ROZMOWA. Z radia do Sejmu? Plan Jerzego Kułakowskiego

Dla kibiców Jagiellonii to postać pomnikowa. Komentował jej mecze w Polskim Radiu Białystok od dziesięcioleci. W tym roku zdecydował się na start w wyborach parlamentarnych z podlaskiej listy Koalicji Obywatelskiej. Co go motywowało i czy swoją decyzją właśnie nie zburzył sobie wspomnianego pomnika? M.in. o tym rozmawiamy z Jerzym Kułakowskim.

Jerzy Kułakowski [fot. bia24.pl]

Jerzy Kułakowski [fot. bia24.pl]

Jerzy Kułakowski związany jest z Polskim Radiem Białystok od 1997 r. Od lat komentuje na żywo mecze piłkarskie Jagiellonii Białystok oraz inne regionalne wydarzenia na antenie publicznej rozgłośni. Prowadzi również serwisy sportowe oraz program "Sportowy wieczór".

Swój start w wyborach ogłosił 16 sierpnia br. w mediach społecznościowych. Na Twitterze napisał: "No dobra... ponad 25 lat z Jagiellonią i nie tylko. Na razie przerwa, może do 15 października, a może do... jesieni 2027. Kandyduję do Sejmu RP. Będę OSTATNI na liście Koalicji Obywatelskiej w okręgu 24, czyli na Podlasiu".

Co najmniej do czasu ogłoszenia wyników wyborów, Jerzy Kułakowski przebywa na urlopie. Mecze Jagiellonii Białystok komentują w Polskim Radiu Białystok w tym czasie Jacek Dąbrowski oraz Grzegorz Pilat.

***

Patryk Śledź, bia24.pl: Jagiellonia Białystok wygrała ostatnio (27.08) z Górnikiem Zabrze 4:1. To spotkanie oglądałeś z trybun Stadionu Miejskiego, ale już nie komentowałeś. Usta nie świerzbiły?

Jerzy Kułakowski, dziennikarz sportowy i kandydat KO do Sejmu: Szczerze, to tak. Jak padały tam gole jeden za drugim, to koledzy - Grzesiek i Jacek, którzy komentowali ten mecz w radiu, byli bardzo ekspresyjni. Patrząc na nich pomyślałem sobie, że to było dobre widowisko do komentowania, super sprawa.

Pojawił się żal?

Nie, to nie jest żal. Myślę sobie, że tyle lat to robiłem, a teraz nie robię i nie wiadomo czy w ogóle jeszcze będę robił. Pewien etap na chwilę został zawieszony, może będzie zakończony.

A powodem jest twój start w wyborach do Sejmu. Kiedy "zakiełkowała" ci ta myśl?

Mimo że mam 55 lat, to studiuję dziennie na kierunku "stosunki międzynarodowe" i teraz w październiku powinienem rozpocząć III rok. Semestr zimowy II roku spędziłem na Erasmusie w czeskiej Pradze. W styczniu, będąc na Rynku Staromiejskim, trafiłem zupełnie przypadkowo na wiec wyborczy kandydata na prezydenta Petra Pavla, teraz już prezydenta Czech.

Było tam bardzo dużo ludzi, tak z 15-20 tys. Wszedłem na jakiś murek, żeby cokolwiek zobaczyć. Jak naród zaczął śpiewać... dostałem takich dreszczy, gęsiej skórki, takiego wręcz podniecenia, jakiego nie czułem być może od tego meczu, w którym decydowało się czy Jagiellonia będzie mistrzem Polski (Jagiellonia Białystok 2:2 Lech Poznań, 4 czerwca 2017 r., przyp. red.).

Pomyślałem sobie: kurde! A gdyby tak na takiej scenie stanąć? Niech tam będzie nie 15 tys. ludzi, a tysiąc, dwa, trzy czy pięć. Chciałbym móc poczuć ich reakcję. Stwierdziłem, że to w tym momencie mnie bardziej kręci niż myślenie o piłce nożnej i o Jagiellonii. Uznałem, że trzeba spróbować.

Ale wcześniej interesowałeś się polityką?

