"Nasze dzieci nie otrzymują pomocy w chwilach zagrożenia, nie udziela się wsparcia psychologicznego ofiarom zdarzenia oraz jego uczestnikom. Incydenty na przerwach świadczą o braku zastosowania prewencji przez Pana Dyrektora. Dzieci mają lęki przed przyjściem do szkoły, obawiają się, że zostaną kolejną ofiarą przemocy. My Rodzice boimy się posyłać nasze dzieci w miejsce, które statutowo powinno gwarantować wprowadzenie uczniów w świat wiedzy, dbanie o ich harmonijny rozwój intelektualny, etyczny, emocjonalny, społeczny i fizyczny. Aktualnie czekamy na tragedię" - czytamy w oświadczeniu rodziców uczniów jednej z klas Szkoły Podstawowej nr 43 im. Simony Kossak w Białymstoku, przesłanym do dyrektora placówki.
Wczoraj (21.10), rodzice zaprotestowali i nie wysłali swoich pociech na zajęcia, przyszło czworo z 25 uczniów. Nieobecność dzieci na lekcjach będzie trwała do czasu, kiedy szkoła będzie w stanie zagwarantować uczniom bezpieczeństwo. O proteście poinformowano nie tylko dyrektora, ale i Kuratorium Oświaty oraz Urząd Miejski w Białymstoku.
Agresywni uczniowie
Problemem z którym zmagają się rodzice jest agresywne zachowanie dwóch chłopców wobec rówieśników. Mieli podduszać inne dzieci, bić je, czy niszczyć wyposażenie klas. Policja miała interweniować w tej sprawie wielokrotnie, ale bezskutecznie. Nie pomogły też spotkania z dyrekcją, psychologami i pedagogami. Rodzice nazywają wydarzenia w szkole wprost - terrorem. "Połamane ręce, podduszenia, agresja słowna, przeklinanie, przepychanie" - to przykłady zachowań wymienione w oświadczeniu, które świadczą o dramatycznej sytuacji.
- Moja córka stanęła w obronie koleżanki, przez to została kopnięta w brzuch i w rękę, co skończyło się wizytą na SOR-ze. "Zapakowano" ją w gips na okres miesiąca, a ja zgłosiłem sprawę na policję. Kilka dni później, chłopak zaatakował ponownie i wytarł o nią ślinę, to działo się na lekcji, a nauczyciele w ogóle mi nie udzielili informacji, czy coś z tą sprawą zrobiono. Pobito też kolegę mojej córki. Nauczyciele są wyzywani, bici, nie wiem co trzeba z tym zrobić, chyba brakuje reakcji dyrektora. Ta napięta sytuacja trwa już od kilku lat, pomijając nauczanie zdalne, to od trzeciej klasy szkoły podstawowej - mówi nam pan Krzysztof, ojciec pobitej uczennicy. - Wiem, że były próby rozmów z rodzicami agresywnych chłopców, ale niewiele pomogły - dodaje.
- Od wielu lat borykamy się z brakiem bezpieczeństwa w naszej klasie. Moje dziecko nie jest bezpośrednią ofiarą, ale świadkiem wydarzeń w szkole. Dzieci są bite i szykanowane. Ilość i nasilenie tych sytuacji jest tak duże w ostatnim czasie, że musimy postawić tę sprawę "na ostrzu". Moim zdaniem, śą to zaniedbania ze strony dyrekcji. Było nam tłumaczone, że "nie pracujemy z dziećmi", "są nadpobudliwe". Czego oczekujemy w tej sytuacji? Usunięcia ze szkoły tych dwóch uczniów, bo dochodzi do sytuacji drastycznych. Oni i ich rodziny potrzebują fachowej pomocy, której nasza szkoła nie jest w stanie zapewnić. Nie ma do tego wykwalifikowanej kadry, dostosowanej do zredukowania agresji, którą się objawiają te dzieci - podkreśla w rozmowie z nami pani Joanna, mama jednego z uczniów uczęszczających do Szkoły Podstawowej nr 43 im. Simony Kossak w Białymstoku.
Brak odpowiedzi
Próbowaliśmy skontaktować się telefonicznie z dyrektorem szkoły Andrzejem Danielukiem, ale nie znalazł dla nas czasu. - Pan dyrektor jest cały czas zajęty, odbywa ważne spotkania - przekazał nam sekretariat placówki. Wcześniej, na łamach Kuriera Porannego wydał lakoniczny komunikat: "Informuję, że działania podejmowane przez szkołę, są zgodne z procedurami obowiązującymi w placówce". Potwierdził także, że wczoraj (21.10) na lekcje klasy VI przyszło czworo z 25 uczniów.
Również wczoraj o godz. 9:00, dyrekcja zaprosiła rodziców na spotkanie o godz. 16:15. O sprawie poinformowano media, gdy dowiedział się o tym dyrektor, spotkanie zostało odwołane. Rodzice stawili się w szkole, ale nie wpuściła ich woźna.
- Nie wyznaczono nowego terminu rozmowy, sprawa tkwi w "martwym punkcie" - komentuje pan Krzysztof.