To oni uratowali kobietę z pożaru

Maciej Bernacki, Kaspian Tarnowski i Krzysztof Lewosz - to oni pomogli wczoraj kobiecie wyjść z płonącego mieszkania, przy ul. Szarych Szeregów 23 w Białymstoku, a następnie ewakuowali pozostałych mieszkańców z bloku. - Nie baliśmy się o siebie, modliliśmy się tylko by nikogo nie przeoczyć - mówią dziś bohaterowie.

Maciej Bernacki, Krzysztof Lewosz i Kaspian Tarnowski /foto.BIA24/

Maciej Bernacki, Krzysztof Lewosz i Kaspian Tarnowski /foto.BIA24/

Trzech recydywistów z białostockiego zakładu karnego we wtorek pracowało - jak co dzień - przy sprzątaniu miasta. Przy ul. Szarych Szeregów jeden z nich zauważył płomienie w mieszkaniu na ostatnim piętrze bloku.

- Schylałem się po jakiś papier leżący na chodniku, gdy Kaspian krzyknął "pożar". Podniosłem głowę i zobaczyłem język ognia wydobywający się z jednego z mieszkań na ostatnim piętrze bloku - opowiada 28-letni pan Krzysztof. - Pod oknami zbierał się tłum gapiów. Jednak nikt ani nie pobiegł na ratunek, ani nie wzywał pomocy. Wiedzieliśmy, że nie powinniśmy się oddalać, ale nie mogliśmy na to patrzeć bezczynnie.

Mężczyźni nie mieli telefonu więc przypadkowego przechodnia poprosili o wezwanie straży pożarnej, a sami nie czekając na przyjazd służb ratunkowych, bez wahania ruszyli z pomocą. Gdy wbiegli do płonącego mieszkania - jak relacjonują - ogień zajął już wszystko: meble, ściany, dywany...

Dziś trwa już sprzątanie po pożarze

Dziś trwa już sprzątanie po pożarze

- W korytarzu zastaliśmy zdezorientowaną kobietę owiniętą tylko ręcznikiem, jak się później okazało chwilę wcześniej wyszła spod prysznica. Kobieta była w szoku, stała i kompletnie nie wiedziała, co się dzieje i którędy ma się ewakuować, kogoś wołała... Kolega zdjął swoją kurtkę, owinął ją całą i jakimś cudem wyprowadziliśmy kobietę z mieszkania - opowiada 38-letni pan Maciej.

Jak się później okazało w płonącym mieszkaniu został jej pies.

- Gdy ponownie weszliśmy do mieszkania, dym był jeszcze bardziej gryzący, bo palił się już jakiś plastik, a płomienie jeszcze większe. Dosłownie na czworaka, bo tylko na metr od ziemi można było w miarę normalnie oddychać, szukaliśmy zwierzaka. Czy się baliśmy? Nie myśleliśmy w ogóle o zagrożeniu, działaliśmy instynktownie - relacjonuje 29-letni pan Kaspian.   

Gdy akcja ratunkowa dobiegła końca mężczyźni rozdzielili się i rozpoczęli ewakuację pozostałych lokatorów z bloku. Pomagali wyjść osobom starszym, dzieciom ubrać się.

- Cała akcja trwała jakieś dwadzieścia minut. Gdy przyjechała straż pożarna, wróciliśmy do swojej pracy. Cieszymy się, że mogliśmy pomóc i że nikomu nic się nie stało - opowiadają dziś więźniowie, którzy jak co dzień, w ramach prac interwencyjnych sprzątali miasto.  Spotkaliśmy ich przy ul. Szarych Szeregów 23.

Zobacz również