Poniedziałek, godzina 9:00
- początek obowiązywania opłat w strefie płatnego parkowania. Przed wjazdem na ulicę Wołodyjowskiego od strony ul. 11 Listopada tablica informująca o początku strefy. O godz. 9:50 już na samej ulicy Wołodyjowskiego jednak widok typowy dla tego miejsca: wąski przejazd i samochody gęsto zaparkowane na chodniku i poboczu. W żadnym z nich nie ma biletu parkingowego, czyli dowodu uiszczenia opłaty parkingowej. Na całej długości ulicy po obu jej stronach samochodów jest ponad 100. Zawsze tu ciasno, bo tuż obok są białostockie szpitale: kliniczny i wojewódzki. Tu parkują ci, którzy nie znaleźli miejsca na płatnych parkingach wokół szpitali, czy też chcą uniknąć tych opłat.
Podczas debaty na sesji Rady Miasta wysoki magistracki urzędnik, uzasadniając potrzebę poszerzenia strefy płatnego parkowania, mówił, że trzeba zracjonalizować wykorzystanie tej ulicy, żeby nie było tak ciasno. Strefa już obowiązuje, a liczba aut i sposób parkowania się nie zmienił.
A jakże miałby się zmienić? O godz. 9:50
wjeżdżamy na Wołodyjowskiego
od strony ul. 11 Listopada, mijamy halę sportową, dopiero za nią kierowca trafi na pierwszy wyznaczony parking strefy płatnego parkowania (strefa B - opłata 1,60 zł za pierwszą godzinę). Dalej w stronę ul. Zwierzynieckiej jest jeszcze jeden podobny parking. Oznaczone są tablicami informacyjnymi - początek i koniec parkingu. W sumie stoi na obu parkingach około 50 samochodów. Na obszarze od tablicy początkowej do tablicy z napisem "koniec" nie ma żadnej linii ("oznakowanie poziome") wyznaczającej miejsce do parkowania, tylko na krawędzi jezdni przerywana linia wskazuje "pas postojowy". Samochody stoją zarówno na części wybetonowanej parkingu, jak i na miejscu, gdzie prawdopodobnie kiedyś był trawnik, a teraz jest rozjeżdżona ziemia. Stoją przed znakiem rozpoczynającym parking i za znakiem z napisem "koniec". W żadnym z samochodów za przednią szybą nie ma biletu parkingowego.
A skąd miałby tam być, skoro na całej długości ulicy Wołodyjowskiego
nie ma żadnego parkomatu,
czyli automatu do sprzedaży biletów strefy płatnego parkowania. Jest godz. 9:55 - na jednym z trawników spotykamy robotników, którzy właśnie przygotowują się do zamontowania parkomatu. Obok kobieta pyta jednego z kierowców, gdzie jest "ten automat do kupowania biletów". Mężczyzna odpowiada, że widział taki jeden przed halą sportową. Kobieta pyta jeszcze, czy parkowanie po drugiej stronie ulicy też jest płatne, bo ona tam właśnie znalazła wolne miejsce. Mężczyzna wzrusza ramionami - nie wie. Kobieta odchodzi w kierunku hali sportowej.
Rzeczywiście przed halą sportową jest parkomat, bardzo podobny do tych w strefie, ale to nie jest parkomat strefy płatnego parkowania. To jest parkomat prywatnego parkingu przy hali - bilet kosztuje 2 zł za godzinę, a parking jest prawie pusty.
Oznaczone parkingi strefy są tylko po prawej stronie Wołodyjowskiego (jadąc od ul. 11 Listopada) - stoi tam ok. 50 samochodów. Co najmniej drugie tyle aut parkuje na chodniku po lewej stronie ulicy. Chodnik jest wąski, nie ma tam jednak znaku zakazu parkowania. Oznakowań strefy też nie ma. Czy można w takim razie wnioskować, że po jednej stronie ulicy parkujemy za 1,6 zł za pierwszą godzinę, a po drugiej stronie ulicy - parkujemy za darmo bez limitu czasowego?
Pytań dużo. Najważniejsze - kto odpowiada za ten bałagan? Kto ponosi odpowiedzialność za to, że Miasto (czyli my wszyscy) traci pieniądze z opłat parkingowych. Pieniądze, które - jak uzasadniał podczas sesji rady miasta wysoki magistracki urzędnik - miały ratować nadwątlony przez decyzje rządu budżet Białegostoku. Radny klubu Koalicji Obywatelskiej uzasadniał wtedy, że pieniądze z podwyżki opłat w strefie będą przeznaczone na dopłacenie do subwencji oświatowej, o której zapomniał rząd.
O odpowiedź na
pytania o bałagan
na Wołodyjowskiego prosimy departament komunikacji społecznej urzędu miejskiego w Białymstoku. Praktyka jest taka, że na pytania dziennikarzy nie odpowiadają pracownicy na przykład biura strefy płatnego parkowania, choć to oni przecież zajmują się obsługą tego obszaru.
