (...) wyjmuje kilkudziesięciu osobom dziennie (tak!) ciała obce z oka".

W mieście niedostateczne było zaopatrzenie w prąd elektryczny, gdzie napięcie 220 V spadało w godzinach wieczornych do 160 V. Najgorszą rzeczą był jednak brak gazowni, bo - jak mówił profesor - bez gazu trudno będzie prowadzić pracownie chemiczne, ćwiczenia i w ogóle medyczne prace badawcze. Inną zapamiętaną sceną, jak wspominał, był "malowniczy obrazek z życia Białegostoku", na którym można było zobaczyć przy Rynku Kościuszki pasące się kozy na porastającej rumowiska domów trawie. "Także w śródmieściu, nie wyłączając ogrodowych posesji Akademii, hodowano sposobem przydomowym świnie. Walka z tym - jak pisał - ekonomicznie zapewne uzasadnionym i mocno zakorzenionym nawykiem, była w rodzącym się wielkomiejskim organizmie, nadspodziewanie trudna".

Jak zauważył profesor, ówczesny Lublin w porównaniu z Białymstokiem był metropolią. Jednak, co in plus uderzyło rektora, to aplauz wszystkich białostockich lekarzy, którzy odnosili się entuzjastycznie do projektu tworzenia Akademii Lekarskiej w Białymstoku, czego porównać nie można było do innego miasta, w którym działał profesor T. Kielanowski. Tam, jak wspominał, wielu lekarzy praktykujących prywatnie odnosiło się nieufnie do powstającego wydziału lekarskiego, upatrując w nim zagrożenie dla ich bytu. Z nieufnością do Rektora T. Kielanowskiego, osoby bezpartyjnej, podchodzili działacze komunistyczni w uczelni (POP AMB) oraz w komitecie miejskim PZPR. W ich słowach często usłyszeć można było stwierdzenia: "uśpić czujność" lub "urobić" rektora. Podkreślano przy tym: "Uruchamia się Akademia i Rektor już urzęduje a brak jest atmosfery, że Partia tu rządzi i decyduje".

Jednocześnie sygnalizowano, że w innym wypadku "należy Rektora bezlitośnie zwalczyć".

Zasługą pierwszego Rektora było znalezienie i sprowadzenie do tworzącej się Akademii Medycznej kadry akademickiej. Prof. T. Kielanowski już na początku 1950 roku, mieszkając jeszcze w Lublinie, rozpoczął tam poszukiwania: "W Lublinie szukałem ludzi - lekarzy, których nęciłaby wielka przygoda osiedlenia się w spalonym mieście, gdzie warsztat pracy trzeba było sobie samemu mozolnie tworzyć z niczego. (...) Jakoś jednak ludzie mieli do mnie zaufanie".

Jednocześnie podkreślał: "Nie wszyscy pracownicy nauki, którym proponowano katedry w Białymstoku, przyjmowali je, ale także nie wszystkim, którzy się o nie starali, ofiarowywaliśmy je. Zależało nam bardzo na tym, by obsada była poważna, a białostocka Akademia równa innym".

By nie stwarzać pozorów tymczasowości w jednostkach naukowych rektor T. Kielanowski żądał na piśmie od kierowników podpisania zobowiązań przeniesienia się na stałe do Białegostoku.

Na potrzeby organizowanej uczelni, w 1949 roku przekazano były Pałac Branickich oraz budynek byłego Seminarium Nauczycielskiego (Collegium Primum). Teren ten predystynowany do funkcji głównej siedziby AMB, od 1945 roku był sukcesywnie odbudowywany ze zniszczeń wojennych. Sięgnęły one prawie 70 procent, wnętrza pałacu spłonęły, popękały stiuki, runęły stropy.


Prof. T. Kielanowski stał się najwybitniejszym przedstawicielem współczesnej filozofii i humanistyki medycyny w Polsce. Podkreślał, że medycyna jako nauka rozpoznawania i leczenia chorób człowieka jest jedną z nauk humanistycznych i przestrzegał przed niebezpieczeństwem sprowadzenia jej wyłącznie do nauki biologicznej.