Od zawsze. To nie było tak, że pojawiło się pewne wyobrażenie, a ja nic nie wiem o tym jak wygląda scena polityczna i gdzie ja tu znajdę swoje miejsce. Brałem udział we wszystkich wyborach. Kiedyś miałem skłonności lewicowe, przechodziłem "młodzieńczą chorobę lewicowości". Potem skłaniałem się bardziej ku centrum. Pasuje mi wolnorynkowość, ale i wolność światopoglądowa.

Kiedy powiedziałeś swoim kolegom z pracy, szefostwu, że startujesz w wyborach?

Najpierw powoli oswajałem z tym najbliższych kolegów, oni dowiedzieli się o tym o wiele szybciej niż władza. To nie jest tak, że chciałem coś przed nią ukryć, ale długo nie było pewne czy wystartuje z ostatniego miejsca listy Koalicji Obywatelskiej.

Sam się zgłosiłem do przewodniczącego Krzysztofa Truskolaskiego z pomysłem startu w wyborach, on powiedział "okej, zobaczymy co na to inni działacze". Zastrzegłem jednak, że interesuje mnie tylko ostatnie miejsce na liście, bo wiem, że nie dostanę trzech czołowych, nie mam tak ugruntowanej pozycji. Decyzja w tej sprawie była przekładana z miesiąca na miesiąc i ostatecznie zapadła dopiero w sierpniu. Nie chciałem więc długo robić zamieszania, mówić szefostwu, że kandyduje, bo nie wiedziałem czy w ogóle to zrobię.

Planowałem wcześniej wziąć urlop od 16 sierpnia, ale usłyszałem, że to niemożliwe ze względu na brak rąk do pracy w sezonie wakacyjnym. Uznałem wtedy, że fair będzie powiedzieć, że zaraz to nie ja będę chciał pójść na urlop, tylko wy będziecie musieli mnie na niego wysłać, jak wyjdzie, że mam w planach kandydować. Porozmawiałem o tym z dyrektor programową, ona przekazała to prezesowi. Później prezes zaprosił mnie do siebie i całkiem życzliwie się wyraził o moim pomyśle poszukiwania nowych wyzwań.

Obyło się bez krzywych spojrzeń? Nikt nie mówił "Jurek, puknij się w głowę"?

Bardzo dużo osób tak mówiło, nie tylko w Radiu. Pierwsza reakcja znajomych brzmiała "po co ci to?". Mówili, że mam ustaloną pozycję w pracy, zaznaczali, że mogę tylko na takim ruchu stracić. Niektórzy twierdzili, że skoro jestem popularny i znany, to może mi się udać. Okazało się, że być może moja popularność jest odrobinę przeszacowana, ale jestem dobrej myśli.

Jeżeli na dobry mecz na Stadionie Miejskim w Białymstoku przyjdzie 20 tys. osób, to zakładam, że drugie 20 może nie przyjść, a słuchać w radiu i mnie kojarzyć. Załóżmy, że Jagiellonia ma ok. 40 tys. kibiców. Połowa z nich nie głosuje w ogóle na Koalicję Obywatelską, druga połowa może się w ogóle nie interesować polityką, więc takich ludzi, którzy mogli by mnie znać, czuć do mnie sympatię i zagłosować to jest myślę dużo mniej niż ta liczba 40 tys. Dlatego bardzo mi zależy na spotkaniach z ludźmi, przedstawieniu się, pokazaniu kim jestem. Rozdaję ulotki, odpowiadam na pytania.

Twoje ogłoszenie w mediach społecznościowych o starcie spotkało się raczej z mieszanymi, jeśli nie negatywnymi reakcjami.

Czytałem na temat swojej decyzji "leziesz do bagna". Ludzie, jakie bagno? Nie podoba mi się to określenie. Politycy nie są ulubieńcami, mówi się, że biorą pieniądze za nic, że to aferzyści, ale na litość boską taki jest system i to od nas wszystkich zależy czy ten system będzie trochę lepszy czy trochę gorszy. Wszyscy go kształtujemy. Pragnę zauważyć, że 460 posłów i 100 senatorów to reprezentacja narodu lub przynajmniej tej części, która idzie na wybory.

