Jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, dziecko, którego rodzice przebywali na terenach zagrożonych koronawirusem, do szkoły chodziło przez kilka dni - nawet do tygodnia.
Gdy dyrekcja dowiedziała się o sytuacji, poprosiła o zabranie ucznia ze szkoły. Rodzice dostosowali się do tej prośby.
Ale inni rodzice są zaniepokojeni. Przed południem wielu z rodziców odebrało ze szkoły swoje pociechy: - Trzeba było pomyśleć wcześniej! Przez swoją niefrasobliwość narazili nasze dzieci - denerwuje się jedna z mam, która zadzwoniła do redakcji. Kobieta woli pozostać anonimowa.
Informacji nie udało się nam oficjalnie potwierdzić. Gdy próbowaliśmy skontaktować się z dyrektorem, trwała narada z kierownictwem szkoły. Później - wyszedł.
Informacji nie potwierdziła też Urszula Boublej, rzeczniczka prezydenta. Przyznała tylko, że po konferencji premiera Morawieckiego, który ogłosił czasowe zamknięcie szkół, wielu rodziców od razu odebrało swoje dzieci z placówek.