Czasy przywracania świetności głównej siedzibie AMB były naznaczone ogromnym wysiłkiem załóg budowlanych, wymagały doskonałej organizacji i systematyczności, zaś tempo prac było dynamiczne. O realiach tamtych czasów, rektor T. Kielanowski tak pisał: "Budowlani, wspominam to z przyjemnością, spisywali się dzielnie. Były nawet okresy, w których pracowali całą dobę na trzy zmiany (...) a ja brałem w nich żywy udział, często bywałem na terenie budowy już o godzinie piątej rano. Zależało mi szczególnie na ukończeniu przed jesienią sali wykładowej, zwanej kolumnową i pomieszczeń dla studentów na trzecim piętrze budynku obok pałacu. (...) Sala została zbudowana funkcjonalnie, była ładna i miała, co zachowała do dziś, dobrą akustykę". Na terenie parku pałacowego otwarto Ogród Botaniczny i Roślin Leczniczych, który funkcjonował przy Zakładzie Biologii. W pamięci profesora utkwił taki szczegół dotyczący Jego zmagań związanych z uporządkowaniem ówczesnego Parku uczelni, jak również dziedzińca przed pałacem, który był notorycznie zaśmiecany głównie papierkami. "Prosiłem, błagałem - jak pisał profesor - ale nie można było nikogo znaleźć, kto by z tym zrobił porządek. Każda praca w akademii uchodziła wtedy w mieście za pracę bardzo honorową, za stanowisko. Zamiatanie, niszczenie chwastów było pracą niegodną tego stanowiska. Dla przykładu więc sam z żoną zbierałem z dziedzińca śmieci i niszczyłem chwasty, ale patrzono na mnie z okien pałacu jak na dziwaka i wcale nie zamierzano naśladować". W związku z planami poszerzenia bazy klinicznej AMB, decyzją ministra obrony narodowej przekazano AMB teren byłych koszar pod budowę szpitala klinicznego. W 1954 roku minister zdrowia zatwierdził projekt budowy Szpitala Klinicznego w Białymstoku na 600 łóżek. W celu zapewnienia zaplecza dydaktyczno-naukowego, w sąsiedztwie głównej siedziby uczelni (d. Pałac Branickich), w 1951 roku rozpoczęto budowę gmachu Zakładów Teoretycznych (Collegium Universum) oraz Domu Akademickiego. W 1952 roku nastąpił odbiór budynku Domu Akademickiego. Na przestrzeni 1954 i 1955 roku ukończono budowę gmachu Zakładów Teoretycznych.

W tym samym czasie przystąpiono do budowy sali wykładowej przy Szpitalu Chirurgicznym, przeznaczonej na 220 miejsc. W 1955 roku uroczyście otwarto nowy blok operacyjny w szpitalu przy ul. Warszawskiej 15. Opisując środowisko naukowe miasta, kadra AMB zwracała ówcześnie uwagę na brak wymiany naukowej pomiędzy Wieczorową Szkołą Inżynierską w Białymstoku a uczelnią. Brak woli kontaktu podyktowane było jak uważali, specyfiką pracy szkoły inżynierskiej, gdzie kadra i studenci pracowali też w różnych instytucjach. Tworzyło to obraz jakoby "w mieście nie ma poza Akademią żadnego ośrodka intelektualnego, który pobudzał myśl naukową. Brak nawet inteligentnego życia kawiarnianego" - podkreślano w raporcie. W oczach mieszkańców Białegostoku, jak zauważyła w 1954 roku lokalna prasa, profesor T. Kielanowski jest postacią znaną w mieście. "I to nie tylko studentom czy lekarzom. Znają go ekspedienci w sklepach i urzędnicy w instytucjach. Skąd? Sam rektor dziwi się swojej popularności".

 

Prasa popularność rektora upatruje w tym, iż: "Na Akademię Medyczną - tego beniaminka Białostocczyzny - zwrócone są oczy całego społeczeństwa. Ogólne zainteresowanie i sympatia towarzyszyły rosnącym w górę murom, odbudowującemu się z ruin pałacowi, pokonującym trudności studentom i wykładowcom. Toteż nic dziwnego, że część tej sympatii i szacunku społeczeństwo białostockie przenosi na jednego z organizatorów tej uczelni, która tak szybko wyrosła na białostockiej ziemi".

W 1951 roku zakończone zostały pierwsze przewody doktorskie w AMB. Stopień doktora medycyny otrzymało czterech pracowników uczelni. Na potrzeby działalności dydaktycznej i leczniczej Akademii Medycznej w Białymstoku sukcesywnie uruchamiano jednostki naukowe, gwarantujące prawidłowy przebieg studiów medycznych. Olbrzymim sukcesem Rektora na tamte realia było doprowadzenie w 1954 roku do uruchomienia przez uczelnię pełnego toku studiów medycznych. Nie bez satysfakcji rektor otwierając w dniu 1 października 1954 inaugurację roku akademickiego 1954/1955 powiedział: "Dopiero od dnia dzisiejszego staliśmy się pełną akademią medyczną. Szkolimy bowiem młodzież na wszystkich pięciu latach studiów. Mamy katedry reprezentujące wszystkie dziedziny wiedzy lekarskiej. Jesteśmy uczelnią w pełni dojrzałą do wydawania co rok dyplomów lekarskich".

