Nie zastąpią Florydy

Białystok doskonale zna hasło ?Dojlidy zamiast Florydy?. Nic dziwnego. Za to, by takie hasło mogło przynajmniej zbliżyć się do rzeczywistości, Białystok zapłacił 12 milionów złotych (wliczając w to unijne dofinansowanie)

fot.mon

fot.mon

Jednak tegoroczny sezon plażowy przypomniał wszystkim, że w Dojlidach i na Florydzie nie chodzi o pieniądze, lecz o coś zupełnie innego.

Starsi białostoczanie w trudnych czasach szarego socjalizmu pamiętają plażę w Dojlidach jako miejsce letniego wypoczynku klasy robotniczej. Wówczas wypoczynek generalnie polegał na zajęciu plażowej przestrzeni o wymiarach kocyka nad mulistym i brudnym, choć rozległym stawem. Przy słonecznej pogodzie od czasu do czasu wypoczywający zanurzali się dla ochłody w dojlidzką toń. Opodal plaży było kilka sławojek, jakaś budka z napojami dla spragnionych, biuro kierownika plaży. I oczywiście konieczny wszędzie w owych czasach ?Regulamin korzystania z plaży miejskiej?. Ludzie wypoczywali bez najmniejszego porównania ze słonecznymi plażami nawet polskiego Bałtyku. Wszystko siermiężne, brudne i szare. Dojlidy nie przypominały Florydy i nikomu wówczas nie przychodziło do głowy kojarzyć tych dwóch miejsc.

Ten klimat późnego Gierka utrzymywał się na Dojlidach aż do ostatniego wielkiego remontu ? za 12 milionów właśnie. Najpierw więc przez cały letni sezon 2014 plaża była zamknięta i całkowicie niedostępna dla białostockich amatorów plażowania. Ale czekać było warto, bo w następnym roku otwarcie i pierwszy sezon Nowych Dojlid oszołomił wszystkich do tego stopnia, że nasze swojskie Dojlidy zaczęły im się kojarzyć z czymś światowym. Wszystko było nowe, błyszczące i wygodne. Pomosty, łodzie, kajaki, sprzęt wodny, plaża i nawet sama woda w stawie ? wydawały się całkiem z innego świata. Nic dziwnego, że białostoczanie popadli w zachwyt, na czele z samymi w władzami miasta

I byłoby pięknie, gdyby nie nasza rzeczywistość, na którą nie ma wpływu nawet dyrektor Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji. Gdyby nie pogoda. Bo już się wydawało, że ten wspaniały obiekt uniezależnił się od pogody. Cała infrastruktura krzyczała do plażowiczów: przychodźcie, odpoczywajcie, bawcie się. A plażowicze nie przychodzili. Nie przychodzili, bo w tym sezonie letnie plażowanie na Dojlidach to wielkie święto. Tegoroczne Dojlidy tak samo jak całe otoczenie są szare, smutne i mokre. Mokną jachty i kajaki, mokną huśtawki i zjeżdżalnie. Jest smutno, mimo że właściciel obiektu robi wszystko, by było atrakcyjnie i bogato.

Dojlidy w tym roku są bardzo daleko od Florydy. A w tych deszczowych, chłodnych dniach jeszcze raz myślimy o dawnych Dojlidach. Miejscu, które nawet nie starało się robić konkurencji dla letnich kurortów, bo rozumiało swoją ułomność i ograniczenie. W ten sposób zamiast wielkiego świata pozostaje nam dziś świadomość własnych ograniczeń.

Posypujemy więc mokrym piaskiem z dojlidzkiej plaży własną głowę mówiąc: Dojlidy to tylko Dojlidy.

Zobacz również