Na wniosek zastępcy prezydenta Białegostoku Zbigniewa Nikitorowicza i Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie prezydent Tadeusz Truskolaski odwołał ze skutkiem natychmiastowym Urszulę Styczyńską, dotychczasową dyrektor Domu Pomocy Społecznej przy ulicy Świerkowej 9.
O nieprawidłowościach w Domu Pomocy Społecznej pisaliśmy w ubiegłym tygodniu.
Nieprawidłowości w DPS przy Świerkowej. Dyrektorka odpiera zarzuty, a prezydent zapowiada kontrolę
Wtedy odezwali się do nas i pracownicy, i pensjonariusze tego DPS. Opowiadali, jak przez lata traktowała ich - była już dyrektorka. Opowiadali o tym, że brak jest ludzi do pracy, że z tego powodu pensjonariusze nie mogą liczyć na dobrą opiekę. O tym, że do pomocy kilkudziesięciu osobom często była przydzielana zaledwie jedna osoba. - Proszę sobie wyobrazić 30 osób, które nie są w stanie same zjeść posiłku i jedną osobę, która im w tym pomaga. Biegała od pacjenta do pacjenta, każdemu podając choć po kilka łyżek zupy. Choćby nie wiem, jak się starała, nie była w stanie wszystkich nakarmić - opowiadali.
Często, jak opowiadały nam pielęgniarki, na 90 osób była zaledwie jedna pielęgniarka. Lekarza - żadnego. Gdy była potrzebna konsultacja - pensjonariusze byli wożeni do przychodni. W czasie pandemii, nawet to nie było już możliwe.
Ale to nie koniec tych historii. Jak mówili, obcinane były wszelkie wydatki. To pensjonariusze często musieli zapewnić sobie środki czystości, leki środki opatrunkowe. Jeśli ktoś nie miał - po prostu opatrunek nie był mu zmieniany. Mężczyźni dostawali jedną maszynkę do golenia na kilka miesięcy, brakowało mydła, dezodorantów, szamponów, odzieży...
- Według dyrektor dostarczanie nam środków czystości to jedynie jej dobra wola, a odzież jest niedostępna zupełnie, jedynie silnie zużyta. Przez 6 lat nie otrzymałem żadnej odzieży - jedynie propozycję zakupu pod warunkiem że z góry za nią zapłacę - mówił nam jeden z pensjonariuszy DPS. - Placówka chyli się ku ruinie, dziurawe dachy, mokre i zagrzybione ściany, pluskwy w pokojach, pijawki w basenie to standard europejski według dyrektor.
Pracownicy i pensjonariusze zarzucają też dyrektorce terror psychiczny. Jak mówią - to właśnie powodowało, że pracownicy rezygnowali z pracy. - Nikt nie chciał tu pracować - mówią. Gorzej jednak wpływało to na pacjentów. Wielu z nich potrzebuje pomocy w najprostszych życiowych czynnościach - wstaniu z łóżka, jedzeniu, ubieraniu, codziennej higienie.
- To upokarzające dla osób, których genitalia są lustrowane przez coraz to nowe osoby podczas przewijania i obsługi sanitarnej - mówił nam jeden z pensjonariuszy. Przyznawał, że zwyczajnie, po ludzku, się wstydzi.
Najczęściej stosowaną karą przez dyrektorkę było przenoszenie pensjonariuszy z pokoju do pokoju, z piętra na piętro. - Ja to jeszcze sobie z tym radziłem. Jeżdżę na wózku, mogłem odwiedzać kolegów i przyjaciół. Gorzej mieli starsi, całkowicie niesamodzielni ludzie. Dla nich takie przenosiny to całkowita zmiana życia.
- Takie babciunie, co się ze sobą zżyły, są rozdzielone i umierają z tej tęsknoty - potwierdza jedna z pracownic.
Wszyscy zaś przyznają - nieraz informowali władze o nieprawidłowościach.
- Owszem, były kontrole. Ale nikt nigdy z nami nie rozmawiał - mówi nam pensjonariusz. - Pani dyrektor mówiła i pokazywała to, co było jej na rękę.
Teraz jednak wszystko potoczyło się inaczej.
- Powodem odwołania jest utrata zaufania do osoby pełniącej funkcję dyrektora placówki. Obowiązki dyrektora DPS-u przejmuje Karol Kossakowski, który dotąd był zastępcą dyrektora Dziennego Domu Pomocy Społecznej przy ulicy Nowogródzkiej 5/1 w Białymstoku - powiedział zastępca prezydenta Zbigniew Nikitorowicz.
Karol Kossakowski od 2006 roku angażuje się zawodowo w pomoc społeczną. Jest terapeutą, pełnił funkcje kierownicze w dziennych domach pomocy społecznej.
- Moim priorytetem jest teraz przede wszystkim zapewnienie bezpieczeństwa podopiecznym Domu Pomocy Społecznej. To ważne, żeby osoby starsze przebywające w placówce były odpowiednio zaopiekowane, czuły się bezpiecznie i komfortowo ? podkreślił Karol Kossakowski.