Urząd rektora AMB prof. T. Kielanowski złożył z końcem sierpnia 1955 roku. W swoich wspomnieniach prof. T. Kielanowski wielokrotnie do tego momentu powracał. Kończyłem wtedy - jak mówił - pięćdziesiąt lat i czas był dla mnie najwyższy zajęcia się, po jedenastu latach pracy organizacyjno-administracyjnej, moją właściwą, lekarską i pedagogiczną pracą zawodową". W innej publikacji mówił: "Byłem fizycznie i umysłowo bardzo zmęczony - kończyłem siódmy rok pełnienia funkcji rektorskiej... Białystok, w którym każdy o każdym wtedy wszystko wiedział, zmęczył mnie".

Dodatkowo rozgoryczenie potęgował fakt jak pisał: "W Białymstoku okazało się, że pierwsze dyplomy podpisze nowy rektor, mianowany od 1 września, a nie ja, który z taką biedą uczelnię zbudowałem. Nie wiem dziś - jak pisał po latach prof. T. Kielanowski - może i byłbym został w Białymstoku, który rósł dookoła mnie i przeobrażał się w miasto, na całą resztę życia. Jakiś białostocki patriotyzm lokalny we mnie powstał - ale i w Białymstoku, jak przewidywałem, znaleźli się ludzie, trujący mi życie". Według słów prof. E. Bernackiego głównym podłożem rezygnacji był konflikt między Nim a władzami centralnymi i akademickimi w sprawie obsadzania kierowników katedr niejednokrotnie wbrew Jego opinii. Na stanowisku kierownika Kliniki Ftyzjologii AMB pracował do końca lutego 1956 roku. W marcu 1956 roku przeniósł się do Akademii Medycznej w Gdańsku gdzie objął kierownictwo Katedry Ftyzjatrii. W 1957 roku otrzymał tytuł profesora zwyczajnego. Jako kierownik Kliniki pracował 20 lat, do czasu przejścia na emeryturę w 1975 roku. Po latach pracy zawodowej osiedlił się w Zakopanem. Prof. T. Kielanowski zmarł 6 maja 1992 roku w Gdyni. Został pochowany na cmentarzu Srebrzysko w Gdańsku. Prof. T. Kielanowski stał się najwybitniejszym przedstawicielem współczesnej filozofii i humanistyki medycyny w Polsce. Podkreślał, że medycyna jako nauka rozpoznawania i leczenia chorób człowieka jest jedną z nauk humanistycznych i przestrzegał przed niebezpieczeństwem sprowadzenia jej wyłącznie do nauki biologicznej. Profesor był inicjatorem powołania na gruncie polskim telefonu zaufania. W Polsce pierwszy telefon zaufania pod nazwą Anonimowy Przyjaciel, prof. Kielanowski zorganizował w Gdańsku w 1967 roku. Wielu powątpiewało w sens takiej inicjatywy mówiąc: "Kielanowski sobie wyobraża, że jak ktoś zechce popełnić samobójstwo, będzie musiał prosić go o pozwolenie". Do dyżurów przy telefonie włączyli się przedstawiciele różnych zawodów i profesji jako wolontariusze. W opinii profesora lepiej rozumieli oni sytuację załamanych ludzi, z którymi prowadzili rozmowy niż etatowi pracownicy. "Wiem na pewno" - mówił profesor - że w Gdańsku wielu ludziom pomogliśmy".

