Praca u podstaw - przywracanie żydowskiej przeszłości Dąbrowy

Dorota Budzińska - nauczycielka języka polskiego w Zespole Szkół w Dąbrowie Białostockiej. Jest członkiem Forum Dialogu, pracuje na rzecz przywracania pamięci o dąbrowskich Żydach; wraz z Jolantą Konstańczuk była nominowana do Nagrody POLIN 2019. O działalności i planach z Dorotą Budzińską rozmawia Aneta Kopeć.

Fot. Magda Starowieyska

Fot. Magda Starowieyska

Aneta Kopeć: Skąd u pani zainteresowanie i chęć pomocy Żydom, którzy przez wieki mieszkali w Dąbrowie Białostockiej?

Dorota Budzińska: - Moje zainteresowania tematyką żydowską sięgają czasów studiów, czyli dawno temu (śmiech). Zawsze fascynowała mnie kultura i religia żydowska, a także literatura - uwielbiałam pisarstwo Singera. Jeśli chodzi o Żydów Dąbrowskich, to zaczęło się od Sprawiedliwych, czyli od państwa Krzywickich, którzy w czasach wojny uratowali trzyosobową rodzinę kupca-handlarza z Grodna Meira Trachtenberga. Kiedy robiłam o nim program, przyszło mi do głowy pytanie "Czy dałoby się w jakiś sposób odtworzyć historię Żydów Dąbrowy?". W ten sposób zaczęła się moja kilkuletnia już przygoda z przeszłością i historią żydowską Dąbrowy.

W jaki sposób odbudowuje pani tę pamięć, jakie działania pomagają przywrócić świadomość historii dąbrowskich Żydów?

- Sprzątanie cmentarza, odnalezienie potomków, następnie wszelkiego rodzaju projekty - Szkoła Dialogu czy autorski projekt, który stworzyłam "Odczytywanie popiołów - śladami Dąbrowskich Żydów". A także Facebook, gdzie prowadzę portal poświęcony przeszłości żydowskiej Dąbrowy. W ubiegłym roku dzięki grantowi z Forum Dialogu udało mi się stworzyć i uruchomić stronę internetową o Żydach z Dąbrowy. To jest też rodzaj uwieńczenia mojej kilkuletniej działalności, ponieważ zawsze marzyłam o tym, żeby stworzyć stronę internetową, gdzie będę mogła umieścić bardzo skromne źródła o dąbrowskich Żydach i nareszcie ta strona jest i funkcjonuje.

A jak to się zaczęło? Jak dotarła pani do tych ludzi, tych historii?

- Zaczęło się od uporządkowania cmentarza żydowskiego, który był w stanie opłakanym, ponieważ przez lata nikt tam nie zaglądał. Następnie zaczęłam szukać w internecie, a także poprzez znajomych historyków jakichkolwiek materiałów, źródeł na temat między innymi - od kiedy społeczność żydowska mieszkała w Dąbrowie i jak się potoczyły losy tych ludzi.

W internecie znalazłam książkę doktora Michaela Nevinsa, potomka rodziny Niewiadomskich i Zabanów (Zaban/Caban), który napisał coś w rodzaju księgi pamięci. Nie jest to jej klasyczna wersja, ale raczej rodzaj wspomnienia (nie jego, ale opierał się na relacjach starszych mieszkańców Dąbrowy, którzy emigrowali). Ta książka ukazała się w latach 80. po angielsku, ale dotarłam do niej i zdobyłam adres mailowy doktora Nevinsa. Byłam święcie przekonana, że on nie żyje, ale był podany email, więc postanowiłam do niego napisać. Odpowiedział w ciągu kilku minut. W ten sposób zaczęła się trwająca do dziś znajomość i współpraca, a także przyjaźń. On dał mi możliwość kontaktu z innymi potomkami Żydów z Dąbrowy, dał mi nazwiska, namiary na kilku potomków, których sam znał i był z nimi w kontakcie w Stanach Zjednoczonych. Zaczęli się do mnie odzywać ludzie ze Stanów, Izraela i innych krajów. To się dzieje tak, że potomkowie też sami szukają ludzi, którzy mogą ich oprowadzić po Dąbrowie.

Czy proces przywracania pamięci o Żydach dąbrowskich trwa?

- Tak, potomkowie cały czas przyjeżdżają do Dąbrowy. Gościłam kilkakrotnie właśnie dr Nevinsa, Marka Podwala - światowej sławy artystę, plastyka, który miasteczku matki poświęcił cykl osiemnastu prac "Kadisz dla Dąbrowy". Wydał album z reprodukcjami tych prac. Można powiedzieć, że ten proces przywracania pamięci to nie tylko moje działanie, czy moich uczniów lub innych osób z Dąbrowy, którzy się bardzo angażują, ale to także reakcja ze strony potomków Żydów. Oni też odnajdują dawne zdjęcia i je przesyłają. Cykl prac "Kadisz dla Dąbrowy" to też interakcja. Ja, ale oni też robią bardzo wiele na rzecz przywrócenia pamięci.

