O podjęciu interpelacji do prezydenta miasta radna Jowita Chudzik (Koalicja Obywatelska) zdecydowała po tym, jak mieszkańcy alarmowali ją o uciążliwym zjawisku. Kto kiedykolwiek przechodził przez przejście dla pieszych przy Centralu, na pewno pamięta, że trzeba tam długo czekać na czerwonym, a jak już zapali się zielone to ruszając od razu można nie zdążyć przejść przez ulicę przed kolejną zmianą na czerwone. Większość ludzi myśli - przypadek, a okazuje się że jednak tak właśnie zaplanował to organizator ruchu - urzędnik z Zarząd Dróg Miejskich.
"Filozofię" ustawienia długości świateł na przejściu przy Centralu tak objaśnia radnej Jowicie Chudzik sekretarz miasta Krzysztof Karpieszuk: "dysproporcja w długości sygnałów zielonego i czerwonego dla pieszych wynika z konieczności koordynacji sygnalizacji świetlnej na przejściu przy Centralu z pobliskim skrzyżowaniem ulic Legionowej i M. Skłodowskiej-Curie." Sekretarz tłumaczy, że gdyby światła zmieniały się zbyt często, wówczas blokowałby się ruch samochodów na krótkim odcinku między Legionową a placem Niezależnego Zrzeszenia Studentów. Mówiąc krócej i obrazowo: galop przez przejście na zielonym to nie przypadek, lecz specjalnie zaplanowane przez urzędnika ćwiczenie.
Urzędnik ustawił więc sygnalizację świetlną "pod samochody", żeby nie było korków. Wydaje się to logiczne. Tylko teoretycznie. Bo w interpelacji Jowity Chudzik czytamy, co zaobserwowali mieszkańcy: "Długi cykl zielonego światła dla samochodów sprawia, że na początku przejeżdża je kilka aut, a następnie - pomimo braku następnych pojazdów - pieszym wciąż świeci się czerwone światło". Urzędnik raczej nie sprawdził, czy czerwone nie świeci się za długo jak na natężenie ruchu. I tak zostało.
Widać ludzi to bardzo denerwowało, skoro zwrócili się do wybranej przez siebie radnej z prośbą o interwencję. Radna złożyła interpelację i (co w białostockich realiach jest raczej rzadkością) nie minęło dziesięć dni, jak dostała nie tylko odpowiedź, ale również pozytywne załatwienie sprawy. Czy to dlatego, że sprawa była prosta, czy może w załatwieniu sprawy miało znaczenie, że Jowita Chudzik jest radną Koalicji Obywatelskiej. Przypomnijmy sobie tylko jedną sprawę - stojaków na rowery przy białostockim ZOO. Od jesieni ubiegłego roku do wiosny tego roku upominał się o nie bezskutecznie radny Henryk Dębowski (PiS). A wiosną wystarczyło, że wspomniał o potrzebie stojaków radny Jarosław Grodzki z klubu Koalicji Obywatelskiej, a w kilka dni pojawiły się stojaki.
Jakkolwiek było w przypadku interpelacji Jowity Chudzik najważniejsze, że nastąpiła błyskawiczna reakcja władz miasta. Sekretarz miasta odpowiedział: "W celu poprawy komfortu pieszym sygnał zielony zostanie wydłużony, bez znacznego pogorszenia warunków ruchu innym uczestnikom." Sekretarz przyznaje więc, że dłuższe trwanie zielonego światła nie zaburza płynności ruchu samochodów. A to znaczy, że nasze dotychczasowe galopy przez przejście, żeby zdążyć na zielonym to była tylko igraszka urzędników. Ustawili światła tak, jak im pasowało i nie chciało im się sprawdzić, czy zielone nie trwa za krótko, żeby przejść. Zastanawiamy się, gdzie jeszcze w mieście jest tak, że urzędnik ustawił i nie sprawdził, a ludzie się wkurzają...
Sekretarz miasta nie tylko wydłużył światło zielone, ale dodał jeszcze coś, o co nawet radna Chudzik nie prosiła. Otóż na tym przejściu "zostaną dostawione dodatkowe słupki z przyciskami po prawej stronie na dojściach do przedmiotowego przejścia". Brawo. Można powiedzieć: radna Jowita Chudzik - 120 procent skuteczności.