Nie uwierzę jeżeli powiesz mi, że nie analizowałeś opinii na temat startów w wyborach komentatora sportowego Tomasza Zimocha i legendy Jagiellonii Tomasza Frankowskiego przed podjęciem decyzji o kandydowaniu.

Zimochem, choć znamy się zawodowo, się w ogóle nie zajmowałem. Frankowskim już tak. Zupełnie nie wiem dlaczego, ale gdy ogłosiłem swój start w wyborach, Tomek stał się "buforem". Ktoś wrzucił tweeta pt. "No i poszedł drogą Frankowskiego". Ludzie zaczęli o nim dyskutować, co robi, a czego nie robi, czy wygrał na opowiedzeniu się po jednej stronie sporu politycznego, czy przegrał.

Spodziewałem się, że pojawi się hejt w stosunku do mnie, podobny jak w stosunku do Tomka, ale jestem zbudowany. Ludzie wyrażają negatywne opinie o tym, że kandyduję i z jakiej listy, ale nie ma hejterskich wpisów. "Rozczarowanie", "jestem zawiedziony", "nie zagłosuję", ale nie ma typowego hejtu.

Poczytałem komentarze na temat Frankowskiego i mój, i napisałem, że podjąłem bardzo świadomą decyzję, że byłem świadomy tego, jakie mogą być reakcje. Nie było w żadnym wypadku moją intencją, by kibice Jagiellonii się wzajemnie obrażali. Na stadionie są wielką rodziną, a teraz wymieniają skrajne poglądy, czasami z "pieprzykiem" na temat tego, że kandyduję. Nie chcę żeby się wzajemnie hejtowali. I narazie wygląda to całkiem przyzwoicie.

A trafiłeś na takie wybory, kiedy społeczeństwo mamy wyjątkowo spolaryzowane.

Ten spór polityczny mamy bardzo ostry, bezsensowny, jedna strona zarzuca drugiej zdradę i wychodzi na to, gdyby to przyjąć na poważnie, że 100 proc. ludzi to zdrajcy. Dziś nie boję się mówić, że chcę zmian, chcę innej władzy w Polsce, innej Polski - życzliwszej, weselszej - z wolnością gospodarczą i światopoglądową. Mogę obiecać, że co by się nie działo, nie zniżę się do poziomu, by mówić o przeciwniku politycznym niecenzuralne albo chamskie słowa. Moja kampania nie będzie zawierała elementów hejterskich.

O czym zatem będziesz mówił w swojej kampanii? Co Jurek planuje zmienić?

Sam Jurek niczego nie zmieni, musi znaleźć grono ludzi, którzy będą popierali jego pomysły. Moja kampania będzie dotyczyła czterech spraw.

Po pierwsze, ktoś powie błahostka, aktywność. Od każdego problemu zdrowotnego można uciekać do aktywności. Można siedzieć w domu i myśleć Bóg wie o czym, a można wyjść do ludzi, uprawiać sport, lepić z gliny, układać klocki LEGO, wspinać się na ściankę, robić cokolwiek. Kiedyś było takie hasło: "od zawału uciekaj na własnych nogach". I ja to przerabiam na taki punkt - "od wszystkich problemów fizycznych i psychicznych można uciec w ulubioną aktywność".

Po drugie, edukacja. Zarobki nauczycieli są bardzo niskie i ciężko znaleźć młodych adeptów tego zawodu. Ludzie, którzy tyle zarabiają nie mogą mieć wolnej głowy, żeby oddawać się swojej pasji, a moim zdaniem nauczyciel jest jak ksiądz - musi czuć powołanie, pasję. Nauczyciele muszą zarabiać więcej. Muszą mieć też lepsze warunki do pracy, bo czasem bywa tak, że w 30-osobowej klasie, często integracyjnej, pracuje jeden nauczyciel. Ważne jest też to, żeby wsparcie dostawały nie tylko osoby słabiej radzące sobie z nauką, ale by nauczyciele mieli czas na wspieranie wybitnych uczniów.

