Najpierw była zapowiedź prezydenta Białegostoku Tadeusza Truskolaskiego zwołania nadzwyczajnej sesji Rady Miasta, na której prezydent wnioskuje o wydzielenie z budżetu Białegostoku 300 tys. zł na pomoc dla gmin dotkniętych kataklizmem w nocy z 11 na 12 sierpnia 2017. Zaraz po niej szef klubu radnych PiS Henryk Dębowski zapowiedział, że jego większościowy klub będzie żądał od prezydenta by kolejne 300 tys. zł dał z budżetu na pomoc białostoczanom, którzy tu w mieście ucierpieli z powodu itp. czerwcowych ulew i wichur. Prezydent na łamach prasy odpowiedział, że nie ma powodu, żeby dawać takie pieniądze białostoczanom, bo nie zgłoszono takich szkód.
Tuż przed sesją we wtorek podczas briefingu radnych PiS przypomnieli oni swoje żądanie, ale już co do konkretów, czyli na przykład projektu uchwały, nie mówili nic. Swojego punktu do programu sesji nie mogli wstawić (nie było zgody prezydenta, który wnioskuje o sesję nadzwyczajną), a zakwestionowanie porządku dziennego oznaczałoby dla PiS odpowiedzialność za odrzucenie projektu pomocy dla poszkodowanych. Wizerunkowo przyniosłoby to więcej szkody niż pożytku.
W ten sposób PiSowi zostało tylko zwrócić na siebie uwagę podczas sesji. Tak też uczynił - poprzez wystąpienie szefa klubu, który zaapelował do władz miasta o wydzieleni pieniędzy na pomoc białostoczanom poszkodowanym podczas burz i wichur. W odpowiedzi usłyszał, że pieniądze są w obszarze pomocy społecznej, tylko że poszkodowanych chyba nie ma, gdyż nikt nie składa wniosku o pomoc finansową. Jeśli wnioski będą to wówczas Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie przeanalizuje i ewentualnie przyzna pomoc. Przy okazji dowiedzieliśmy się, że w ostatnich kilku latach miasto wydało w sumie 7 tys. zł na pomoc dla osób poszkodowanych podczas burz i wichur (w tym 3 tys. to - pamiętamy - pomoc dla pana Romualda Knajdka, któremu 20 czerwca 2017 połamane przez wichurę drzewo zniszczyło dach domu przy ul. Wiejskiej).
I tyle było dyskusji na temat 300 tys. dla białostoczan. PiS jednak zapowiada, że do tematu wróci na najbliższej zwykłej sesji rady. Nie odpuści. Ale to w przyszłości. Bo podczas sesji nadzwyczajnej w tej materii udało się tylko uzyskać ustne zapewnienie zastępcy prezydenta miasta Adama Polińskiego, że jeśli wnioski o pomoc będą, to pieniądze na pomoc mogą się znaleźć, o ile wnioskujący spełni określone w regulaminie kryteria.
Przerwa w obradach sesji i burza mózgów w klubie PiS w efekcie dały tyle, że zaraz później radni JEDNOGŁOŚNIE przyjęli obie uchwały o udzieleniu pomocy poszkodowanym pomorskim gminom. W ten sposób 200 tys. zł powędruje do gminy Czersk (Pomorskie) a 100 tys. do gminy Sośno (Kujawsko-Pomorskie). Jak mówiła skarbnik Białegostoku Stanisława Kozłowska - po rozmowach z władzami obdarowanych gmin - w Czersku białostockie pieniądze pomogą odbudować zniszczone słupy energetyczne, oświetlenie ulic oraz naprawić uszkodzone ścieżki rowerowe, zaś w Sośnie pójdą na odtworzenie zniszczonej infrastruktury komunalnej.
Zanim jednak doszło do jednomyślności w głosowaniu radni PiS zgłosili wiele wątpliwości dotyczących prezydenckich propozycji zmian w budżecie miasta na bieżący rok. Chodziło o dwie kwestie: przesunięcie wydatków na inwestycje drogowe oraz źródło finansowania tych 300 tysięcy zł pomocy. W pierwszej kwestii chodzi o sześć ulic osiedlowych, które miały być wyremontowane w tym roku, a nie będą. W większości z powodu braku zainteresowania wykonawców, którzy albo nie przystępowali do przetargów, albo oferowali kwoty znacznie wyższe niż miasto miało zaplanowane. Chodzi o ulice: Liniowa, Witebska, Przygodna, Nowosielska, Proletariacka, Waryńskiego. Zastępca prezydenta Adam Poliński uspokoił radnych, że te inwestycje będą realizowane, tylko z przyszłorocznego budżetu (o ile w ogóle znajdą się chętni do wykonania tych prac).
Druga kwestia - 300 tys. na pomoc przesunięto z wydatków na dodatki mieszkaniowe. Jak uzasadniała skarbnik miasta nie chodzi o to, że komuś teraz tych dodatków zabraknie, lecz okazuje się, że pieniądze zostały, ponieważ białostoczanie wzbogacili się na tyle, że nie spełniają już kryteriów dochodowych kwalifikujących do przyznania dodatku mieszkaniowego. Więc i tak tych 300 tys. na dodatki mieszkaniowe miasto by nie wydało. A tak - pomożemy Pomorzanom.