Pierwsze zwolnienia lekarskie zaczęły spływać w poniedziałek, 18 lutego. Przechodziły na nie położne z dwóch klinik: Neonatologii i Intensywnej Terapii Noworodka oraz Perinatologii i Położnictwa ze Szkołą Rodzenia. Dziś na L4 przebywają już 64 osoby - 40 położnych z neonatologii (ok. 2/3 całego zespołu), 17 położnych z perinatologii i 7 położnych z sali porodowej.
Obecnie na oddziałach przebywa sześcioro dzieci z porodów terminowych, sześcioro dzieci na reanimacji i dziewięcioro na oddziale wcześniaków. Jeszcze dziś do domu zostanie wypisanych troje dzieci, zatem stan na wieczór wyniesie 18 małych pacjentów.
- Sytuacja jest trudna i dynamiczna, zmienia się z godziny na godzinę. Nie ukrywamy, że jesteśmy przygotowani na różne warianty jej rozwiązania - mówi Katarzyna Malinowska - Olczyk, rzecznik prasowy USK w Białymstoku i przypomina, że od poniedziałku szpital wstrzymał przyjęcia pacjentek do porodu.
Kolejne napływające zwolnienia lekarskie, coraz bardziej destabilizują sytuację placówki. Mniej więcej co godzinę odbywa się w tej sprawie spotkanie sztabu kryzysowego. To z tych spotkań wynikają różne warianty rozwiązania tej fatalnej sytuacji. Jednym z nich jest zawieszenie pracy oddziałów i ewakuacja małych pacjentów do innych szpitali.
WARIANT NAJBARDZIEJ NIECHCIANY
- Sytuacja jest na tyle dynamiczna, że musiałem opracować wariant najbardziej niechciany przez nas wszystkich. W przypadku braku zabezpieczenia świadczeń położniczych wygaszę funkcjonowanie oddziału neonatologii. Podjąłem już w tym celu pewne kroki i przygotowania - mówi Marek Karp, dyrektor USK w Białymstoku i zaznacza, że decyzja nie została podjęta, ale może się to okazać najwłaściwszym krokiem zabezpieczającym zdrowie i życie małych pacjentów.
Dyrekcja USK podjęła już rozmowy związane z przekazaniem noworodków z reanimacji do innych szpitali, m.in. z pogotowiem ratunkowym. Transport wymaga bowiem specjalnej karetki dla noworodków. W przypadku wcześniaków ta opieka będzie sprawowana. Na ten moment (godz. 15:00) dyrekcja ma potwierdzoną gotowość do dyżurowania podczas najbliższej nocy i kolejnego dnia (21.01). Jest to co prawda obsada minimalna, ale nie wymaga wprowadzenia wariantu kryzysowego z zawieszeniem oddziałów.
- Wiem, że ten wariant negatywny pozbawiłby całe województwo opieki na III stopniu opieki neonatologicznej. Zdaje sobie z tego sprawę, ale pozostawanie dzieci na oddziale bez właściwej opieki jest równie groźne jak każda inna sytuacja - zauważa Marek Karp. Co ważne, wystarczą zaledwie dwa dodatkowe zwolnienia L4, by zapadła decyzja o ewakuacji oddziałów.
POWRÓT POŁOŻNYCH
Dyrekcja opracowała także wariant pozytywny, w sytuacji stopniowego powrotu położnych do pracy. Jeśli liczba zwolnień będzie malała, oddziały kliniki neonatologii będą przywracane w kolejności: reanimacja, wcześniaki, a na końcu porodówka.
W przypadku oddziału reanimacji szpital zapewnia, że nie ma powodu do obaw. Pielęgniarki zapowiedziały bowiem, że nie odejdą od łóżek małych pacjentów, podobnie jak lekarze, którzy w razie konieczności przejmą również obowiązki pielęgniarek.
Na razie nie ma mowy o oficjalnym strajku pielęgniarek. Jednak nie ulega wątpliwości, że masowe zwolnienia lekarskie są niepokojącym sygnałem. Oficjalnie dyrekcja tłumaczy choroby pielęgniarek złym samopoczuciem, przeciążeniem pracą lub... przeziębieniem. Z kolei w piśmie przesłanym do białostockich redakcji, pielęgniarki mówią o złych warunkach panujących na oddziałach. Według ich opinii często brakuje łóżek dla pacjentek, chore umieszczane są na korytarzach, a po porodzie z powodu braku miejsca często oddziela się dzieci od matek.