Przedwojenny budynek z żółtej i czerwonej cegły przy ulicy Białostockiej 44 w Ogrodniczkach to miejsce z bardzo długą handlową tradycją, bo sklep działał tu już w 1938 roku. Współcześni właściciele mają zdjęcie Anatola Piecha, który jako pierwszy sprzedawał tu okolicznym mieszkańcom świeże produkty i mocniejsze trunki. Ba, na archiwalnej fotografii widać nawet, że można było tu pograć w bilard! Z kolei w 1952 roku budynek był wywłaszczony i przeznaczony pod działalność GS.
- Obecnie nasz sklep jest jedyny w Ogrodniczkach i najbliższej okolicy. W dzisiejszych czasach małym sklepom nie jest łatwo na rynku, ale jak najbardziej mają one rację bytu, staramy się trzymać ceny i działać konkurencyjnie, by sąsiedzi chętnie robili u nas zakupy. Dziś nawet na wsi koniecznością jest wprowadzenie możliwości płatności kartą - mówi Leszek Świrydowicz, który od czterech lat prowadzi sklep Promyk, który jest punktem partnerskim Grupy Chorten.
Specyfika prowadzenia sklepu w mniejszej miejscowości jest inna, niż w dużych miastach - tu klienci nie są anonimowi i trzeba stale dbać o ich zaufanie.
- Właściwie z każdym klientem jesteśmy po imieniu. Pochodzimy stąd i wszystkich mieszkańców znam osobiście, z wieloma jesteśmy na stopie przyjacielskiej. Oczywiście do starszych ludzi zwracamy się z szacunkiem, ale też na zasadzie "dzień dobry pani Jolu, dzień dobry panie Władku". W sklepie mamy miłą atmosferę i wiele osób przychodzi także pogawędzić. Nasza ekspedientka czasem słucha wszelkich opowieści nawet przez 15 minut, więc czasem wręcz trzeba uprzejmie przerwać te litanie, bo mamy sporo pracy. Ale to normalne, że taki wiejski sklep pełni czasem funkcję i klubu dyskusyjnego, i lokalnego centrum informacyjnego. Tu można się dowiedzieć, która z pań aktualnie jest w ciąży i co u kogo słychać - żartuje właściciel.
Przed sklepem wisi zresztą specjalna tablica, na której każdy może przykleić ogłoszenie lub plakat. Właściciel przyznaje, że sporym wyzwaniem jest obecna sytuacja, kiedy ograniczono handel w niedziele.
- W każdą niedzielę stoimy z żoną we dwoje, synowie pomagają, jak mogą. Ale i tak ledwo się wyrabiamy, a na tych naszych 60 metrach jest i tak tłoczno - opowiada pan Leszek. - Z kolei z powodu przebudowy trasy na Supraśl zmniejszyła nam się ilość rowerzystów, którzy chętnie robią u nas przystanek, ale powoli odzyskujemy ten ruch.
Do każdego klienta podejście musi być indywidualne
- Wiemy, kto z tutejszych klientów lubi jakiś konkretny rodzaj chleba, jakie pali papierosy. Wiemy np., że jedna z pań bierze w poniedziałki skrzydełka z kurczaka, więc zawsze staramy się je zamówić w piątek, aby przyjechały z początkiem tygodnia. Nawet jeśli regularne dostawy mięsa mamy 4 razy w tygodniu i jakiegoś zakupu nie przewidywaliśmy, a przyjdzie klientka dzień wcześniej i poprosi o karkówkę, to jesteśmy w stanie spełnić jej życzenie. Mamy już także doświadczenie, że lokalna społeczność jest wielokulturowa - katolicka i prawosławna, a więc trzeba to brać pod uwagę dajmy na to przy zamawianiu zniczy na Wszystkich Świętych i Wielkanoc - podkreśla kupiec.
Jednocześnie właściciele sklepu angażują się w życie społeczne. Pomagali m.in. wspierając szkolne imprezy czy uroczystość 80-lecia Ochotniczej Straży Pożarnej w Ogrodniczkach, do której należy pan Leszek.
- Jesteśmy po prostu sąsiadami i staramy się pomagać, jak możemy - mówi Świrydowicz.