Rekordowe ceny masła. Wzrosły nawet o 70 proc.

Ceny masła poszybowały w górę. Cenowy "kryzys" trwa od marca tego roku. Dziś cena 200-gramowej kostki to średnio 7 zł. Ale taki wzrost odczuwają nie tylko polskie portfele.

fot. pixabay

fot. pixabay

Masło to jeden z produktów, które najczęściej wkładamy do sklepowego koszyka. Choć nie spożywamy go już tak dużo jak pod koniec ubiegłego stulecia (w 1989 r. przypadało ok. 9 kg masła rocznie na osobę) to wciąż zjadamy rocznie blisko 4 kg na mieszkańca. W związku z tym, większość z nas zauważyła pewnie, że za kostkę ulubionego mlecznego tłuszczu, płacimy znacznie więcej niż jeszcze rok temu.

W dziale z nabiałem, jednej z polskich sieci supermarketów, przyglądamy się półkom z masłem. Nietrudno je znaleźć, bo w porównaniu z innymi produktami mlecznymi, tu ceny rzucają się w oczy. Minimalna gramatura to 100 gr. Cena takich kostek oscyluje w granicach 3,8 zł. Koszt pozostałych, minimum 200-gramowych porcji, wynosi nie mniej niż 6 zł. Cena masła od zagranicznych producentów mrozi krew w żyłach. To nawet 10,79 zł. Dla porównania, przeciętna margaryna kosztuje ok. 4 zł.

/fot. sak-BIA24/

/fot. sak-BIA24/

MAŚLANY KRYZYS

Ceny masła zdecydowanie mogą uszczuplić portfel przeciętnego Kowalskiego. Przez ostatni rok wzrosły nawet o 70 proc. W połowie sierpnia, 100-kilogramowy blok masła kosztował ok. 2355 zł, co daje 23,5 zł za kilogram. Dla porównania, koszt kilograma ośmiorniczek to ok. 25 zł.

Pocieszający może być fakt, że nie tylko Polacy w jednej ręce trzymając kostkę masła, drugą łapią się za kieszeń. Podobny problem odczuwa większość krajów europejskich. Duże podwyżki odczuli m.in. Niemcy i Francuzi. U nas i tak jeszcze nie jest najgorzej. W Wielkiej Brytanii pojawiły się nawet spekulacje, że na święta Bożego Narodzenia masła może zabraknąć.

Polacy takiego scenariusza nie muszą się obawiać. Nasz kraj jest jednym z większych producentów tego i wielu innych produktów mlecznych w Europie. Z drugiej strony, nie ma się co oszukiwać i porównywać grubości portfela przeciętnego Polaka do portfela przeciętnego Niemca. Jeśli sytuacja się utrzyma, ten pierwszy może się w końcu przerzucić na tańszą margarynę, a smaczne, polskie masełko opuści swój rodzimy kraj.

PRODUCENCI JAK PĄCZKI W MAŚLE

Choć trudno dziś jednoznacznie wskazać bezpośrednią przyczynę tak drastycznego wzrostu cen, ekonomiści mają swoje podejrzenia. Dotyczą one m.in. Nowej Zelandii. To czołowy producent masła, sera i mleka na świecie. Rok temu, z powodu anomalii pogodowych, produkcja w tym kraju znacznie zmalała. Podaż więc spadła, a popyt wciąż pozostaje wysoki. Napędzają go przede wszystkim Chiny. Oprócz tego, w ramach Unii Europejskiej, rynki krajów członkowskich są połączone. Co za tym idzie, jeśli ceny szybują w górę na Zachodzie, również i nasi producenci je podnoszą. Widać jednak światełko w tunelu.

- Ceny masła na giełdach mogą ustabilizować się jesienią - mówi dla PAP Agnieszka Maliszewska, dyrektor Polskiej Izby Mleka. - Prognozuje się, że od października ceny masła będę powoli spadać, ponieważ ruszy wtedy duża produkcja w Nowej Zelandii. Na światowych giełdach widać już lekki spadek cen o ok. 1,5 proc. - dodaje.

MASŁOWA ZMOWA?

Choć powodów podaje się wiele, sprawę chce wyjaśnić także Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Liczy, że sieci handlowe działające w Polsce: Lidl, Jeronimo Martins (a więc Biedronka), Tesco Polska, Auchan Polska i Carrefour Polska, pomogą ustalić, czy powody, o których mówi się na świecie, mają swoje przełożenie w naszym kraju. Współpraca z sieciami dowiedzie, czy nie przyczyniły się one do sztucznego napędzania cen. Warto zauważyć, że postępowanie nie toczy się przeciw markom, a jedynie przy ich pomocy.

Zobacz również