Rafał Trzaskowski w Białymstoku namawiał do kontroli wyborów

Rafał Trzaskowski z wizytą w Podlaskiem. Prezydent Warszawy najpierw w Łomży, a następnie w Białymstoku - namawiał do obywatelskiej kontroli procesu wyborczego. "Żeby wybory były naprawdę równe, żeby wybory były demokratyczne, musimy wszyscy patrzeć władzy na ręce" - mówił na Rynku Kościuszki.

[fot. Daniel Abramowicz/bia24.pl]

[fot. Daniel Abramowicz/bia24.pl]

Rafałowi Trzaskowskiemu na mównicy ustawionej na Rynku Kościuszki towarzyszyli m.in. posłowie Sławomir Nitras, Krzysztof Truskolaski, Robert Tyszkiewicz i prezydent Białegostoku Tadeusz Truskolaski oraz mieszkańcy. Ci mieli ze sobą tabliczki/banery z napisami "przypilnujesz mi wyborów?". Prezydent Warszawy przekonywał, że Koalicja Obywatelska wygra wybory w Białymstoku.

Nawiązał również do głośnej w ostatnich dniach sprawy p. Joanny, która miała zażyć tabletkę poronną oraz źle się poczuć fizycznie i psychicznie. Spotkała się z policyjną interwencją po zawiadomieniu lekarki o sytuacji. - Stawką tych wyborów jest nasza wolność, również wolność osobista. Wszyscy widzieliście co się ostatnio w Polsce dzieje, widzieliście ten bardzo smutny przypadek pani Joanny i chcę jedno powiedzieć, że nie ma zgody na tego typu państwo, w którym PiS i władza próbuje ingerować w nasze wybory, w nasze życie osobiste, na to po prostu nie pozwolimy - mówił Rafał Trzaskowski.

Podkreślał, że często zadaje się mu pytanie pt. "czy w Polsce jest demokracja?". - Tak, ale głównie dzięki społeczeństwu obywatelskiemu, dzięki sile was wszystkich, którzy tutaj jesteście, którzy zgłaszacie się do obserwacji wyborów. Bez was nie będzie silnej demokracji dlatego, że wiemy, jak działa PiS, wiemy że PiS próbuje naruszać wolność sumienia, ale również naruszać proces wyborczy i tylko, jeżeli będziemy patrzeć władzy na ręce, tylko jeżeli będziecie zaangażowani, tylko jeżeli będziecie w każdej komisji wyborczej patrzeć i kontrolować, to wtedy będziemy mieli prawdziwą gwarancję, że te wybory (...) będą w pełni demokratyczne, że będą fair - dodał.

Wybory będzie kontrolowała "armia ludzi"

Twierdził, że przy okazji poprzednich wyborów (prezydenckich) zdarzały się na mapie miejsca, w których jego konkurent miał 100 proc. głosów. - No nigdzie nie jest tak w Polsce, żeby 100 proc. ludzi wyznawało jedną opcję polityczną. Każdy może mieć zupełnie inne poglądy, bo to jest natura demokracji, tylko każdy musi mieć dokładnie te same szanse. Nie może być tak, że pojawi się choćby cień wątpliwości, apropos tych wyborów. Dlatego właśnie prowadzimy akcję "Przypilnuj wyborów" - tłumaczył Rafał Trzaskowski.

- Już 27 tys. osób zapisało się do kontroli wyborów, to jest prawdziwa armia ludzi, którzy pilnują demokracji. Armia ludzi, która będzie niosła tę nadzieję, która powinna być w każdym miejscu Polski, miasteczku, wiosce, mieście, że wasz głos będzie potraktowany równo i sprawiedliwie - stwierdził.

"W Białymstoku mamy już dwa razy więcej ludzi do pilnowania wyborów, niż potrzeba" - zaczął swoje przemówienie Sławomir Nitras. Narzekał na wpłwy telewizji publicznej na opinię społeczną, na udział w życiu publicznym spółek skarbu państwa i promocję rządu za ich sprawą.

- To jest hańba. Tak nie wolno robić wyborów. Wolne wybory polegają na tym, że państwo jest neutralne, a obywatel bez nacisków, bez wpływania na wybory, ma prawo oddać głos. Obywatele! Wasz głos oznacza, że swój los na 4 lata oddajecie rządzącym, ale rządzący nie mogą wpływać na wasz wybór po 4 latach. To musi być niezależny wybór - podkreślił Nitras.

"Tusk znaczy bieda"

Podczas wystąpienia Rafała Trzaskowskiego w odległości ok. kilkunastu metrów od mównicy pojawiło się kilkoro protestujących. To osoby reprezentujące Stowarzyszenie "Dla Polski" Adama Andruszkiewicza - posła Prawa i Sprawiedliwości i Sekretarza Stanu w Ministerstwie Cyfryzacji.

Mieli ze sobą baner - "Tusk znaczy bieda" z fotografią Donalda Tuska pośrodku i napisami dot. dawnych rządów Platformy Obywatelskiej. Napisali na plakacie m.in.: niskie płace, miliony Polaków bez pracy, brak programów wsparcia, wysokie podatki dla młodych, podniesienie wieku emerytalnego czy obniżenie poziomu bezpieczeństwa.

