VIDEO Morderstwo w Studziankach

W niedzielę późnym wieczorem policja znalazła zmasakrowane zwłoki kobiety w średnim wieku. Podejrzany o tę zbrodnię jest mąż kobiety, który jak twierdzą sąsiedzi, wielokrotnie znęcał się nad nią fizycznie i psychicznie. Mieszkańcy Studzianek twierdzą, że tragedii można było uniknąć.

Studzianki to niezwykle urokliwa wieś w gminie Wasilków. Przez ostatnie lata, jak grzyby po deszczu, powstają tam kolejne osiedla domów jednorodzinnych. Dwa sklepy, szkoła podstawowa. Ale głównie spokojna okolica sprawiła, że wieś stała się swoistą sypialnią Białegostoku. Aż do niedzieli kiedy to ciszę zakłóciły dziesiątki rozpędzonych radiowozów, które na sygnale mknęły przez wieś. Powód ich najazdu okazał się wstrząsający. Na jednej z posesji policja znalazła ciało kobiety, mieszkanki tej wsi. Podejrzany o morderstwo stał się mąż kobiety, który zdążył uciec przed funkcjonariuszami. Policja natychmiast rozpoczęła pościg za zbiegiem. Poszukiwania jego zakończyły się wczoraj późnym wieczorem. Był pod wpływem alkoholu. Policja nie zdradza szczegółów śledztwa i odsyła do prokuratury. Ta jednak milczy.

Brak informacji skutkuje tym, że mieszkańcy stworzyli własną wersje zdarzeń. A nawet dwie. Według jednych "świadków", podczas kolejnej awantury, mężczyzna celowo przejechał kobietę autem. Druga jest jeszcze bardziej okrutna. Do morderstwa miało dojść w sąsiedniej wsi. Tam mężczyzna miał wielokrotnie uderzyć kobietę tępym narzędziem, aż ta straciła przytomność. Następnie zapakował jej ciało do bagażnika i przywiózł je pod dom. Kiedy wypakowywał zwłoki zauważyli to sąsiedzi, którzy wezwali policje.

- To była rodzina znana i dla policji, i opieki społecznej. Mężczyzna od dłuższego czasu nadużywał alkoholu. Kobieta pracowała i dbała o dzieci. Kilka miesięcy temu i ona straciła pracę, wtedy również sięgnęła po alkohol. Co się dokładnie wydarzyło w niedzielę to tego nie wiemy, ale jestem pewna że tragedii można było uniknąć - opowiada Mirosława Bezdziel, radna Gminy Wasilków. - W ich domu często dochodziło do awantur. Tylko ostatnio kobieta chodziła bardzo mocno poturbowana. Zgłaszaliśmy to i do opieki społecznej i na policji. Chcieliśmy tej rodzinie nawet założyć "niebieską kartę" bo obawialiśmy się o los najmłodszej ich córki. Nie zdążyliśmy... - żałuje.

Małżeństwo miało troje dzieci. Dwie dorosłe córki wyprowadziły się z domu. Jedna z nich od kilku miesięcy stara się o prawo do opieki nad dziesięcioletnią siostrą. Do sprawy wrócimy.

Zobacz również