O trudnej sytuacji poinformowała nas czytelniczka, która na co dzień pracuje w jednej z białostockich szkół podstawowych. Twierdzi, że większość nauczycieli w jej placówce straciła od 700 do 1000 zł.
- W grudniu - wyłącznie za nadgodziny - dostałam 1472 zł, a w tym miesiącu za ich taką samą liczbę - 763 zł. Księgowa twierdzi, że z powodu wypłaty tzw. "trzynastek" jest zbyt duży przychód - pisze do nas pani Katarzyna (imię zmienione - red.). Spina budżet nadgodzinami, ktore często wynikają z zastępstw za innych nauczycieli.
Próbowaliśmy się skontaktować w tej sprawie z dyrekcją jej szkoły, ale bezskutecznie. Ta nie znalazła dla nas czasu ze względu na "ważne spotkania". Porozmawialiśmy więc z wiceministrem edukacji i nauki - na temat powodów, dla których część nauczycieli ma w tym roku niższe pensje.
- Wiemy, że u niektórych był jakiś problem przy wypłacaniu "trzynastek". Tam się skumulowały wypłaty nadgodzin, normalnego wynagrodzenia miesięcznego oraz trzynastych emerytur. W niektórych wypadkach, gdy ktoś dużo pracował ponad normę, mogło to spowodować, że w danym miesiącu było obcięcie tych środków. Natomiast, według wyjaśnień Ministerstwa Finansów, te fundusze, jeżeli kwota ogólnoroczna nie zostanie przekroczona, miały być wyrównywane przy rozliczeniu rocznym - informuje nas Dariusz Piontkowski, wiceszef resortu edukacji.
Koszmar księgowych
Trzynasta emerytura to jedno. Drugie to zmiany podatkowe związane z wprowadzeniem Polskiego Ładu - niejasne przepisy dot. rozliczania ulgi dla klasy średniej i kwoty wolnej od podatku oraz likwidacja odliczenia składki zdrowotnej od podatku - to powody pomniejszonych nauczycielskich pensji. Jak wynika z sondy przeprowadzonej przez Związek Nauczycielstwa Polskiego - ponad 77 proc. nauczycieli po reformach ma niższe wynagrodzenia. Praca ponad wymiar powoli staje się nieopłacalna, a uczniów przecież przybywa - choćby tych, którzy przez wojnę uciekli do Polski z Ukrainy.
- To dosyć skomplikowany temat. Niektórzy dostali mniejsze pensje, niekiedy drastycznie niższe. Zarząd główny Związku Nauczycielstwa Polskiego złożył w tej sprawie pismo do premiera RP, by zajął się tą sprawą, by kwestie wynagrodzeń zostały uporządkowane. To się dzieje w całej Polsce. Podejrzewam, że inne środowiska też zgłaszają podobne pretensje - mówi nam Elżbieta Mikulska, prezes białostockiego oddziału Związku Nauczycielstwa Polskiego.
Szefowa ZNP w Białymstoku przyznaje, że w obecnej sytuacji "niekomfortowo" czują się nie tylko nauczyciele, ale i księgowe. "One są po prostu podstawione pod ścianą" - słyszymy.
- Jest wiele emocji w tej sprawie, w pełni uzasadnionych, bo jeżeli ktoś dostaje mniejsze wynagrodzenie, niż sobie wyliczył, no to coś jest nie tak. Nauczycielom dzieje się krzywda. Mamy nadzieję, że rząd szybko zainteresuje się tą sprawą i wprowadzi odgórne zarządzenia - dodaje Mikulska.
Pozytywnie albo wcale
Przypomnijmy, że poszkodowanych przez Polski Ład miało generalnie nie być - dla znacznej większości Polaków powinna być to reforma pozytywna lub neutralna. Jak informował rząd w ub.r. - "szacowany wzrost wynagrodzenia netto otrzymywanego przez nauczycieli, w skali roku to kwota ok. 240 mln zł".
- Jeżeli komuś dotychczas obcięto pensje o kilkaset złotych, to najprawdopodobniej ma bardzo wysokie wynagrodzenie - mówi nam Dariusz Piontkowski, bo Polski Ład w praktyce miał nie mieć złych efektów dla osób, które zarabiają poniżej progu 12 800 zł. Rzecz w tym, że nasza czytelniczka, która uczy w jednej z białostockich szkół - takich pieniędzy nie zarabia. - Jak wspomniałem, skumulowały się trzy elementy i w niektórych sytuacjach mogło to doprowadzić do obniżenia wynagrodzenia. Mam nadzieję, że wraz z korektą Polskiego Ładu, uregulowane zostaną też kwestie nauczycieli - dodaje wiceminister edukacji.
Rząd ostatnio ogłosił szereg zmian podatkowych - obniżenie stawki PIT z 17 do 12 proc. czy likwidację ulgi dla klasy średniej. Nowe przepisy wejdą w życie od 1 lipca br.