Skazany na wyburzenie, czyli agonia dworca PKS Białystok

Miał zacząć znikać już w październiku - trwa do dziś. I dotrwa zapewne do końca roku. Dziś już coraz bardziej zaniedbany, odchodzący. Pasażerowie jeszcze kupią tu bilety, poczekają na przyjazd autobusu. Zimno, brudno, ponuro żegna się z nami ten relikt gierkowskiego PRLu.

Na razie gruz tylko wokół dworca /fot. H. Korzenny/

Na razie gruz tylko wokół dworca /fot. H. Korzenny/

Białostocki dworzec PKS, wielka inwestycja lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ubiegłego wieku. W końcu po dwunastu latach oddany do użytku w 1986 roku, w latach głębokiego kryzysu peerelu. Nowoczesny wygląd, wielka hala kasowa i mnóstwo stanowisk odjazdów autobusów. W pierwotnych planach miał być większy, ale w ciągu gierkowskiej dekady wszystko się mocno skurczyło. 

Później było już tylko gorzej, aż do ostatnich lat, kiedy dworzec stał się niemym świadkiem upadku białostockiego PKSu. I wreszcie teraz, jak się okazało to na gruzach starego dworca podobno odrodzi się nadzieja na sukces białostockiego przewoźnika. 

Na razie dworzec jest w stanie agonii. Wewnątrz pusto, a wokół gruzowisko po przyrośniętych kiedyś do dworca prowizorycznych budkach z "małą gastronomią". Tymczasowych budkach, które jednak nie przeżyły swojego "żywiciela". Schyłek dworca dokumentują nasze fotografie, zrobione, być może, w przededniu rozbiórki. 

Galeria

Zobacz również