Po trzecie, zauważyłem że wiele młodych osób ma problemy natury psychicznej. Kiedy studiowałem po raz pierwszy (30 lat temu) było to rzadko spotykane, a dziś tych problemów jest znacznie więcej, a powody są różne: tożsamość, izolacja społeczna, COVID-19, introwersja. Chciałbym pomóc i młodym ludziom i ich rodzicom. Grupy wsparcia, zajęcia dodatkowe to są niektóre pomysły.

Po czwarte, problemy demograficzne Polski. Jestem absolutnie za przywróceniem metody in-vitro, jako finansowanej z budżetu państwa. Druga sprawa to medyczna opieka nad kobietami, które chcą być mamami. Mogę poprzeć każdy pomysł, który sprawi, że panie będą rodzić chętniej i bezpieczniej.

Twoje pomysły można zrealizować tylko za sprawą startu z Koalicji Obywatelskiej? Nie myślałeś o tym, by kandydować z innego ugrupowania?

Koalicja była moim pierwszym wyborem, ale przez chwilę rozważałem możliwość kandydowania z Polski 2050 Szymona Hołowni jeszcze przed ogłoszeniem koalicji z Polskim Stronnictwem Ludowym, "Trzeciej drogi". Skończyło się na krótkiej rozmowie. Wróciłem do pomysłu z KO.

Co sądzisz o planowanym przez Prawo i Sprawiedliwość referendum?

Chciałbym, żeby każdy kierował się własnym rozumem, logiką i niech każdy odrzuci na chwilę to, z jakiej listy kandyduje albo jaką listę popiera i zada sobie pytanie - czy tu rzeczywiście chodzi o sprawy bardzo istotne, które bulwersują społeczeństwo, elektryzują je? Nie. Referendum dotyczy tematów zastępczych, nie wezmę karty do głosowania.

Gdyby ode mnie zależała treść referendum, to zapytałbym o cztery tematy: aborcję, in-vitro, walutę euro i zatrudnianie imigrantów do pracy zarobkowej. Jestem za liberalizacją przepisów aborcyjnych, o in-vitro opinię już znasz. Co do euro, jestem przykładem człowieka, który traci na różnicach kursowych.

Chciałbym aby w naszym kraju odbyła się ogólna dyskusja na temat tego, czy Polacy dopuszczają możliwość, żeby na ich przyszłe emerytury mogli pracować ludzie pochodzący z innych krajów. Ktoś przecież musi.

Zerkasz na swoich kontrkandydatów? Czysto technicznie... masz z nimi szansę?

Ja w ogóle nie walczę z gośćmi z Prawa i Sprawiedliwości, Konfederacji, Lewicy i Trzeciej Drogi. Ani elektorat Koalicji nie będzie na nich głosował, ani elektorat tamtych partii nie będzie głosował na mnie. Ja, choć to brzmi może i dziwnie, ale tak naprawdę naturalnie - muszę pokonać kandydatów z własnej listy, żeby wejść do Sejmu. Muszę w gorszym wypadku wyprzedzić 26 osób, w lepszym 25.

To taki paradoks, że gramy do jednej bramki, ale też rywalizujemy ze sobą. Każdy stara się wyróżnić, przekonać innych do siebie, bo przecież wyborca może postawić tylko jeden krzyżyk na liście.

Co łączy sport i politykę?

Nie byłem nigdy zawodowym sportowcem, bo nie pozwoliło mi na to zdrowie. Wyobrażam sobie jednak, że start w zawodach i wyścig po mandat mogą wywoływać podobne podniecenie. Są i wielkie emocje, które obserwujemy na co dzień, czasami niezdrowe. Najważniejsze, żeby przeciwnicy czy w sporcie, czy w polityce szanowali się wzajemnie i grali fair-play.

Polityka to gra zespołowa. W piłce nożnej mamy Messiego, który jest geniuszem, ale sam meczu nie wygra. W polityce jest podobnie. Musisz stworzyć grupę, która poprze twój pomysł, myśli podobnie i uważa, że to co robisz jest dobre.

Zobacz również