Profesor prowadził aktywną działalność na rzecz świadomego macierzyństwa. W latach 50. XX wieku uczestniczył w debacie na temat legalizacji przerywania ciąży. Prof. Kielanowski był jednym ze współtwórców ustawy z 1956 roku dopuszczającej przerywanie ciąży ze względu na trudne warunki życiowe kobiety. Jak sam wspominał: "nazywano mnie zwolennikiem przerywania ciąży, choć powtarzałem, że jestem zwolennikiem planowania ciąży, a przeciwnikiem umierania kobiet i dziewcząt w następstwie zabiegów wykonywanych nielegalnie, brudno, prymitywnie, przez osoby do tego nie kwalifikujące się". Na dorobek naukowy prof. T. Kielanowskiego składa się kilkaset publikacji z różnych dziedzin nauki. Wiele prac dotyczy zagadnień patologii i ftyzjatrii, etyki i filozofii medycyny, tanatologii, historii nauk medycznych. Część dorobku została przetłumaczona na język francuski, niemiecki, włoski i rosyjski. Do najważniejszych pozycji należy zaliczyć podręcznik dla studentów ?Propedeutyka medycyny?. W intencji profesora była to "pierwsza książka studenta medycyny I roku studiów, coś w rodzaju podręcznika, ale nie do nauki, lecz do przeczytania i przemyślenia?. Dużą popularność zdobyła pozycja pt. "Rozmyślania o przemijaniu". Była to pierwsza w Polsce książka podejmująca tematykę śmierci. Tanatologia (nauka o godnej śmierci), jako nowa dziedzina nauki, dopiero się rozwijała, zaś profesor zyskał opinię tanatologa. W dorobku profesora wiele miejsca zajmują kwestie etyki lekarskiej. W 1980 roku ukazała się publikacja "Etyka i deontologia lekarska? pod red. T. Kielanowskiego. Był to pierwszy podręcznik etyki lekarskiej po wojnie. Odrębnym typem publikacji Profesora są jego wspomnienia. Najważniejszą pozycją jest praca "Prawie cały wiek dwudziesty. Wspomnienia lekarza", w której opisuje on szczegółowo swoje życie i karierę zawodową. Ostatnią publikacją są wydane pośmiertnie wspomnienia Profesora: "Bez polityki. Szkice wspomnień" ukazujące inne, w wielu momentach kontrowersyjne, spojrzenie na rzeczywistość, którą wcześniej opisał.

Za wszechstronną działalność otrzymał wiele nagród i odznaczeń. Najwyżej cenił sobie nagrodę I stopnia im. J. Śniadeckiego PAN za prace z zakresu filozofii medycyny oraz nagrodę im. Batel-Rouvier francuskiej Académie Nationale de Médécin za osiągnięcia w dziedzinie ftyzjatrii. Doceniał również zaszczyt, jaki Go spotkał ze strony dwóch polskich uczelni, które organizował i tworzył. Obie uhonorowały Go tytułem doktora honoris causa. Była to: Akademia Medyczna w Białymstoku (1965) oraz Akademia Medyczna w Lublinie AMB (1975). Po 14 latach od śmierci profesora T. Kielanowskiego, na wniosek Rektora AMB prof. Jana Górskiego, Rada Miejska Białegostoku w 2006 roku, nadała nazwę "Bulwar Tadeusza Kielanowskiego" głównej alei ogrodowej w Parku Branickich. W życiu osobistym obok spraw zawodowych pochłaniały Go zainteresowania humanistyczne: filozoficzne, literackie, muzyczne i artystyczne. Cenił dobrą literaturę, muzykę poważną, w której również sam osobiście się realizował. Miał na swoim koncie także próby malarskie - tworząc abstrakcyjne akwarele. Ogromną rolę odgrywała w jego życiu pozazawodowym turystyka górska. Swoje doświadczenie w tym zakresie zdobywał w Gorganach, Tatrach, Alpach i Dolomitach. Był pasjonatem motoryzacji i szybownictwa. Znał 6 języków obcych w tym trzy biegle (niemiecki, francuski i angielski).

W czasie kierowania uczelnią białostocką, prof. T. Kielanowski poznał swoją przyszłą żonę, Zofię Zielińską, pracownika AMB. W 1951 zawarł z nią związek małżeński. W Białymstoku przyszedł na świat ich syn Maciej. Jak scharakteryzować sylwetkę profesora T. Kielanowskiego, oczami ówczesnych pracowników i studentów białostockiej uczelni? Najtrafniej opisuje Go prof. E. Bernacki pisząc: "Wysoki, w średnim wieku, poruszał się dostojnym, ale energicznym krokiem. Starannie ogolone policzki i równie starannie uczesane na bok włosy, ubierający się ze spokojną elegancją - wskazywały, że dbał o swój wygląd. Nosił w grubej oprawie okulary, które podkreślały inteligencję (...) Jednak właściwe Jego walory były dostrzegalne dopiero przy osobistym poznaniu".

Jak zaobserwował prof. E. Bernacki: "Już po kilku minutach pierwszej rozmowy odbierało się Go jak od dawna znanego kolegę, a nawet przyjaciela. Miał przeogromny dar i chęć zjednywania sobie ludzi, ale przede wszystkim umiał (i chciał) sam wystąpić w roli ich przyjaciół.(...) Potrafił słuchać innych w sposób zachęcający ich do dalszej rozmowy i wynurzeń. (...) Młodzież akademicka wprost Go uwielbiała, a pracownicy traktowali jak przyjaciela, do którego można zwrócić się z każdym kłopotem (...) od studenta do kierownika kliniki lub zakładu - był kolegą i przyjacielem".

Paweł Radziejewski

kierujący Archiwum UMB

Dzięki uprzejmości Medyk Białystok

Zobacz również