Pytamy, dlaczego na Wołodyjowskiego do godz. 10 nie ma żadnego parkomatu?
Odpowiedź urzędu: "Uchwała Rady Miasta Białystok z 25 listopada 2019 r. w sprawie ustalenia strefy płatnego parkowania, opłat za postój pojazdów samochodowych na drogach publicznych Miasta Białystok oraz sposobu ich pobierania weszła w życie z dziś, tj. 3 lutego 2020 r. W związku z tym dwa parkomaty na ulicy M. Wołodyjowskiego zostały zainstalowane w dniu obowiązywania nowych przepisów. Pierwsze transakcje przy użyciu parkomatów były realizowane na tej ulicy o godzinie 09:55".
Wynika z tej odpowiedzi, że nie można było zainstalować parkomatów wcześniej, mimo że uchwałę samorząd podjął w listopadzie 2019 r. Trzeba było czekać aż do 1 lutego do godz. 9:00. Urzędnicy nie pomyśleli, że można zainstalować parkomat wcześniej, a uruchomić pobieranie opłat dokładnie w wyznaczonym terminie. Trudno uwierzyć, że nie dałoby się tego zrobić.
" /fot. H. Korzenny Bia24/"/>
Pytamy: Dlaczego miejsc parkowania nie oznakowano przy pomocy znaków poziomych, tzn. linii na parkingu wyznaczającej miejsce parkowania. Czy takie linie w przyszłości będą namalowane? Na Wołodyjowskiego wyznaczono przy pomocy tablic informacyjnych kilka parkingów. Samochody natomiast są zaparkowane również na chodnikach i między strefami oznaczonymi jako parkingi, czy kierowcy samochodów parkujących poza oznaczonym miejscem parkowania powinni również wykupić opłatę, czy zaparkowanie w tych miejscach będzie karane, jeśli kierowca nie wykupi biletu parkingowego?
Odpowiedź urzędu: "Miejsca postojowe wyznaczone dla postoju pojazdów na ul. M. Wołodyjowskiego zostały oznakowane zgodnie z przepisami za pomocą znaków pionowych i poziomych, a opłaty za postój pojazdów zgodnie z ustawą z dnia 21 marca 1985 r. o drogach publicznych pobierane są w miejscach wyznaczonych. Kierowcy parkujący w miejscach niedozwolonych mogą być karani mandatami. Na ul. M. Wołodyjowskiego na wiosnę planowana jest zmiana organizacji ruchu, której celem jest zwiększenie liczby miejsc do parkowania. Wówczas również zostanie wykonane odpowiednie oznakowanie".
Z odpowiedzi wynika, że oznakowanie poziome jest wystarczające. W miejscu płatnego parkingu nie ma linii wyznaczających stanowiska do parkowania, lecz tylko przerywana linia na krawędzi jezdni, wskazując "stanowisko postojowe". I to ma wystarczyć do "wiosny". Zgodnie z przepisami parkowanie w miejscach poza wyznaczonymi parkingami strefy nie będzie karane jak brak opłaty. W tym konkretnym przypadku - parkowanie na trawniku czy też na chodniku po drugiej stronie ulicy jest teoretycznie dozwolone. Chyba że narusza inne przepisy drogowe, np. za mało miejsca zostaje dla pieszych na chodniku. Ale za to kierowcy mogą być ukarani mandatem przez Policję bądź Straż Miejską, a nie przez kontrolerów strefy płatnego parkowania.
Pytamy: Dziś około godz. 10 na Wołodyjowskiego było zaparkowanych ponad 100 samochodów. W żadnym z nich nie było biletu parkingowego. Kierowcy nie mieli możliwości zakupu biletu, gdyż nie było parkomatów i nie było żadnej informacji, gdzie znajduje się najbliższy parkomat (a taki był zapewne w okolicy Rodna Katyńskiego). Kto jest odpowiedzialny za to, że w ciągu dwóch miesięcy (od uchwalenia zmian w strefie) nie zainstalowano ani jednego parkomatu na ul. Wołodyjowskiego?
Odpowiedź urzędu: Brak odpowiedzi. Departament komunikacji społecznej uznał zapewne, że osób odpowiedzialnych nie ma albo też nie ma sprawy, za którą można by któregoś z urzędników pociągnąć do odpowiedzialności służbowej.
Nie ma sprawy. Przez godzinę zdezorientowani ludzie próbowali zachować się sumiennie i rzetelnie wypełnić ciążący na nich obowiązek. Magistraccy urzędnicy wystawili ich do wiatru i nikt z nich nie poczuwa się do służbowej czy choćby zwykłej, ludzkiej odpowiedzialności za ten bałagan.