Ważne jest to, że dzięki wywiadom z najstarszymi mieszkańcami Dąbrowy udało się ustalić, jak wyglądała Dąbrowa przed wojną. Przecież ona w 1941 roku została przez Niemców w odwecie spalona, ale dzięki temu, że żyją jeszcze dziewięćdziesięcioparolatkowie, możliwe jest jej odtworzenie. To oni oprowadzili mnie po Dąbrowie i wskazali, gdzie była synagoga, łaźnia żydowska, magistrat, straż pożarna, piekarnie żydowskie, sklep bławatny itd. Oczywiście co trzeba zaznaczyć - brak materiałów archiwalnych, źródłowych jest ogromnym utrudnieniem, bo gdybyśmy mieli dostęp do dokumentów np. z XIX czy XX wieku to ta historia Żydów dąbrowskich byłaby pełniejsza, a tak ona jest właściwie skromna, ale jest.

Znalazła pani sprzymierzeńca w tym procesie - młodzież. Czy to dlatego, że jest pani nauczycielką w dąbrowskim liceum?

- Pomijając kontekst żydowski, myślę, że dla młodego człowieka ważne jest to, aby nawet w ograniczonym stopniu znał przeszłość miejscowości, w której mieszka, urodził się, uczy się, czy pracuje. To buduje tożsamość człowieka. W pewnym sensie przeszłość oddziałuje na nas, dlatego badamy historię np. gdybyśmy nie potrzebowali tego, to żylibyśmy tylko dniem teraźniejszym - tu i teraz. A jednak wracamy do historii i przeszłości. Myślę, że to właśnie buduje osobowość, świadomość przede wszystkim dumy z lokalnej historii, z miejsca, gdzie jestem. Dąbrowa do wojny była tak naprawdę żydowskim sztetlem. W XIX wieku i na początku XX 70% społeczności miasteczka stanowili Żydzi. W 1942 roku miała miejsce zagłada Żydów, wywiezienie tych, którzy jeszcze byli w Dąbrowie. Zagłada i zabicie ich w Treblince unicestwiło część historii tego miasta.

A starsi mieszkańcy miasta... czy wspominają o swoich sąsiadach pochodzenia żydowskiego?

- Bardzo często starzy ludzie, z którymi rozmawiałam (a wywiadów przeprowadziłam wiele), mówili, że bardzo są ciekawi, jak wyglądałaby Dąbrowa, gdyby nie było II wojny światowej i zagłady Żydów. Jak by się układały te relacje, jak ta historia i to miasto by funkcjonowało. Wielu z nich też wprost powiedziało, że tęsknią za swoimi żydowskimi sąsiadami, za swoimi koleżankami czy kolegami z klasy, którzy byli Żydami. Bardzo dramatycznie wspominają wywózkę Żydów z Dąbrowy do obozu przejściowego w Kiełbasinie koło Grodna a później do Treblinki. Pamiętają te furmanki, ten płacz, który nazywają sądnym dniem w Dąbrowie, kiedy Niemcy wywozili Żydów z miasta. W większości wiedzieli oni, że już tutaj nie wrócą i że jadą na śmierć.

Starsi pamiętają, nawet tęsknią - ale młodsi nie zawsze chcą pamiętać. Na murze cmentarza żydowskiego w Dąbrowie Białostockiej pojawił się obraźliwy napis. Czy sądzi pani, że jest to wyraz sprzeciwu mieszkańców na szerzenie pamięci o dąbrowskich Żydach?

- Tych incydentów było kilka. Ja nazywam je wprost antysemickimi. Ostatni był wulgarny napis na murze cmentarnym z kwietnia tego roku, ale dużo wcześniej identyczny napis pojawił się na muralu, na którym m.in. była umieszczona macewa. Kilkakrotnie też wyłamano znak informacyjny, który wskazuje kierunek cmentarza żydowskiego. W końcu ten znak nawet wrzucono do rzeki, więc to nie jest pierwszy taki przypadek, tylko któryś z kolei incydent. Już nie wspomnę o bardzo napastliwych komentarzach pod artykułami, szczególnie na portalach internetowych, gdzie mówi się o działaniach młodzieży czy moich. Zawsze są tam jakieś hejterskie komentarze, przypisujące mi np. żydowskie pochodzenie - "Przyjechali swoi do swojej" itd. Jak to odbieram? Mnie to po prostu boli. Fizycznie, nie tylko psychicznie. Odczuwam rodzaj bólu fizycznego, dlatego, że włożyłam w to dużo pracy i przede wszystkim pomagała w tym uporządkowaniu moja młodzież, moi uczniowie. Oni godzinami porządkowali i dbali o to. Uczestniczyli w różnego rodzaju uroczystościach na cmentarzu, czy w Dniach Judaizmu w Kościele katolickim, które co roku organizujemy, więc po prostu mnie to boli. Odbieram to jako niezadowolenie.

