Jarosław Rudnicki został znaleziony 19 lutego 2017 r. nieopodal zatoki autobusowej w Dobrzyniewie Dużym, tuż przed domem znajomej. Miał zmasakrowaną twarz. Do szpitala trafił w krytycznym stanie, a po kilku dniach zmarł.
Zarzuty usłyszał konkubent kobiety, Krystian Leszuk. Mężczyzna przyznał się do pobicia Rudnickiego, jednak - jak twierdził - to biznesmen go zaatakował, a ten tylko się bronił. Według prokuratury mężczyzna działał z zamiarem bezpośredniego pozbawienia życia, dlatego taką kwalifikację prawną zawarła w akcie oskarżenia. W mowie końcowej zarówno prokuratura jak i oskarżyciele posiłkowi, wnioskowali o karę dożywotniego pozbawiania wolności. Sąd uznał, że kara dożywocia będzie adekwatna do dokonanej przez niego zbrodni. 38-letni oskarżony, wcześniej już karany za zabójstwo (kara 12 lat więzienia) i gwałt (4 lata), przyznał się jedynie do pobicia. Orzekając w październiku dożywocie sąd uznał, że nie było okoliczności łagodzących. Apelację od tego wyroku złożył obrońca skazanego. W jego ocenie, sąd I instancji błędnie przyjął, że doszło do zabójstwa, tymczasem oskarżonemu można przypisać jedynie spowodowanie tzw. ciężkiego uszczerbku na zdrowiu
Rudnicki był biznesmenem i miłośnikiem sportu. Od 2009 r. był współwłaścicielem Jagiellonii Białystok. W przeszłości był wiceprezesem i dyrektorem generalnym klubu. W ostatnich miesiącach zasiadał w radzie nadzorczej.