Sędzia referent Andrzej Kochanowski przesłuchiwał dziś kolejnych świadków. Na rozprawę stawiło się dwoje lekarzy oraz dwie pielęgniarki z Dziecięcego Szpitala Klinicznego, którzy pracowali w czasie tragicznych zdarzeń w Uniwersyteckim Dziecięcym Szpitalu Klinicznym w Białymstoku.
Większość wcześniejszych zeznań pozostała bez zmian. Pielęgniarki uzupełniły dziś swoje wcześniejsze zeznania o nowy wątek. Zeznały, że podczas pobytu dziecka w szpitalu, ojciec dziecka był nerwowy. Jedna z pań dodała, że biegał po sali i wzbudzał niepokój. Pracownicy byli wystraszeni a cała sytuacja stwarzała brak bezpieczeństwa w czasie pracy.
Sprawa dotyczy śmierci 13-miesięcznego chłopczyka, który zmarł w Dziecięcym Szpitalu Klinicznym w Białymstoku w grudniu 2012 r. na białaczkę. Dziecko dwukrotnie zostało odesłane ze szpitala do domu. Przyjęto go na oddział, gdy po raz trzeci przywieźli go rodzice wraz z wynikami badań krwi. Stwierdzono wówczas białaczkę szpikową. Dziecko przebywało w szpitalu w stanie ciężkim.
W czerwcu 2014 roku zarzuty nieumyślnego narażenia dziecka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia, usłyszała dwójka lekarzy ze szpitalnego oddziału ratunkowego DSK w Białymstoku. Oskarżeni mieli się tego dopuścić "wskutek zaniechania podjęcia działań zmierzających do starannej analizy stanu zdrowia chłopca i właściwego rozpoznania choroby, a następnie jej leczenia". Zarzuca się im brak zlecenia m. in. badań morfologicznych i niepozostawienie chłopca na obserwację szpitalną. Jak informowała Prokuratura, "w wyniku czego doszło do wzrostu zagrożenia dla życia dziecka".
Oskarżeni lekarze nie przyznają się do popełnienia zarzucanych im czynów. Grozi im rok pozbawienia wolności. Końca procesu nadal nie widać. Jeszcze nieraz zbierze się sąd aby rozpoznawać sprawę.