Odkąd zaczęłam zajmować się tematyką żydowską, spotkałam się często z bardzo negatywnym odbiorem moich działań wśród młodego i średniego pokolenia. Nie najstarszego. Starzy mieszkańcy Dąbrowy zawsze odnosili się do mnie bardzo życzliwie i z chęcią rozmawiali o Żydach dąbrowskich. Pokolenie młode i średnie, które nigdy nie widziało Żyda, było często nastawione negatywnie, więc sądzę, że jest to rodzaj pewnego rodzaju odwetu, zamanifestowania, że komuś to się nie podoba. Jestem przekonana, że robią to osoby miejscowe. Na pewno, nie robi tego nikt z zewnątrz, są to ludzie z Dąbrowy. Nie wiem, czy to człowiek, czy grupa. Trudno jest mi powiedzieć. Policja prowadziła dochodzenie, ale jak rozumiemy, nikogo nie znaleźli.

Pani jednak nie rezygnuje ze swojej misji. Jakie projekty lub działania mające szerzyć świadomość o przeszłości żydowskiej realizuje pani teraz?

Finalizujemy taki międzynarodowy projekt. Trójka naszych uczniów napisała prace na konkurs "Historia Holocaustu w mojej rodzinie". Uczennica, która jest pochodzenia żydowskiego (mieszka w Brześciu, uczy się zaś u nas), napisała pracę o przeszłości swojej rodziny. Z kolei dwóch naszych uczniów nakręciło film o Sprawiedliwych, czyli tematyka Holocaustu jak najbardziej wybrzmiała. Cały czas działam na polu organizacji Forum Dialogu (najstarsza w Polsce organizacja, która zajmuje się dialogiem polsko-żydowskim) i mam przyjemność być Liderem Dialogu, czyli znaleźć się w gronie stu paru nauczycieli, działaczy, animatorów kultury, którzy odtwarzają przeszłość żydowską w swoich miejscowościach i podejmują działania, które mają upamiętnić te społeczności na terenie miejscowości. Będę też kontynuowała projekt Szkoła Dialogu. W ubiegłym roku szkolnym organizowaliśmy zajęcia o Żydach, liczę na to, że kiedy wrócimy we wrześniu do szkoły to kolejna grupa uczniów zajmie się poznawaniem historii żydowskiej Dąbrowy i okolic.

Została pani nominowana do Nagrody POLIN 2019. Jest to szczególne osiągnięcie i chciałabym w tym momencie złożyć serdeczne gratulację. Mogłaby pani o tym opowiedzieć?

Bardzo dziękuję. Nagroda POLIN, czyli Muzeum Żydów Polskich jest najbardziej prestiżową nagrodą, jaką przyznaje się osobom, które angażują się w przywracanie pamięci o Żydach polskich. Zostałam nominowana z koleżanką Jolantą Konstańczuk, przez laureata tej nagrody dr Tomasza Wiśniewskiego, który od dziesiątków lat zajmuje się wschodniopolskimi czy podlaskimi Żydami i ma na tym polu ogromne osiągnięcia. Przyznaję, że podeszłam do tego bardzo sceptycznie, ostrożnie, ponieważ zdawałam sobie sprawę, że nasze działania są naprawdę skromne (śmiech). Jest to przecież nagroda, do której nominuje się ludzi z całej Polski, więc nawet nie liczyłam na to, że nasze kandydatury w ogóle przejdą sito w Warszawie i że ktoś zwróci uwagę na jakieś dwie nauczycielki z Dąbrowy, które coś tam próbowały robić. Tym bardziej byłam zaskoczona telefonem, który odebrałam z Warszawy i dowiedziałam się, że jesteśmy nominowane.

Ten rodzaj wyróżnienia jest dla mnie bardzo ważny, ponieważ to pokazuje, że ktoś (na szczeblu wyższym) dostrzega naszą pracę. Ja swoje działanie widzę jako trochę pozytywistyczną "pracę u podstaw" (śmiech), cieszę się, że ktoś to dostrzega i docenia. Stanięcie na scenie w Muzeum Żydów Polskich (POLIN) w Warszawie wśród i nagrodzonych, i wyróżnionych było dla mnie ogromnym przeżyciem i jest to naprawdę chyba największy mój sukces.

Sukces - tak, ale co dalej. Jaki ma pani plan na najbliższą przyszłość?

Moim głównym celem jest stworzenie monografii o Żydach Dąbrowy, ale jest to bardzo trudne wyzwanie i nie wiem, czy temu podołam, ponieważ wszystkie dokumenty są w archiwach białoruskich i rosyjskich. U nas nie ma praktycznie nic. Jest też bariera języka hebrajskiego i jidysz, więc nie wiem, czy uda mi się to w ogóle zrealizować.

Moim marzeniem jest też zaangażowanie nauczycieli i uczniów pobliskich szkół do przywracania pamięci. Mam nadzieje, że uda mi się to zrealizować w tym roku. 

Galeria

Zobacz również