- Mieszkańcy Hoboken byli zainteresowani tym, żeby prowadzić zbiórkę pieniędzy na rzecz Ukraińców przebywających w Białymstoku. Dzięki współpracy z Fundacją R.A., która ma duże doświadczenie w zakresie pomocy i też pozyskuje środki od donatorów z innych państw Europy, udało się wynająć mieszkania, które trafiają na pół roku do Ukraińców. Myślę, że to bardzo ciekawy pomysł, chyba dotychczas jeszcze nie przeprowadzony w Polsce, że środki ze Stanów Zjednoczonych trafiają do miasta, w którym są uchodźcy - mówi nam Rafał Rudnicki, zastępca prezydenta Białegostoku.
Pomysł na amerykańskie wsparcie Miasta Białystok w niesieniu pomocy uchodźcom pojawił się dzięki byłej siatkarce AZS Białystok - Małgorzacie Właszczuk.
- W USA codziennie oglądałam wiadomości, które przedstawiały sytuację na Ukrainie. Moje media społecznościowe były "zalane" znajomymi, którzy organizowali pomoc w Polsce. Czułam, że nie wiele mogę zrobić fizycznie, zaprosić nikogo do własnego domu, ale postanowiłam działać. Napisałam do moich znajomych w Stanach Zjednoczonych i wspólnie zorganizowaliśmy zbiórkę pieniędzy - zaznacza Małgorzata Właszczuk.
Dzięki hojnemu wsparciu darczyńców - do tej pory, w Hoboken w stanie New Jersey udało się zebrać 30 tys. dolarów, w akcję włączyły się m.in. lokalne władze. Cała kwota zostanie przeznaczona na wynajmowanie mieszkań w Białymstoku. Zdaniem Fundacji R.A. - ma być to namiastka utraconego przez Ukraińców domu.
- Dzięki wsparciu Miasta Białegostoku, jak i Hoboken możemy dać takie porównanie - w Warszawie już brakuje miejsc dla uchodźców, w Białymstoku przy ul. Węglowej stoi praktycznie pusty punkt. Ukraińcy przenieśli się do mieszkań - zaznacza w rozmowie z nami Mateusz Gąsowski z Fundacji R.A.
Miasto obecnie koordynuje pobyt w Polsce ponad 200 osób z Ukrainy. Wśród ocalałych z wojennej zawieruchy są Larysa i Helena z ukraińskiego Charkowa. Kobiety znalazły bezpieczny kąt w Białymstoku.
- Zamieszkałam przy ul. Krętej. Wolontariusze z Fundacji R.A. pomagają nam w przygotowywaniu dokumentów, zapisywać dzieci do szkoły. Jest mi teraz dobrze, mam dwupokojowe mieszkanie. Dostarczono nam wszystkie niezbędne rzeczy, za co bardzo dziękujemy. Było niezwykle ciężko zostawić "nasze poprzednie życie". Do ostatniej chwili nie chciałam wyjeżdżać z Charkowa, bałam się. Zostali tam moi rodzice i mąż. Mama Larysy pozostała w tamtejszym szpitalu. Ja chciałam ratować dzieci. Trafiłyśmy z piekła do nieba - mówi nam Helena.