Zaraz po rozwinięciu transparentu do trzymających go młodych ludzi podeszli funkcjonariusze Straży Miejskiej Białegostoku i przystąpili do legitymowania. Strażnicy zażądali zwinięcia transparentu, tłumacząc, że nie ma zgody zarządcy tego terenu (czyli prezydenta Białegostoku) na prezentowanie w tym miejscu takich treści. 

Na pytanie, dlaczego takie treści nie mogą być prezentowane, skoro zaraz obok ludzie trzymają tabliczki z innymi napisami, legitymujący strażnik odpowiedział, że „nie ocenia, tylko prowadzi czynności”. 

– Podejrzewam, że jest zlecenie polityczne – mówił na miejscu Bartosz Sokołowski ze stowarzyszenia "Dla Polski", a poproszony później o komentarz Adam Andruszkiewicz dodał, że „to już nie jest demokracja”. W programie TVP Białystok „Gość Obiektywu” Adam Andruszkiewicz zapowiedział, że ten incydent zostanie wyjaśniony, bo być może doszło do nadużycia uprawnień. Jak mówił Andruszkiewicz, ci ludzie mają prawo do wyrażania własnych poglądów, nawet jeśli są one odmienne od poglądów prezydenta miasta. Prezydent miasta nie powinien zakazywać głoszenia takich poglądów, bo w takim wypadku to już nie ma demokracji, o której tak głośno mówią ludzie PO. 

Poza tym, spotkanie polityków Koalicji Obywatelskiej z wyborcami i uczestnikami akcji "Przypilnuj wyborów" na Rynku Kościuszki w Białymstoku obyło się bez incydentów.

Przygotowanie do porażki? 

Kometujący dzisiejszą wizytę działaczy Platformy Obywatelskiej w Podlaskiem (spotkania takie jak w Białymstoku miały miejsce dziś także w Łomży i Hajnówce) działacze Prawa i Sprawiedliwości mówili, że tak głośno prowadzona akcja "Przypilnuj wyborów" to efekt obaw PO, ale nie o fałszowanie wyborów.

– Odbieram tę całą akcję jako przygotowanie całego środowiska Platformy Obywatelskiej po prostu do pewnej porażki w wyborach – skomentował tę sytuację pełnomocnik wyborczy Prawa i Sprawiedliwości w okręgu białostockim Artur Kosicki. 

– Za rządów Prawa i Sprawiedliwości już osiem razy odbywały się wybory i nikt nigdy nie podważał transparentności tych wyborów. Nigdy nie mieliśmy głosów na arenie międzynarodowej, że w Polsce są fałszowane wybory – komentował akcję PO poseł PiS Adam Andruszkiewicz.

 Czy mamy powody do obaw?

Zapytaliśmy dr Ewę Tokajuk - politolog z Politechniki Białostockiej - o to, czy faktycznie Polacy mogą mieć obawy co do demokratycznego bezpieczeństwa nadchodzących wyborów parlamentarnych oraz czy słusznie Koalicja Obywatelska namawia do wzmożonej obserwacji procesu wyborczego.

- Muszę z przykrością stwierdzić, że obecnie rządzący wielokrotnie pokazali, że czasami w sposób świadomy, czasami w sposób mniej świadomy - łamali prawo. A jeszcze oprócz tego, od strony politycznej, widzimy zawirowania, jeżeli chodzi o słupki wyborcze. Coraz częściej różnorodne sondaże pokazują nam, że partia rządząca, która przez bardzo długi czas cieszyła się bardzo wysokim zaufaniem, dzisiaj ma to zaufanie mniejsze. Partie opozycyjne w coraz większym stopniu upewniają się o tym, że jest potrzeba wprowadzenia zmian i czują ten zew ze strony wyborców i potwierdzenie, że chcą na nie głosować, i chcą mieć potwierdzenie, że to głosy zostaną zaliczone - mówiła nam dr Tokajuk.

"Obowiązkiem być powinno dla wszystkich - nie tylko dla partii rządzącej, ale również dla opozycji - doprowadzenie do tego, abyśmy my wyborcy mieli pewność, że nasze głosy trafią tam, gdzie powinny trafić, czyli tak, jak żeśmy je oddali. Chodzi o społeczne formy kontroli wyborów, mężów zaufania. Podstawowy element, czyli członkowie komisji - powinni być różnorodni, z różnorodnych środowisk społecznych, tak aby było to faktycznie demokratyczne, zgodne z prawem, przejrzyste i transparentne" - podkreśliła w rozmowie z nami politolog.

- Wszyscy się boją przede wszystkim tego, że część głosów oddanych na partie opozycyjne, albo w ogóle na partie, które nie należą do obozu rządzącego, mogą nie trafić na listy głosów właśnie tych partii. Wystarczyłoby dopisanie jednego krzyżyka tak, aby ten głos był nieważny. To jest chyba największa obawa opozycji. Ci społeczni obserwatorzy są bardzo ważni, tak żeby każdy głos wyjęty z urny trafił na listę, na którą głosujący chciał, żeby trafił - dodała.

Zobacz również