Długi na kilkaset metrów odcinek ulicy Popiełuszki - od skrzyżowania z Batalionów Chłopskich aż do skrzyżowania z ul. Boboli. Dojście do przystanku komunikacji miejskiej, droga do kościoła przy ul. Boboli czy inne potrzeby po drugiej stronie remontowanej drogi - żeby dojść, trzeba było pokonać dodatkowych kilkaset metrów. Od 16 grudnia 2017, gdy zmieniła się organizacja ruchu i samochody przeniosły się na tę jezdnię bliżej osiedla Leśna Dolina.
Protesty i wołanie o przejście były od początku, ale widocznie za słabo słyszalne. Ludzie radzili sobie, jak mogli - najczęściej przemykając się między samochodami, po błocie bądź lodzie - na drugą stronę ulicy. Szczególnie w niedziele, po mszy w kościele św. Andrzej Boboli, bo to parafia wielu mieszkańców tej części osiedla.
Urzędnicy zauważyli problem, gdy obejrzeli felieton w lokalnym telewizyjnym programie informacyjnym "Obiektyw". Około miesiąca zajęły prace nad wyznaczeniem miejsca na przejście i uzyskanie opinii policji, wykonawcy robót, ale w końcu najważniejsze, że udało się przejście wyznaczyć i oznakować.
To nie pierwsza inwestycja, która pokazuje, że warto wcześniej pomyśleć, że oprócz wielkiej inwestycji są też zależni od niej zwykli ludzie, którym brak konsultacji może znacząco utrudnić codzienne życie. W przypadku ul. Popiełuszki spóźnione myślenie nic nie kosztowało, ale już na przykład na ul. Kaczorowskiego brak konsultacji i wyobraźni urzędników kosztuje kilka ładnych tysięcy złotych na budowę nowego przejścia dla pieszych na wysokości ulicy Cieszyńskiej koło poradni na ul. Bema.